6 października 2017

Ale czad!

Mamy taki powód do dumy z powodu zwycięstwa naszych orłów piłkarskich, że dosłownie strach coś naprzeciw powiedzieć o tych bohaterach, co to piłkę kopią, a przy tym piłki kopaniu dobrze zarabiają, tak dobrze, że aż zapytać wypada czy to tych orłów kopanie na tyle zasługuje.
Dumni jesteśmy okrutnie, że oto właśnie polska reprezentacja w piłce, nożną zwanej, będąca obecnie (po spadku) na 6. miejscu w rankingu FIFA dokopała 6:1, będącej obecnie na 83. miejscu tegoż samego rankingu, Armenii.
I znów taka radość naród ogarnęła, że chyba tylko przynajmniej remis z Czarnogórą w niedzielę radość tę może jeszcze uczynić doskonalszą.
A dla mnie to taka żenada. Pokonać w piłce nożnej reprezentację Brazylii czy Niemiec 6:1, to byłby wyczyn, powód do dumy, radości. Ale pokonanie 6:1 Armenii, w dodatku źle dysponowanej wczoraj, to chyba nie powód do dumy, nic nie ujmując Ormianom. 

To tak, jakbym ja, na ostrym w dodatku kacu, wyszedł na ring ze starszym ode mnie o rok, ale też zodiakalnym rakiem i wyższym niemalże o głowę Tysonem albo starszym już ode mnie o lat cztery Holyfieldem i wyższym ode mnie o dużo więcej niż głowę, o wadze już nie wspominam, bo to kilkadziesiąt kilo różnicy. No i wychodzę na ring, dostaję ostre lanie, a pić mi się chce, jak to bywa na kacu, ale pomimo to tak Mike’a czy Evandera udaje mi się trafić, że sędzia gościa liczy. 
Przetrwałem pierwszą rundę, ale w drugiej padłem. Nie padłem jednak tak, żeby bez życia leżeć, tylko nie mogłem się podnieść, zanim dziesięć wybrzmiało.
No i Amerykanie po tym pojedynku są cali w skowronkach, bo to właśnie ich rodak, syn ziemi amerykańskiej, sól amerykańskiej ziemi, pokonał właśnie Polaczka i zlał go, jak trzeba.
Dlatego ten cały zachwyt nad tym konkretnym „naszym” zwycięstwem, to dla mnie żenada. Nic nie ujmując Armenii. 
Ale już pierwszą wtopą był dla mnie oto napis na koszulkach, w których piłkarze wybiegli na stadion. Kolega złapał kontuzję, więc cała drużyna dziewczynek pokaże teraz światu, jak kolegę kocha, jak martwi się jego chorobą i jak bardzo go brak. Można było napisać na tych białych koszulach, np.: Szacun dla Przeciwnika! albo Jarosław Wielki, można też było napisać: O, Dyrektor to Gość! Byłoby w sumie to samo, gdyby napisać tam: Kocham Myszkę Miki albo Kaczora Donalda!
Było napisane natomiast, co było i koniec. I nie zawrócisz czasu. Ja tylko pytam cichutko, czemu miało to służyć? Co to miało znaczyć? Przecież noszący te koszulki reprezentanci kraju występowali w imieniu Polski i narodu polskiego. Czy to miało oznaczać, że Polska jest z M…, a może wszyscy Polacy za zdrowie M… się modlą? A co to, kurczę, jakiś piłkarski zbawiciel!?
A później to już było tak, że komentatorzy tak się zachwycali jakością gry naszych orłów, że nikt nie zdążył pisnąć o niecelnych podaniach, o powłóczeniu nogami, o przyjęciach z przedszkola, o dziwnym zmęczeniu niektórych zawodników… Tyle w tym było jakości. Nauczmy się z siebie śmiać. Na pewno będziemy zdrowsi i mniej zachwyceni sobą,
Chłopaki z Armenii grali uczciwie do końca. Czy ktoś widział, żeby odpuścili sobie?
To wszystko mi mówi, że albo my się zachwycamy przeciętnością, albo te całe rankingi o kant tyłka rozbić.
Ale, no właśnie „ale”, cudów dziś nie brakuje. I kto wie, co będzie, jeśli do Rosji Putina polskie orły pojadą? Może im coś tam wyjść, gdy inni się rozchorują. W innym przypadku cieniej niż cienko to widzę.
A może ja się mylę? A niech i tam! To i tak nic nie zmienia. Piłka nożna dzisiaj to takie igrzyska dla tłumu. Igrzyska, które jednostce pozwalają na chwilę zapomnieć o codzienności.

I jak tu nie kochać Marksa, Engelsa, Lenina? To byli mądrzy ludzie. Wiedzieli, co tłumom trzeba. Ci, co dzisiaj na szczycie, to pojętni uczniowie. Zafundują nam jeszcze niejedne igrzyska. I niech będą igrzyska, byleby nie krwawe!
Dobrze i mądrze powiedział jeden z orłów polskich: To, że jesteśmy na piątym miejscu w rankingu FIFA nie oznacza wcale, że jesteśmy piątą drużyną świata. (Mówił to wtedy, gdy byliśmy na 5. miejscu.)

Musimy o tym pamiętać, mniej się rozczarujemy! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...