23 października 2017

Przyganiał kocioł garnkowi

Czepiam się ”ubytków” w pisaniu innych i wytykam „drzazgę” w tymże innych pisaniu, a „belki” ewangelicznej w swoim pisaniu jakoś dostrzec nie potrafię, dostrzec nie mogę albo zwyczajnie nie chcę. Ale już to nadrabiam, choćby tylko słowem!
Ostatnio przeglądając swoje wpisy na blogu, co rusz natrafiam na różnej maści kwiatki językowe, jak literówki czy czeskie błędy. Jeszcze ortografów nie widzę, ale to pewnie tylko kwestia czasu, jeśli nie wezmę do galopu swojej autokrytyki i nie włączę w swoim podczaszkowym oprogramowaniu wszystkich posiadanych programów szpiegujących moje językowe potknięcia.

Wracając do porzuconego tematu. To takie ludzkie, aż wstyd, szukanie drzazgi w oku brata swego, nie widząc jednocześnie belki w oku swoim. To takie ludzkie, aż przykro, wyszukiwać bledy innych i te błędy potępiać, pozwalając jednocześnie swoim błędom mnożyć się, rozwijać i zakorzeniać na dobre.
Dlatego biję się w piersi i wołam: Mea maxima culpa!
A teraz, żeby udowodnić choć troszkę, iż nie tylko pustosłowiem i biciem piany jest ta moja językowa szarpanina, napiszę – praktycznie wyczyściłem sprawę zbędnych rzeczy posiadanych przeze mnie przez lata, nie wiedzieć czemu; nie przestałem dążyć do tego, aby pisanie było moją codziennością, a codzienność zamieniła się w pisanie, nawet kosztem nieporozumień z tymi, którzy mówili mi KOCHAM jeszcze nie tak dawno; nadal poszukuję wiatraków, z którymi mogę toczyć bitwy i Dulcynei mojej przebywającej gdzieś w zakamarkach mojego idealizmu upragnionego, a sprowadzonego dzisiaj do poziomu instrumentu muzycznego w utworze wieszcza naszego; nie przestaję toczyć bojów o siebie zapomnianego, a radosnego i ufającego wszystkim popaprańcom spotkanym na drodze życia mojego jedynego, niepowtarzalnego, krótkiego okrutnie i ocierającego się o znikomość albo znikomością właśnie będącego; odmierzam innym taką miarą, jak sobie i wymagam od innych tylko tego, czegom od siebie wcześniej wymagał i czemum w słabości swojej jednak sprostać zdołał.
Enough!
Sapienti sat!
A po polsku – dość!

Nie zmieniajcie zbyt wiele…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...