13 lipca 2018

Kłótnia modlitwą?


Modlitwą zdaje się być kłótnia w polskiej polityce! Tak powszechna jak pacierz codziennie odmawiany! Ale jak pięknie nazwaną – protestem, sprzeciwem, vetem, choć to ostatnie może całkiem źle się kojarzyć, zwłaszcza jeśli dodamy do tego veto liberum!

Polscy rządzący jaśnie postanowili byli, że nie będą gorsi od samego Putina i Polakom w kraju też zrobią małe igrzyska i wymyślili byli obchody kolejne. Tym razem jest to rzekome 550 lat polskiego parlamentaryzmu. Niech dobrze policzę – odjąłem te 550 lat i wychodzi mi rok 1468, jak to wtedy pisano - MCDLXVIII. W tym roku między innymi nadano pierwszy litewski kodeks – Statut Kazimierza Jagiellończyka, ochrzczono też wtedy Fryderyka Jagiellończyka, królewicza polskiego, przyszłego arcybiskupa gnieźnieńskiego, prymasa Polski, a papież Paweł II ( nie mylić z JP II) zatwierdził na biskupa warmińskiego Mikołaja Tugena i w ten niewinny sposób doprowadził do konfliktu z królem Kazimierzem Jagiellończykiem.
Niedaleko wojska węgierskie zaatakowały i spaliły czeskie miast Trebič.
Urodzili się wtedy byli papież Paweł III, książę Sabaudii i Piemontu – Karol I Wojownik, no i wspomniany wcześniej Fryderyk Jagiellończyk.
A pomarli byli w roku MCDLXVIII: przywódca albański – Skandenberg, Johannes Gutenberg (przedstawiać go nie trzeba) i hiszpański kardynał Juan Torquemada.
Oczywiście nie wszystkich, co się urodzili albo pomarli w tym czasie da się tutaj wypisać. Nijak jakoś nie mogę doczytać się tylko początków w tym roku pańskim polskiego parlamentaryzmu.
Nie o detale idzie, ale o igrzyska, a zatem zostawmy jakieś tam pierdoły i skupmy się na tym, że panujący dziś w Polsce postanowili byli świętować i świętują. Opozycja przy tym powiedziała: – NIE! – Świętujcie sobie w najlepsze, ale bez nas – veto – my w to nie wchodzimy. I może całkiem dobrze, że w tej kolejnej szopce nie wszyscy chcą uczestniczyć – za dużo tych różnych igrzysk.
Ale w tej opozycji jest jeszcze PSL – to taka śmieszna partia, a raczej zachowanie przedstawiciele tej partii, co ciągle mnie zadziwiają tym, co wyczyniają i co przy tym mówią. Tu przyznam się przyznaję bez bicia, że to jedyna partia, do której swego czasu na chwilę byłem zbłądziłem. Jak bardzo mi jednak było nie do twarzy z zielonym, to tylko ja wiem – niech tak zostanie! Nikomu tego nie życzę!
No i peeselowcy zdecydowali byli – koniecznie w ostatniej chwili, bo tak każą fachowcy – że są za obchodami, ale raczej nie, są raczej przeciw obchodom, ale pójdą, gdzie trzeba i będą świętować i głos chcieli zabierać, ale nie dostali, trochę się obruszyli, ale i tak świętują. Nie wiedzą dokładnie po co i dlaczego to robią. to jednak nic nowego, bo PSL już zdążył przyzwyczaić wszystkich, że jest panną do wzięcia przy każdej okazji; jest panną, co by tak chciała, a jeszcze bardziej się boi; jest panną, co każdą bułkę koniecznie przez bibułkę, a coś tam (nie powiem co) choćby i goła rękę!
No i się rozpoczęły i trwa jaw najlepsze uroczyste obchody parlamentaryzmu nad Wisłą. Był hymn odegrany, a raczej odtworzony i nie wiem przy tym dlaczego prezydent wszedł po hymnie. To mi przypomniało taką fajną sytuację z małej gminy na końcu świata, a dla mnie jest ciągle pępkiem świata. O tym jednak za chwilę.
Orędzia prezydenta nie wysłuchałem wcale. I tak wiem, że będzie mówił dużo więcej niż trzeba. do tego pełno powtórzeń, chrząknięć, stęknięć, dygresji. Takiej mowy trawy mam już po dziurki w nosie.
Wracam do mojej gminy, co mi jest pępkiem świata i tego wydarzenia, com je sobie przypomniał, gdym obejrzał w mediach ułańskie wejście Andrzeja. W sumie to nie wiem przy tym, dlaczego najpierw hymn, a potem dopiero mówiono, po co się wszyscy zebrali. Po hymnu odegraniu, gdy nasz prezydent wkroczył, zaczęto bić brawa – nie wiedziałem – w związku z odegraniem hymnu czy z wejścia tegoż radość!
Władza nowej jakości i nowe zwyczaje rozlewają się falą po całej najjaśniejszej. Dzisiaj, zaprawdę nawet i króla nam nie potrzeba, bo prezes taką ma ładzę, że król przy nim to pikuś.
No, ale co z tą gminą małą na końcu świata? Już biegnę pisać szybciutko!
No to tak bardzo niedawno kilku dopytywało: Dlaczego to tak jest, że na oficjalnej imprezie dyrektor świeckiej szkoły wita najpierw proboszcza, a na końcu szarym miernego radnego, na końcu przedstawiciela gminy – organu prowadzącego gminną oświatę światłą? Trzeba to tak rozumieć, że ten, co najważniejszy w gminnej szkolnej materii, witany był na końcu. Pytali: Czy to już powrót do czasów średniowiecza, czy może z średniowiecza jeszcze nie wyrośliśmy?
Odpowiadam z uśmiechem, że lubię średniowiecze. To taka tajemnicza, ciekawa epoka. W średniowieczu jeszcze ludzie nic nie wiedzieli o jakichś tam gminnych władzach, natomiast parafie były natomiast swoistym centrum świata. całkiem zatem możliwe, że dyrektor był pomylił współczesność z tamtą dość odległą epoką.
A tylko pomyślałem, nic nie mówiąc nikomu: ‑ Zachwyca mnie nieustannie władza nowej jakości – ta w kraju i w mojej gminie. I tischnerowska myśl: Kogo chce Bóg pokarać, temu rozum odbiera!
I dobrze mi tak jest, że aż dobrze mi tak!
Und achtung!

Dziś trzynastego i piątek, a zatem to jest Światowy Dzień Donosiciela przeze mnie ustanowione święto dla wyjątkowych! Co mi tam zatem jakiś parlamentaryzm nad Wisłą, oświecony dyrektor czy prezydent spóźnialski?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...