Znane jest w lokalnej
społeczności gminnej powiedzenie, że gdy nowy wódz coś w gminie robi, to
koniecznie musi boleć, odbiorcy każdej inwestycji muszą otrzeć się o
pomieszanie zmysłów z powodu zbyt długiego oczekiwania na rozpoczęcie każdej roboty,
a kiedy ta w końcu się rozpoczyna, to po drodze wychodzi tyle szopek, że żaden
okres świąteczny nie może się z tym równać.
Od kilku lat przy
gminnych drogach na terenie gminy gromadzona jest kostka brukowa, z której mają
być budowane chodniki dla pieszych. Część z tego materiału już dwie albo trzy
zimy nocowało w terenie i nie doczekało się jeszcze wbudowania w nawierzchnię.
Tymczasem fachowiec (brukarz) od układania kostki brukowej – zatrudniony w gminie
– kosi trawę i zajmuje się porządkowaniem ulic, zamiast przy pomocy dwóch,
trzech ludzi realizować roboty „chodnikowe”. Nie wiem też, co stało się z
„zagęszczarką” gminną?
Mieszkańcy Chmielewa
mogą być dzisiaj źli, a nawet czasami wściekli na to, co się dzieje za sprawą
remontu drogi wojewódzkiej w ich miejscowości. Często tak bywa, że projekty w
Polsce tworzy się „za biurkiem”, a nie w tzw. terenie. I tym razem tak było –
projektant zaplanował tym razem chodnik dla pieszych po tej stronie drogi, po
której nie ma ani jednego wejścia na podwórko (pomijając jeden wjazd, ale to
wjazd gospodarczy, a właściciele posesji mają furtkę od strony drogi gminnej).
Po przeciwnej natomiast stronie drogi wojewódzkiej (gdzie chodnika dla pieszych
nie zaplanowano), znajdują się wejścia i wjazdy na podwórka wszystkich leżących
przy tej drodze posesji.
Ciekawe? Raczej
nielogiczne, ale u nas normalne.
To władze gminne, które
przecież zapewniały, że będą dążyły do remontu nawierzchni tejże drogi, powinny
były zadbać i projekt w porę sprawdzić. Tłumaczę jednak od razu, że takie sprawy
mogą po prostu umknąć, ale jeśli umknęły, to trzeba to biegiem odkręcać. I znów
tłumaczę włodarzy, że nie wszystko wychodzi tak, jak się planuje, ale tu już ich
ból.
Pewnych spraw nie
cofniesz, choćbyś, człowiecze, się skatał. Teraz wódz i ten radny, który
publicznie zapewniał, że sprawy będą pilnować powinni brać dupy w troki i
jechać szybciutko, gdzie trzeba, i gadać grzecznie, z kim trzeba. w stolicy
województwa.
Podpowiem, że w PZDW,
zasiada fajny facet na stołku dyrektora. To w miarę normalny gość i można z nim
pogadać i to może być sposób, żeby sprawę prostować. Albo zaproponować udział
gminy w robocie, tak zwaną partycypację – skoro można było partycypować w
przebudowie chodnika przy kościele, to można i w Chmielewie.
Tylko pamiętać o tym,
żeby się wcześniej umówić, bo przecież nikt w województwie na władze nowej
jakości z małej gminy na końcu świata nie czeka całymi dniami.
Podpowiem też, że
nieistniejący jeszcze chodnik nie stanowi 10% całej inwestycji, a co to
oznacza, rządzący powinni wiedzieć.
A
zatem ruszać tyłki, władzo nowej jakości, i wysilać mózgi, i zrobić ludziom
robotę, bo przecież wszyscy to wiedzą, że wybory za pasem, a was po to wybrano,
abyście ludziom służyli!
PS
Samorząd to teren
pracy, na którym częściej niż często do jednego – i niby prostego – problemu
trzeba podchodzić kilka lub więcej razy i ciągle szukać sposobów problemu
rozwiązania. To żadne przekleństwo tej pracy – to jest błogosławieństwo, bo
człowiek z wyobraźnią rozwija się przy tym bardzo, do tego się ubogaca i
całkiem dobrze bawi, a jeszcze przy tym innym niejedną sprawę załatwi.
Niech
w małej dość ładnej gminie na samym początku świata (a może i na końcu) nie
będzie w końcu tak, że wszystko musi boleć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz