Jak dobrze, że są takie
chwile w tym krótkim życiu człowieka, że można w siebie wejrzeć i przyjrzeć się
sobie od środka, i zadziwić sobą, jak niczym na tym świecie, dostrzec też cały
absurd tego, w jakim bagienku bezsensu nurzamy się nieustannie. Tak zwane
praktyczne umysły pewnie się śmieją w najlepsze z takich cudaków jak ja i moich
– niby – problemów.
1.
Przez kilka dni
myślałem o tym, jak to Polacy w trwającym Mundialu wypadli i jak potem mediom
Nawałka i Lewy ten nieciekawy występ tłumaczyli pokrętnie. Chciałem to
komentować, łapałem ich za słówka, notowałem sobie niektóre ich wypowiedzi,
burzyłem sobie krew tą – przecież ich – porażką.
Aż w końcu: Eureka!
Wykrzyknąłem w duchu. Co mi tam ich porażka i mętne tłumaczenia? Co mi tam
jakieś orły z jakimś Nawałką w tle? A może: Co mi tam jakiś Nawałka z jakimiś w
tle orłami? Ni jedno, ni drugie nigdy orłem nie będzie, a przy tym tyle zarobią
co niejeden orzeł!
To takie nieistotne,
przyziemne, nieżyciowe, że setki albo tysiące smucą się i denerwują za sprawą
kilku partaczy, co z siebie wszystko dają na planie kolejnej reklamy, a na
boisku – żenada!
2.
Chciałem też komentować
i pisać o polityce – o kolejnym ataku Jarosława na sądy, o bohaterskiej obronie
sędziny – emerytki, co do fotela Temidy – wydaje się – przyrosła i teraz z
tymże fotelem niczym bliźniak syjamski nijak się rozstać nie może i ich
rozdzielić nie sposób, bo przy tym rozdzieleniu jedno niechybnie przepadnie –
Temida albo sędzina, a sprawiedliwość w Polsce na pysku na bruku skończy.
Sędzina chyba nie myśli, że Charon czeka cierpliwie i powinna odłożyć monetę na
przeprawę.
I znów przyszło w porę
wewnętrzne opamiętanie. Eureka! Krzyknąłem w nocy przed zaśnięciem. Jarosław
przecież przeminie, jak wszyscy śmiertelnicy, a ci, co po nim zostaną, rozsypią
się po świecie. I mogę dziś prorokować, że nikt nie zdoła wymyślić miesięcznic
ku jego czci, choć mogą wieźć go na Wawel.
Tak sobie czasem myślę,
co też Jarosław myśli. Pewnie, że jest już dość stary, żeby się cieszyć
sukcesem, że sukces przyszedł za późno i pełnia władzy nad średniej wielkości
narodem też jakby przyszła spóźniona, że nijak się z tego cieszyć. A jeśli
nawet radość, to z kim się nią podzielić? Z była premier „ostrą”, z Andrzejem,
Mateuszem, a może z Antonim, co trochę się teraz boczy za bezsensowne roszady i
armii mu odebranie? Nijak się z nimi cieszyć, bo każdy ma jakiś żal albo jakieś
tam plany. A z kotem się cieszyć, to chyba raczej głupio!
W tym swoim opamiętaniu
pomyślałem sobie, że cała polityka, to takie wszystko małe, płaskie,
przyziemne, chwilowe, tak mało istotne, gdy człowiek otwiera drzwi
jakiegokolwiek hospicjum.
3.
I jeszcze chciałem
pisać o dwóch takich Duńczykach – Księżyca nie ukradli – za krytykę się wzięli
polskiej reprezentacji, co odpadła z Mundialu. Trener Duńczyków i bramkarz
powiedzieli byli, że to wstyd dla Polski, że tak wcześnie odpadła, że tak
sromotnie przegrała tę grupową bitwę. Duńczycy zapomnieli, że w swoim grupowym
dorobku mieli dwa marne remisy i takież zwycięstwo, a w 1/8 finału Urugwaj im
dołożył i byli na mistrzostwach od nas o jeden mecz dłużej.
Tak pomyślałem sobie,
że zamiast się brać za krytykę, Duńczycy powinni sobie sprawić dobre lustro i
popatrzeć na siebie, zamiast patrzeć na innych, może w ten sposób trochę
nabraliby pokory.
Ale znów pomyślałem, że
to o kant dupy, co jakiś tam Kasper z Danii albo jego trener coś tam mówią
sobie – niech mówią nawet głupoty. To nie ma nic wspólnego z moim życiem naprawdę
i dałem sobie na luz z tym całym duńskim gadanie, i próbowałem zasnąć, bo to było
nocą.
