25 maja 2018

Chrystus, Szatan i Sfinks


Tadeusz Miciński (1873 – 1918) to jeden z tych twórców, których nazywam wybrańcami Boga, a którzy zbyt szybko odeszli, żeby wypisać się do końca. Nie umarł tak młodo jak Liebert, ale każdy przyzna, że 45 lat dla poety czy ogólnie pisarza, to zaledwie wiek dojrzały. Urodził się w Łodzi a zginął w Rejonie czerykowskim na Mehylewszczyźnie na Białorusi. W czasie I wojny światowej był oficerem oświatowym w korpusie gen. Dowbora-Muśnickiego i zamordowany w niewyjaśnionych okolicznościach. Mógł to być napad rabunkowy miejscowych chłopów albo bolszewicki zamach. Poeta jechał powozem na pomoc swoim krewnym.

Jako twórca był czołowym pisarzem polskiego ekspresjonizmu i prekursorem surrealizmu. Wszyscy pewnie znają jego słynny wiersz Lucifer z tomu W mroku gwiazd:

Jam ciemny jest wśród wichrów płomień boży,
lecący z jękiem w dal — jak głuchy dzwon północy —
ja w mrokach gór zapalam czerwień zorzy
iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy.

Ja komet król — a duch się we mnie wichrzy
jak pył pustyni w zwiewną piramidę —
ja piorun burz — a od grobowca cichszy
mogił swych kryję trupiość i ohydę.

Ja — otchłań tęcz — a płakałbym nad sobą
jak zimny wiatr na zwiędłych stawu trzcinach,
jam blask wulkanów — a w błotnych nizinach
idę, jak pogrzeb, z nudą i żałobą.

Na harfach morze gra — kłębi się rajów pożoga,
i słońce — mój wróg słońce! wschodzi, wielbiąc Boga.

Prozatorska twórczość Micińskiego jest hermetyczna i trudna w odbiorze. Pisarz dzieli się w niej z innym prawdą objawioną. Wyrażał w niej gnozę, fatalizm, nie stronił od poglądów satanistycznych. Twierdził, że świat został stworzony nie przez Boga, ale Szatana, który chciał wykreować kreaturę Nieba. Uważał, że Chrystus, Lucyfer i Sfinks to różne imiona tej samej osoby.
Nietota*. Księga tajemna Tatr to powieść mistyczna. Przyznam, że zmęczyła mnie jej lektura okrutnie. Nic jedna w tym dziwnego, skoro sam Miciński powiedział o tej książce: Najdziwniejsza książka, którą mógłbym napisać, jest o tym, czego nie wiem. To opowieść o wędrówce po magicznym sercu polski i polskości – Tatrach. Postacie są zarówno rzeczywiste, jak i zmyślone, materialne i nie, współczesne poecie i historyczne. Wiele postaci to przyjaciele albo wrogowie pisarza.
Jak to mam w zwyczaju, zrobiłem sobie z lektury tej książki wypisy, którymi chciałbym się z Wami podzielić. Myślę, że te skrawki powieści mogą Was albo zachęcić do jej czytania, albo skutecznie do tego zniechęcić. Jeśli będzie tak albo tak, to będę się cieszył. Niedobrze będzie, gdy ktoś z Was powie, A NIE WIEM czy to czytać!

… tak mało ważę wszelkie przywileje rasy, mając zamek słońca nad bezgranicznym, dyszącym wielką opowieścią, morzem.
Mówicie, limby, że to jest pycha?
To jest dopiero tabliczka mnożenia rachunku nieskończonościowego Duszy. Lecz i wy ją macie? więc zaświadczcie o niej!
(…)
Myślicie, o limby, żem wyspowiadał się z moich poszukiwań Miłości?
Wiedzcie, że mam 9 komór milczenia w swym sercu, trudno je wypełnić naraz, i dlatego nie tonę.
(…)
I widzicie mnie teraz, o limby, zabłąkanego w puszczy mego ducha tak, że ledwo kilka myśli mogłem wysnuć, obiecawszy słuchaczom wśród ciemnej nocy szatańsko wiele – jakąś Mahabcharatę Tatr!
(…)
Także i Don Kichot, kiedy wyzdrowiał na łożu śmiertelnym i puścił się w nową podróż – to zadziwił nawet Sanczeza Pansę swoją roztropnością. Może będzie tak i ze mną. Tymczasem moja mądrość polega przede wszystkim na tem, że żyję z dala od ludzi, bo inaczej byłbym przez nich od razu strąconym aż na dno. Wędrowałem do takich krajów, gdzie w ogóle już nazwa człowiek staje się nonsensem.
(…)
Wydawało się, że to już zmierzcha Kosmos: niezmierna melancholia zaprzepaszczenia się natury serca!
(…)
Polska zginęła w przepaściach, szła na takie słońca, wywiodła z raju tak wielką miłość ku Mroczni niezbadanej, że teraz musi – Nike tęczująca, rozwiawszy pióra, lecieć w Wiecznych Burz płonący stos, na gór tych najwyższy wirch… tam ujrzy Drogę Jedyną z niezmiernej oddali, tam już Jej nie dosięgnie maczuga zły, potworny starzec – Los.
Tam pójdzie w mroku bezmiernym i Wiedzę ostatnią gwiazd wykrysztali!
(…)
Z doliny nędzy – gór wschody ku słonecznej wiodą was Izydzie…
miliony gwiazd w tym kościele zaiskrzą całemu wszechświatu!
Tam zorze sybiru, katorga (w krainy te wwiódł was Anhelli!)
lecz mórz mojej rozpaczy nie zwiedzał nigdy Jan z Kolna,
gwiazd mych nie mierzył Kopernik!
(…)
(uczcijmy Judasza)
bo nie ma gorszych głupców, ni gorszej przewiny niż twierdzić, że w nas jest Polska! gdzie my prosperujemy – tam Ona zginęła!
Ta ziemia – Matka Boża, cięta od pałasza, nie dozna – Zwiastowania! czyż dziw, że brama się Ornaku zniknęła, gdy wszelkie padło dziś ma się za Mesjasza!
Ten, co za miliony walczy – Duch pirunowłady: Lucifer, Światowid, Agni, Angramajn ‑ ‑ ‑ Już dość! drwię z waszych Samków.
(…)
Idę na ucztę Genezis! wam hasło rzucam – imię mu – Bezdroże!
(…)
Dusza ziemi zapadnie się, jak świątynia o jaspisowych kolumnach! runie, zachwiawszy się na bagnistym gruncie złudy życia! rozmiażdży się i zamieni w pył niewiadomego – w meony! w to, czego nie ma, a co formuje wszelki byt, w meony – w nieujęte czynniki najstraszliwszych słońc – w pramyśl Boga, o którym mówi Kabała, że On jest Niebytem. Oto groza przeraźliwsza od widma w wyklętym kościele – groza tego, że jestem!
‑ ‑ ‑ ‑ ‑; jako źdźbło trawy, zawieszone nad przepaścią mroczną i wyjącą lodowym tchnieniem międzyplanetarnego mrozu.
Jestem, a nie byłem; gdy zakładały się fundamenty owych piekielnych praw, które ugniatają nam czaszkę, każą bić sercu, zmuszają do wypełniania żelaznych, błotnych i gwiaździstych tablic losu…
(…)
Modlę się do Ciebie, Twórco mroku we mnie… [nie będzie Twórco światłości we mnie]
(…)
Udzielić tych tajemnic nieprzygotowanym – byłoby „jak dziecku świecę dać w prochowym magazynie”.
(…)

Może trochę z innej beczki. Przyznacie, że język polski przez te, z małą górką, sto lat, zmienił się niesamowicie. Słowa jednak żyją dłużej niż my. Może dlatego wierzymy, że potrafią nas uchronić przed zapomnieniem, ale to płonne nadzieje. Wszystko na ziemi ulegnie rozkładowi i zapomnieniu. Nie ma co się łudzić - przemija postać tego świata. 
Oczywiście zachowałem w wypisach pisownię oryginalną, która może dzisiaj razić oko czy ucho wielu językowych estetów. Jednak język polski, jak my, rozwija się o zmienia, a kiedyś z pewnością stanie się językiem martwym, jak dzisiaj choćby łacina!


* Nietota to ludowa nazwa rośliny – wrońca widlastego. Widać ją na załączonym obrazku, zapożyczonym z sieci.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...