W
gminach na zadupiu, gdzie wodzem jest zwykły dureń (nieważna jest płeć, bo
durniem każdy być może), najgłupsze polecenia ludzie wykonują, kwitując to
uśmiechem i jakimś komentarzem. Nie sprzeciwiają się jednak, bo z durniem nie wiadomo, co zrobi, gdy ktoś rozsądny spróbuje coś korygować, np. jakąś
decyzję, oczywiście głupią...
Po drodze miało być o
tym, że lato przecież wszędzie, ale tylko w piosence, zostało po staremu, czyli
słów kilka o tym, co na moim zadupiastym gminnym podwórku słychać i co zajmuje
miejscową ludność. Mimo tych małych podrówkowo-gminnych problemów, chciałoby
się zaśpiewać za Skibą: Lato, lato
wszędzie, oszalało, zwariowało moje serce… Jak to jednak zaśpiewać, gdy
lipiec w tym roku zamienił się chyba miejscem – jak w baśni – z listopadem?
Nie ma tego złego… -
takie słotne dni zwiastują względny spokój, ludzie siedzą w domach, może mniej
plotkują albo plotkują więcej. Pogoda jest, jaka jest i na nic narzekanie czy
nią się zachwycanie. Prawda, jakie to piękne: Jest i wszystko ma gdzieś!?
Z pogodą, jak z władzą
gminną, jest i nic nie poradzisz. Można co najwyżej jakoś sobie tłumaczyć takie
czy inne zachowania przedstawicieli tej władzy i czekać cierpliwie na zmiany – w przypadku władzy –
wyborów.
Muszę tutaj przyznać,
że władza nowej jakości w mojej małej gminie, co dla mnie jest pępkiem świata,
nieustannie czymś tam wprawia mnie w stan osłupienia. W gminach na zadupiu, gdzie wodzem jest zwykły dureń (nieważna jest
płeć, bo durniem każdy być może), najgłupsze polecenia ludzie wykonują,
kwitując to uśmiechem i jakimś komentarzem. Nie sprzeciwiają się jednak, bo z
durniem nic nie wiadomo, co zrobi, gdy ktoś rozsądny spróbuje coś korygować,
np. jakąś decyzję, oczywiście głupią...
Nie interesuję się –
przyznam – tym, co wódz wyprawia, nie bawią mnie już też jego dziwne decyzje.
Jeśli to, co nas bawi, trwa zdecydowanie zbyt długo, przestaje być śmieszne i
staje się żałosne. A o tym, co w gminie słychać, wiem tyle, co od ludzi dowiem
się w czasie rozmów, a że miejscowi chętnie ze mną rozmawiają, to i o różnych
sprawach dowiaduję się rychło i czasem włos mi się jeży, ale bez przesady – nie
spodziewałem się przecież niczego innego.
Jeden z moich rozmówców
oburzony był wielce ostatnio tym, że przedszkole w czasie wakacji funkcjonuje.
Rozmówca był rozsądny i wytłumaczył szybko, że nic w tej sytuacji nie byłoby
dziwnego, że w czasie wakacji przedszkole miejscowe działa, tylko problem jest
w tym dla kogo działa i po co. I jak mi wyjaśniono przedszkole funkcjonuje,
żeby w nim mogły przebywać dzieciaki gminnych notabli.
Uśmiałem się po pachy i
powiedziałem krótko, że gmina jest zadupiem, nie ma tu żadnych notabli. A jeśli ktoś tak mówi tutaj o sobie samym, to nie notablem jest, ale bubkiem zwykłym (i tu znów nie tylko mężczyzn się to tyczy).
Jasne, że ich nie ma,
ale ci, co u władzy są dzisiaj, sądzą, że właśnie oni notablami są. A skoro są notablami,
to cały gminny świat powinien im służyć, a nie oni światu. W rzeczonym
przedszkolu gminnym pojawiły się nawet pociechy samego wodza. Nikt nie wiem na jakiej
zasadzie. Wszak wódz w gminie nie mieszka i jego dzieciaki też, przez cały
święty rok szkolny były gdzie indziej w przedszkolu, a w czasie wakacji do przedszkola
tutaj? Jest na to jakaś umowa? Są jakieś papiery? Jakieś potwierdzenie, np. opłat
za to, że dzieciaki nie stąd w przedszkolu przesiadują, a pracownicy gminni zajmują
się nimi w najlepsze?
Mówię: To pewnie plotka!
Rozmówca mój się śmieje!
Nie wierzę, żeby tak głupio nowy wódz postępował!
Rozmówca mój na to: Mało
wiesz, stary wodzu! Nie masz pojęcia nawet, co nowy wódz może! Jakie ma pomysły
i co jeszcze odpali. Nie masz, stary wodzu, zielonego pojęcia!
Pokornie schyliłem, głowę, bo
może i brak mi pojęcia o wyczynach wodza – ja na to bym nie wpadł. Za moich starych czasów
– jak dobrze pamiętam – pracownicy przedszkola w wakacje mieli wolne, tzn. urlop. Odpoczywali ludzie, by siły magazynować na kolejny rok pracy. Nigdy też moje dziecko
w przedszkolu w wakacje nie było, a jeśli do przedszkola chodziło w roku szkolnym,
to za odpłatą, jak każde dziecko z terenu gminy.
Nigdy bym nie wpadł na pomysł,
żeby przedszkole „chodziło” dla mojego dzieciaka lub dzieci moich kumpli! To dla mnie jest tak chore, jak władza nowej jakości!
Inni potwierdzili te gminne
rewelacje, a zatem musi coś być na rzeczy, pomyślałem sobie. Żebym jednak tym sobie
głowę specjalnie zajmował, to lekka przesada.
Pomyślałem tylko, gdzie
są ci, którzy mieli zrobić rewolucję i wszystko miało być naj – gminny raj na ziemi.
Myślę, że widzą, co jest, ale się ustawili i nie wychylą się z żadnym najmniejszym
słowem krytyki. Inni wczorajsi wspólnicy władzy nowej jakości schowali się ze wstydu.
Tylko gdzie? Nie wiem. Wychylą się w czasie wyborów!
PS
Miałem dziś z młodszym synem
zdobywać podwodne światy, badać rzeczne życie. Natura powiedziała, że trzeba plany zmienić. zmieniliśmy plany. Udało mi się jednak urwać godzinę
pogody i pojeździłem rowerem pomiędzy deszczu padaniem!
I to jest właśnie piękne
– patrzeć na zieleń traw, patrzeć na drzewa w lesie, po drodze rozmawiać z ludźmi...
I to jest temat do rozmów,
a wódz niech tam sobie wymyśla!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz