Morawiecki, ten facet od
rządu, w którejś tam ze swoich wypowiedzi publicznych odwoływał się do
Promethidiona Norwida. Jakoś miło zrobiło mi się przy tym. Dalszej części
politycznego pierdlenia wicepremiera oczywiście nie słuchałem, bo to mnie
całkiem, ale to całkiem nie rusza. Ale przyznać muszę, że odwołanie do dzieła
Norwida było poprawne i trafione, co w oczach moich skromnych podniosło tego
młodszego ode mnie troszeczkę polityka.
To wystąpienie ministra
potwierdza tylko, że nieustannie błądzimy po drogach i bezdrożach myśli innych
ludzi, nawet gdy ludzie ci już dawno są w zaświatach. A to by z kolei
potwierdzało ten biblijny fakt, że wszystko pod słońcem już było i dzieje się
znów na nowo. Było, a jednak jest inne, jak tylko potrafi być chwila.
Ja też to mam częściej niż
często. To, czyli błądzenie w świecie innych myśli. Często jest tak, że
okoliczności, w jakich przychodzi mi w danej chwili funkcjonować, na przykład
ostatnio dość często uczestniczę w uroczystościach pogrzebowych i przyznam, że
takie właśnie chwile, w moim przypadku, pchają mnie często w objęcia tego, co
napisali inni.
Swego czasu Maksym Gorki
napisał w swojej powieści Matka, że jest miłość,
która przeszkadza żyć. I piękna, i straszna myśl. Miłość, która
wszystko zwycięża, przetrzyma, zniesie… ta prawdziwa miłość rzeczywiście nieraz
przygniata małego człowieka ciężarem swojego piękna, poraża i zniewala. Zwłaszcza
w takich chwilach, gdy przychodzi się rozstać.
I starożytni ze swoimi
sentencjami, jak choćby: Amor victis omnia! Któż z
zakochanych, kochających, kochanych tego nie zna, nie wypowiada z uniesieniem
niemalże modlitewnym?
A ja w swoim domowym
filozofowaniu zaraz pytam czy skoro Amor
vincit omnia!, to też Omnia vincit
Amor!?
Albo dla pracoholików myśl
Wergiliusza: Omnia victis labor improbus!
Dla mnie to nic
szczególnego, że człowiek myślący porusza się nieustannie w granicach
określonych przez Słowo i kroczy po drogach przez Słowo wytyczonych, a
nierzadko i błądzi po bezdrożach Słowa. Wszak wszystko przez Słowo się stało i
nic bez niego nie jest.
Frankoński teolog z IX wieku
Maurus Hrabanus tak pisał o słowie: Słowo z samej istoty rzeczy jest najbardziej
wolne spośród duchowych istnień, więc najbardziej niebezpieczne i najbardziej
niepewne. Słowo wymaga więc Stróży. Kim mają być ci Stróże? Poszukiwałem ich
całe życie.
To już będzie pewnie ponad
dwadzieścia lat temu, jak wypisałem sobie ten fragment i do dzisiaj jestem pełen
podziwu dla twórcy tych słów. Dzisiaj bowiem, po upływie ponad tysiąca lat, nie
tylko nie straciły na aktualności, ale są chyba bardziej aktualne niż w czasach
ich autora. Codziennie obserwujemy, jak toczy się wojna na słowa, jak słowem
niszczy się ludzi, jak słowem się ludzi wywyższa, poniża, oczernia, chwali,
gnębi, uszczęśliwia…
Zostaliśmy wyposażeni w
oręż, z którego siły rażenia nie zdajemy sobie sprawy i którym machamy niczym
watażka szabelką na stepie życia.
Albo ta myśl Friedricha
Schillera: Co ma ożyć w pieśni, zginąć powinno w rzeczywistości. I moja
przy tym myśl: Nienawiść czeka na
drogach rozpaczy! Co mi tak Remarque’a przypomina, że wcale bym się nie
zdziwił, że to jego książki wyprodukowały w przepaściach mojego umysłu tę
właśnie myśl.
I wierszy cała głowa, ich
wypisów bez liku, jak choćby te wiersze Jastruna, którego nie doceniałem, a
który coraz to bardziej dociera do mnie jako wielki poeta, jak choćby w Lekcji
*
Płyń dalej żywa wodo
Dziej się głębiej
samotności moja.
Albo tę myśl, którą również
przypisałem Jastrunowi, choć nie wiem czy dobrze i nie będę się gniewał, jeśli
ktoś mnie poprawi. Ale myśl jest głęboka.
*
Jakże możemy wiedzieć
co się z nami stanie
Jeśli dotąd nie wiemy
nawet, kim jesteśmy.
Albo
wiersz Taniec, który znów przypisałem
Jastrunowi, Mieczysławowi nie Tomaszowi.
TANIEC
Owoc grantu ze złotem
pomarańczy
bije się na kolory
tło z popiołu
Oddalona młodością
ode mnie
tańczysz
taniec oczu piersi
kolorów
wynurzających się z
morskiej piany
Odwijająca się lekko
suknia
w nagłym rozcięciu
krążącej nogi
Ty wiesz wszelka
rozkosz jest smutna
znasz nie spalający
cię ogień
i jak na temat zadany
pomnażając ruch do
wielomianu
zapisujesz błyszczącą
podłogę
I Emaus,
który bardzo mi się podoba.
EMAUS
Za oknem łopot
nocnych ptaków
Popłoch cieni
Człowiek przerażony
Patrzy przez ciemna
palce
Na puste krzesło
Na którym
Słup światła
I jeszcze Z
twarzą ciemną:
Z TWARZĄ CIEMNĄ
Beznadziejna
Szczęśliwa
Nadziei pełna
Nieszczęśliwa
Ale jest inna
Z twarzą ciemną
Ze złotej skóry
lśnieniem
Ta jest we mnie
Nie będąc ze mną
Nie zatratą jest
Lecz dopełnieniem.
Poezja to jeden z tych niewielu
pięknych wytworów myśli wolnej człowieka.
Dlaczego o tym piszę?
Bo za oknem wiatr chmury goni
po niebie, krople deszczu spadają i świat taki zadumany, taki niby smutny, ponury,
nieciekawy, ale tylko na niby, bo niezmiennie piękny.
A poza tym wiem, że czytanie
poezji nikomu nie zaszkodziło i nie zaszkodzi na pewno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz