Modlitwą zdaje się być
kłótnia w polskiej polityce! Tak powszechna jak pacierz codziennie odmawiany! Ale jak pięknie nazwaną – protestem, sprzeciwem,
vetem, choć to ostatnie może całkiem źle się kojarzyć, zwłaszcza jeśli dodamy
do tego veto liberum!
Polscy rządzący jaśnie
postanowili byli, że nie będą gorsi od samego Putina i Polakom w kraju też
zrobią małe igrzyska i wymyślili byli obchody kolejne. Tym razem jest to
rzekome 550 lat polskiego parlamentaryzmu. Niech dobrze policzę – odjąłem te
550 lat i wychodzi mi rok 1468, jak to wtedy pisano - MCDLXVIII. W tym roku między
innymi nadano pierwszy litewski kodeks – Statut Kazimierza Jagiellończyka,
ochrzczono też wtedy Fryderyka Jagiellończyka, królewicza polskiego, przyszłego
arcybiskupa gnieźnieńskiego, prymasa Polski, a papież Paweł II ( nie mylić z JP
II) zatwierdził na biskupa warmińskiego Mikołaja Tugena i w ten niewinny sposób
doprowadził do konfliktu z królem Kazimierzem Jagiellończykiem.
Niedaleko wojska
węgierskie zaatakowały i spaliły czeskie miast Trebič.
Urodzili się wtedy byli
papież Paweł III, książę Sabaudii i Piemontu – Karol I Wojownik, no i
wspomniany wcześniej Fryderyk Jagiellończyk.
A pomarli byli w roku
MCDLXVIII: przywódca albański – Skandenberg, Johannes Gutenberg (przedstawiać
go nie trzeba) i hiszpański kardynał Juan Torquemada.
Oczywiście nie
wszystkich, co się urodzili albo pomarli w tym czasie da się tutaj wypisać.
Nijak jakoś nie mogę doczytać się tylko początków w tym roku pańskim polskiego
parlamentaryzmu.
Nie o detale idzie, ale
o igrzyska, a zatem zostawmy jakieś tam pierdoły i skupmy się na tym, że
panujący dziś w Polsce postanowili byli świętować i świętują. Opozycja przy tym
powiedziała: – NIE! – Świętujcie sobie w najlepsze, ale bez nas – veto – my w
to nie wchodzimy. I może całkiem dobrze, że w tej kolejnej szopce nie wszyscy
chcą uczestniczyć – za dużo tych różnych igrzysk.
Ale w tej opozycji jest
jeszcze PSL – to taka śmieszna partia, a raczej zachowanie przedstawiciele tej
partii, co ciągle mnie zadziwiają tym, co wyczyniają i co przy tym mówią. Tu
przyznam się przyznaję bez bicia, że to jedyna partia, do której swego czasu na
chwilę byłem zbłądziłem. Jak bardzo mi jednak było nie do twarzy z zielonym, to
tylko ja wiem – niech tak zostanie! Nikomu tego nie życzę!
No i peeselowcy
zdecydowali byli – koniecznie w ostatniej chwili, bo tak każą fachowcy – że są
za obchodami, ale raczej nie, są raczej przeciw obchodom, ale pójdą, gdzie
trzeba i będą świętować i głos chcieli zabierać, ale nie dostali, trochę się
obruszyli, ale i tak świętują. Nie wiedzą dokładnie po co i dlaczego to robią.
to jednak nic nowego, bo PSL już zdążył przyzwyczaić wszystkich, że jest panną
do wzięcia przy każdej okazji; jest panną, co by tak chciała, a jeszcze bardziej
się boi; jest panną, co każdą bułkę koniecznie przez bibułkę, a coś tam (nie
powiem co) choćby i goła rękę!
No i się rozpoczęły i
trwa jaw najlepsze uroczyste obchody parlamentaryzmu nad Wisłą. Był hymn
odegrany, a raczej odtworzony i nie wiem przy tym dlaczego prezydent wszedł po
hymnie. To mi przypomniało taką fajną sytuację z małej gminy na końcu świata, a
dla mnie jest ciągle pępkiem świata. O tym jednak za chwilę.
Orędzia prezydenta nie
wysłuchałem wcale. I tak wiem, że będzie mówił dużo więcej niż trzeba. do tego
pełno powtórzeń, chrząknięć, stęknięć, dygresji. Takiej mowy trawy mam już po
dziurki w nosie.
Wracam do mojej gminy,
co mi jest pępkiem świata i tego wydarzenia, com je sobie przypomniał, gdym
obejrzał w mediach ułańskie wejście Andrzeja. W sumie to nie wiem przy tym,
dlaczego najpierw hymn, a potem dopiero mówiono, po co się wszyscy zebrali. Po
hymnu odegraniu, gdy nasz prezydent wkroczył, zaczęto bić brawa – nie
wiedziałem – w związku z odegraniem hymnu czy z wejścia tegoż radość!
Władza nowej jakości i
nowe zwyczaje rozlewają się falą po całej najjaśniejszej. Dzisiaj, zaprawdę
nawet i króla nam nie potrzeba, bo prezes taką ma ładzę, że król przy nim to
pikuś.
No, ale co z tą gminą
małą na końcu świata? Już biegnę pisać szybciutko!
No to tak bardzo
niedawno kilku dopytywało: Dlaczego to tak jest, że na oficjalnej imprezie
dyrektor świeckiej szkoły wita najpierw proboszcza, a na końcu szarym miernego
radnego, na końcu przedstawiciela gminy – organu prowadzącego gminną oświatę światłą?
Trzeba to tak rozumieć, że ten, co najważniejszy w gminnej szkolnej materii, witany
był na końcu. Pytali: Czy to już powrót do czasów średniowiecza, czy może z średniowiecza
jeszcze nie wyrośliśmy?
Odpowiadam z uśmiechem,
że lubię średniowiecze. To taka tajemnicza, ciekawa epoka. W średniowieczu jeszcze
ludzie nic nie wiedzieli o jakichś tam gminnych władzach, natomiast parafie były
natomiast swoistym centrum świata. całkiem zatem możliwe, że dyrektor był pomylił
współczesność z tamtą dość odległą epoką.
A tylko pomyślałem, nic
nie mówiąc nikomu: ‑ Zachwyca mnie nieustannie władza nowej jakości – ta w kraju
i w mojej gminie. I tischnerowska myśl: Kogo
chce Bóg pokarać, temu rozum odbiera!
I
dobrze mi tak jest, że aż dobrze mi tak!
Und
achtung!
Dziś
trzynastego i piątek, a zatem to jest Światowy Dzień Donosiciela przeze mnie ustanowione
święto dla wyjątkowych! Co mi tam zatem jakiś parlamentaryzm nad Wisłą, oświecony
dyrektor czy prezydent spóźnialski?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz