Tadeusz Miciński (1873
– 1918) to jeden z tych twórców, których nazywam wybrańcami Boga, a którzy zbyt
szybko odeszli, żeby wypisać się do końca. Nie umarł tak młodo jak Liebert, ale
każdy przyzna, że 45 lat dla poety czy ogólnie pisarza, to zaledwie wiek dojrzały.
Urodził się w Łodzi a zginął w Rejonie czerykowskim na Mehylewszczyźnie na
Białorusi. W czasie I wojny światowej był oficerem oświatowym w korpusie gen.
Dowbora-Muśnickiego i zamordowany w niewyjaśnionych okolicznościach. Mógł to
być napad rabunkowy miejscowych chłopów albo bolszewicki zamach. Poeta jechał
powozem na pomoc swoim krewnym.
Jako twórca był
czołowym pisarzem polskiego ekspresjonizmu i prekursorem surrealizmu. Wszyscy
pewnie znają jego słynny wiersz Lucifer
z tomu W mroku gwiazd:
Jam ciemny jest wśród wichrów płomień boży,
lecący z jękiem w dal — jak głuchy dzwon północy —
ja w mrokach gór zapalam czerwień zorzy
iskrą mych bólów, gwiazdą mej bezmocy.
Ja komet król — a duch się we mnie wichrzy
jak pył pustyni w zwiewną piramidę —
ja piorun burz — a od grobowca cichszy
mogił swych kryję trupiość i ohydę.
jam blask wulkanów — a w błotnych nizinach
idę, jak pogrzeb, z nudą i żałobą.
Prozatorska
twórczość Micińskiego jest hermetyczna i trudna w odbiorze. Pisarz dzieli się w
niej z innym prawdą objawioną. Wyrażał w niej gnozę, fatalizm, nie stronił od
poglądów satanistycznych. Twierdził, że świat został stworzony nie przez Boga,
ale Szatana, który chciał wykreować kreaturę Nieba. Uważał, że Chrystus,
Lucyfer i Sfinks to różne imiona tej samej osoby.
Nietota*. Księga tajemna Tatr to powieść mistyczna. Przyznam, że zmęczyła mnie
jej lektura okrutnie. Nic jedna w tym dziwnego, skoro sam Miciński powiedział o
tej książce: Najdziwniejsza książka,
którą mógłbym napisać, jest o tym, czego nie wiem. To opowieść o wędrówce
po magicznym sercu polski i polskości – Tatrach. Postacie są zarówno
rzeczywiste, jak i zmyślone, materialne i nie, współczesne poecie i
historyczne. Wiele postaci to przyjaciele albo wrogowie pisarza.
Jak
to mam w zwyczaju, zrobiłem sobie z lektury tej książki wypisy, którymi
chciałbym się z Wami podzielić. Myślę, że te skrawki powieści mogą Was albo
zachęcić do jej czytania, albo skutecznie do tego zniechęcić. Jeśli będzie tak
albo tak, to będę się cieszył. Niedobrze będzie, gdy ktoś z Was powie, A NIE
WIEM czy to czytać!
… tak mało ważę wszelkie przywileje rasy, mając
zamek słońca nad bezgranicznym, dyszącym wielką opowieścią, morzem.
Mówicie, limby, że to jest pycha?
To jest dopiero tabliczka mnożenia rachunku
nieskończonościowego Duszy. Lecz i wy ją macie? więc zaświadczcie o niej!
(…)
Myślicie, o limby, żem wyspowiadał się z moich
poszukiwań Miłości?
Wiedzcie, że mam 9 komór milczenia w swym sercu,
trudno je wypełnić naraz, i dlatego nie tonę.
(…)
I widzicie mnie teraz, o limby, zabłąkanego w
puszczy mego ducha tak, że ledwo kilka myśli mogłem wysnuć, obiecawszy
słuchaczom wśród ciemnej nocy szatańsko wiele – jakąś Mahabcharatę Tatr!
(…)
Także i Don Kichot, kiedy wyzdrowiał na łożu
śmiertelnym i puścił się w nową podróż – to zadziwił nawet Sanczeza Pansę swoją
roztropnością. Może będzie tak i ze mną. Tymczasem moja mądrość polega przede
wszystkim na tem, że żyję z dala od ludzi, bo inaczej byłbym przez nich od razu
strąconym aż na dno. Wędrowałem do takich krajów, gdzie w ogóle już nazwa
człowiek staje się nonsensem.
(…)
Wydawało się, że to już zmierzcha Kosmos: niezmierna
melancholia zaprzepaszczenia się natury serca!
(…)
Polska zginęła w przepaściach, szła na takie słońca,
wywiodła z raju tak wielką miłość ku Mroczni niezbadanej, że teraz musi – Nike
tęczująca, rozwiawszy pióra, lecieć w Wiecznych Burz płonący stos, na gór tych
najwyższy wirch… tam ujrzy Drogę Jedyną z niezmiernej oddali, tam już Jej nie
dosięgnie maczuga zły, potworny starzec – Los.
Tam pójdzie w mroku bezmiernym i Wiedzę ostatnią
gwiazd wykrysztali!
(…)
Z doliny nędzy – gór wschody ku słonecznej wiodą was
Izydzie…
miliony gwiazd w tym kościele zaiskrzą całemu
wszechświatu!
Tam zorze sybiru, katorga (w krainy te wwiódł was
Anhelli!)
lecz mórz mojej rozpaczy nie zwiedzał nigdy Jan z
Kolna,
gwiazd mych nie mierzył Kopernik!
(…)
(uczcijmy Judasza)
bo nie ma gorszych głupców, ni gorszej przewiny niż
twierdzić, że w nas jest Polska! gdzie my prosperujemy – tam Ona zginęła!
Ta ziemia – Matka Boża, cięta od pałasza, nie dozna
– Zwiastowania! czyż dziw, że brama się Ornaku zniknęła, gdy wszelkie padło
dziś ma się za Mesjasza!
Ten, co za miliony walczy – Duch pirunowłady:
Lucifer, Światowid, Agni, Angramajn ‑ ‑ ‑ Już dość! drwię z waszych Samków.
(…)
Idę na ucztę Genezis! wam hasło rzucam – imię mu –
Bezdroże!
(…)
Dusza ziemi zapadnie się, jak świątynia o
jaspisowych kolumnach! runie, zachwiawszy się na bagnistym gruncie złudy życia!
rozmiażdży się i zamieni w pył niewiadomego – w meony! w to, czego nie ma, a co
formuje wszelki byt, w meony – w nieujęte czynniki najstraszliwszych słońc – w
pramyśl Boga, o którym mówi Kabała, że On jest Niebytem. Oto groza
przeraźliwsza od widma w wyklętym kościele – groza tego, że jestem!
‑ ‑ ‑ ‑ ‑; jako źdźbło trawy, zawieszone nad
przepaścią mroczną i wyjącą lodowym tchnieniem międzyplanetarnego mrozu.
Jestem, a nie byłem; gdy zakładały się fundamenty
owych piekielnych praw, które ugniatają nam czaszkę, każą bić sercu, zmuszają
do wypełniania żelaznych, błotnych i gwiaździstych tablic losu…
(…)
Modlę się do Ciebie, Twórco mroku we mnie… [nie
będzie Twórco światłości we mnie]
(…)
Udzielić tych tajemnic nieprzygotowanym – byłoby
„jak dziecku świecę dać w prochowym magazynie”.
(…)
Może
trochę z innej beczki. Przyznacie, że język polski przez te, z małą górką, sto
lat, zmienił się niesamowicie. Słowa jednak żyją dłużej niż my. Może dlatego wierzymy, że potrafią nas uchronić przed zapomnieniem, ale to płonne nadzieje. Wszystko na ziemi ulegnie rozkładowi i zapomnieniu. Nie ma co się łudzić - przemija postać tego świata.
Oczywiście
zachowałem w wypisach pisownię oryginalną, która może dzisiaj razić oko czy
ucho wielu językowych estetów. Jednak język polski, jak my, rozwija się o
zmienia, a kiedyś z pewnością stanie się językiem martwym, jak dzisiaj choćby
łacina!
*
Nietota to ludowa nazwa rośliny – wrońca widlastego. Widać ją na załączonym
obrazku, zapożyczonym z sieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz