6 lipca 2018

Nie do wiary!


Jak dobrze, że są takie chwile w tym krótkim życiu człowieka, że można w siebie wejrzeć i przyjrzeć się sobie od środka, i zadziwić sobą, jak niczym na tym świecie, dostrzec też cały absurd tego, w jakim bagienku bezsensu nurzamy się nieustannie. Tak zwane praktyczne umysły pewnie się śmieją w najlepsze z takich cudaków jak ja i moich – niby – problemów.

1.
Przez kilka dni myślałem o tym, jak to Polacy w trwającym Mundialu wypadli i jak potem mediom Nawałka i Lewy ten nieciekawy występ tłumaczyli pokrętnie. Chciałem to komentować, łapałem ich za słówka, notowałem sobie niektóre ich wypowiedzi, burzyłem sobie krew tą – przecież ich – porażką.
Aż w końcu: Eureka! Wykrzyknąłem w duchu. Co mi tam ich porażka i mętne tłumaczenia? Co mi tam jakieś orły z jakimś Nawałką w tle? A może: Co mi tam jakiś Nawałka z jakimiś w tle orłami? Ni jedno, ni drugie nigdy orłem nie będzie, a przy tym tyle zarobią co niejeden orzeł!
To takie nieistotne, przyziemne, nieżyciowe, że setki albo tysiące smucą się i denerwują za sprawą kilku partaczy, co z siebie wszystko dają na planie kolejnej reklamy, a na boisku – żenada!
2.
Chciałem też komentować i pisać o polityce – o kolejnym ataku Jarosława na sądy, o bohaterskiej obronie sędziny – emerytki, co do fotela Temidy – wydaje się – przyrosła i teraz z tymże fotelem niczym bliźniak syjamski nijak się rozstać nie może i ich rozdzielić nie sposób, bo przy tym rozdzieleniu jedno niechybnie przepadnie – Temida albo sędzina, a sprawiedliwość w Polsce na pysku na bruku skończy. Sędzina chyba nie myśli, że Charon czeka cierpliwie i powinna odłożyć monetę na przeprawę.
I znów przyszło w porę wewnętrzne opamiętanie. Eureka! Krzyknąłem w nocy przed zaśnięciem. Jarosław przecież przeminie, jak wszyscy śmiertelnicy, a ci, co po nim zostaną, rozsypią się po świecie. I mogę dziś prorokować, że nikt nie zdoła wymyślić miesięcznic ku jego czci, choć mogą wieźć go na Wawel.
Tak sobie czasem myślę, co też Jarosław myśli. Pewnie, że jest już dość stary, żeby się cieszyć sukcesem, że sukces przyszedł za późno i pełnia władzy nad średniej wielkości narodem też jakby przyszła spóźniona, że nijak się z tego cieszyć. A jeśli nawet radość, to z kim się nią podzielić? Z była premier „ostrą”, z Andrzejem, Mateuszem, a może z Antonim, co trochę się teraz boczy za bezsensowne roszady i armii mu odebranie? Nijak się z nimi cieszyć, bo każdy ma jakiś żal albo jakieś tam plany. A z kotem się cieszyć, to chyba raczej głupio!
W tym swoim opamiętaniu pomyślałem sobie, że cała polityka, to takie wszystko małe, płaskie, przyziemne, chwilowe, tak mało istotne, gdy człowiek otwiera drzwi jakiegokolwiek hospicjum.
3.
I jeszcze chciałem pisać o dwóch takich Duńczykach – Księżyca nie ukradli – za krytykę się wzięli polskiej reprezentacji, co odpadła z Mundialu. Trener Duńczyków i bramkarz powiedzieli byli, że to wstyd dla Polski, że tak wcześnie odpadła, że tak sromotnie przegrała tę grupową bitwę. Duńczycy zapomnieli, że w swoim grupowym dorobku mieli dwa marne remisy i takież zwycięstwo, a w 1/8 finału Urugwaj im dołożył i byli na mistrzostwach od nas o jeden mecz dłużej.
Tak pomyślałem sobie, że zamiast się brać za krytykę, Duńczycy powinni sobie sprawić dobre lustro i popatrzeć na siebie, zamiast patrzeć na innych, może w ten sposób trochę nabraliby pokory.
Ale znów pomyślałem, że to o kant dupy, co jakiś tam Kasper z Danii albo jego trener coś tam mówią sobie – niech mówią nawet głupoty. To nie ma nic wspólnego z moim życiem naprawdę i dałem sobie na luz z tym całym duńskim gadanie, i próbowałem zasnąć, bo to było nocą.
4.
Ledwie tylko noc przespał, wziąłem się za czytanie katolickiej prasy, jak przykładny katolik, żeby wiarę w ten właśnie sposób pogłębić i utrwalić. A tam w tej właśnie prasie jakże katolickiej mój piękny prezydent – on jest niepowtarzalny – co miał niedawno dylemat czy do Rosji jechać, Polakom kibicować i przy Putinie siadać, na gali Agroligi powiedział, że trud straszny rolnika i ochronę rolnictwa on w konstytucji zapisze, bo taki ma piękny pomysł.
Powiedzcie mi szczerze: Koniecznie trzeba być doktorem nauk prawnych, żeby tak pieprzyc trzy po trzy? bo skoro do konstytucji z ochroną trudu rolnika i całym rolnictwem, to co z górnictwem, hutnictwem, co z biednymi belframi i całą resztą świata? Też z nimi do konstytucji – z ich trudem, znojem, ochroną? To niech już tak będzie i koniec, a sama konstytucja niech będzie wielkości wagonu jakiegoś towarowego. Niech będzie to największa konstytucja na świecie.
Mój piękny prezydent wychodzi z założenia, że im więcej powie, tym więcej ujdzie mu płazem.
A potem pomyślałem, niechże ten mój prezydent tej skromnej, niedoskonałej, ale obecnej konstytucji przestrzega, jak należy, to może kiedyś po drodze zrozumie – albo i nie – że pieprzy pierdoły ku wielu uszom więdnieniu.
I w pewnym momencie znów przyszło opamiętanie – Boże, o czym ja myślę, w cholerę!? Jakiś chłopaczek młody, zrobili go prezydentem, ma odjazdowe pomysły, właśnie na miarę chłopaczka, więc po co się z tym szarpię i dupę sobie zawracam. Niech gość siedzi w pałacu, pilnuje żyrandola i śni sny o potędze dal niego nieosiągalnej, a gdy ma wątpliwości, niech biegiem do dyrektora, do grodu Mikołaja wiozą go borowiki.
5.
Już mam nerwy zszarpane katolicką lekturą, ale brnę ostro dalej, żeby się w wierze utwierdzić. Natrafiam na artykuł, w którym opisano, obchody 600-lecie nadania praw miejskich jednej z miejscowości. I na tych obchodach arcybiskup Pennacchio – nuncjusz papieski w Polsce, czyli ambasador Franciszka – mówi w pewnym momencie: „Warto służyć temu miastu. Warto dla niego żyć”.
I mnie od razu szlag trafia! Jak można służyć miastu? Jak warto dla miasta żyć? To przecież semantycznie kupy się nie trzyma, a gdy to jeszcze w dodatku mówi osoba duchowna, i to osoba duchowna z kościelnej ekstraklasy, to do – kurki nędzy – powinna się przygotować i ważyć każde słowo.
I to hasło obchodów: „Za sześć wieków Bogu chwała”. Pytam: Dlaczego tylko za sześć? A co z tym czasem, co przed?
Koniec – lektura pisma jest ponad moje siły – magazyn „poszedł” w kąt, bo nie napiszę – do kosza. A jak było naprawdę – tylko ja będę wiedział.

Wiem, ze trudno uwierzyć, jakimi to pierdołami – nie wszystkie opisałem – zaprzątam sobie głowę. Dlatego „Nie do wiary” w tytule tego posta.
Nic zatem dziwnego, że czasami wymiękam. Najlepiej byłoby walnąć kielicha lub dwa. Wiem jednak z doświadczenia, że to nie pomaga, a może jeszcze w gorszą deprechę człowieka wpędzić. Zatem próbuję na trzeźwo chwasty myśli trzebić i jakoś to leci od rana do późnej nocy. Wiem przy tym na 1000%, że we współczesnym świecie absurd goni absurd i w końcu to musi pieprznąć. Musi pieprznąć – jak nic – ten świat przez człowieka poprawiany ciągle właśnie na miarę człowieka.
Szatan pęka ze śmiechu!
A Bóg?
Cierpliwie czeka!
I miłosierny bez granic, dlatego to jeszcze się kręci!
I co: Nie do wiary?
I nie do wiary jeszcze, że lat już tyle mam, i wcale nie płaczę! 

PS 
Pierniczę, nic nie poprawiam! 
Jestem na to za stary! 
Niech idzie to tak, jak jest! 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...