4.
Ledwie tylko noc przespał,
wziąłem się za czytanie katolickiej prasy, jak przykładny katolik, żeby wiarę w
ten właśnie sposób pogłębić i utrwalić. A tam w tej właśnie prasie jakże katolickiej
mój piękny prezydent – on jest niepowtarzalny – co miał niedawno dylemat czy do
Rosji jechać, Polakom kibicować i przy Putinie siadać, na gali Agroligi powiedział,
że trud straszny rolnika i ochronę rolnictwa on w konstytucji zapisze, bo taki ma
piękny pomysł.
Powiedzcie mi szczerze:
Koniecznie trzeba być doktorem nauk prawnych, żeby tak pieprzyc trzy po trzy? bo
skoro do konstytucji z ochroną trudu rolnika i całym rolnictwem, to co z górnictwem,
hutnictwem, co z biednymi belframi i całą resztą świata? Też z nimi do konstytucji
– z ich trudem, znojem, ochroną? To niech już tak będzie i koniec, a sama konstytucja
niech będzie wielkości wagonu jakiegoś towarowego. Niech będzie to największa konstytucja
na świecie.
Mój piękny prezydent wychodzi
z założenia, że im więcej powie, tym więcej ujdzie mu płazem.
A potem pomyślałem, niechże
ten mój prezydent tej skromnej, niedoskonałej, ale obecnej konstytucji przestrzega,
jak należy, to może kiedyś po drodze zrozumie – albo i nie – że pieprzy pierdoły
ku wielu uszom więdnieniu.
I w pewnym momencie znów
przyszło opamiętanie – Boże, o czym ja myślę, w cholerę!? Jakiś chłopaczek młody,
zrobili go prezydentem, ma odjazdowe pomysły, właśnie na miarę chłopaczka, więc
po co się z tym szarpię i dupę sobie zawracam. Niech gość siedzi w pałacu, pilnuje
żyrandola i śni sny o potędze dal niego nieosiągalnej, a gdy ma wątpliwości, niech
biegiem do dyrektora, do grodu Mikołaja wiozą go borowiki.
5.
Już mam nerwy zszarpane
katolicką lekturą, ale brnę ostro dalej, żeby się w wierze utwierdzić. Natrafiam
na artykuł, w którym opisano, obchody 600-lecie nadania praw miejskich jednej z
miejscowości. I na tych obchodach arcybiskup Pennacchio – nuncjusz papieski w Polsce,
czyli ambasador Franciszka – mówi w pewnym momencie: „Warto służyć temu miastu.
Warto dla niego żyć”.
I mnie od razu szlag trafia!
Jak można służyć miastu? Jak warto dla miasta żyć? To przecież semantycznie kupy
się nie trzyma, a gdy to jeszcze w dodatku mówi osoba duchowna, i to osoba duchowna
z kościelnej ekstraklasy, to do – kurki nędzy – powinna się przygotować i ważyć
każde słowo.
I to hasło obchodów: „Za
sześć wieków Bogu chwała”. Pytam: Dlaczego tylko za sześć? A co z tym czasem, co
przed?
Koniec – lektura pisma jest
ponad moje siły – magazyn „poszedł” w kąt, bo nie napiszę – do kosza. A jak było
naprawdę – tylko ja będę wiedział.
Wiem, ze trudno uwierzyć,
jakimi to pierdołami – nie wszystkie opisałem – zaprzątam sobie głowę. Dlatego „Nie
do wiary” w tytule tego posta.
Nic zatem dziwnego, że czasami
wymiękam. Najlepiej byłoby walnąć kielicha lub dwa. Wiem jednak z doświadczenia,
że to nie pomaga, a może jeszcze w gorszą deprechę człowieka wpędzić. Zatem próbuję
na trzeźwo chwasty myśli trzebić i jakoś to leci od rana do późnej nocy. Wiem przy
tym na 1000%, że we współczesnym świecie absurd goni absurd i w końcu to musi pieprznąć.
Musi pieprznąć – jak nic – ten świat przez człowieka poprawiany ciągle właśnie na
miarę człowieka.
Szatan pęka ze śmiechu!
A Bóg?
Cierpliwie czeka!
I miłosierny bez granic,
dlatego to jeszcze się kręci!
I co: Nie do wiary?
I nie do wiary jeszcze,
że lat już tyle mam, i wcale nie płaczę!
PS
Pierniczę, nic nie poprawiam!
Jestem na to za stary!
Niech idzie to tak, jak jest!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz