21 maja 2018

Pisanie jest pracą i...


Ktokolwiek próbuje porównywać pracę poszczególnych jednostek na zasadzie kryterium wagi wykonywanego zajęcia czy przydatności społecznej, a teraz często i zysku (ekonomia) popełnia na samym starcie błąd. Dla każdego z nas wykonywana przez nas praca powinna być najważniejsza i najbardziej wartościowa w pełnym tego słowa znaczeniu.

Wykonywana przez jednostkę praca – od łupania kilofem węgla, wydobywania głazów z kamieniołomów poprzez mechaniczne powtarzanie czynności na jakiejkolwiek taśmie produkcyjnej do indywidualnych tworów ludzkiej wyobraźni i ducha – jest wartością samą w sobie – niepowtarzalną i niepoddającą się żadnym ludzkim ocenom.
Wszelkie oceny tej wartości i ludzkie próby klasyfikacji obarczone są ograniczonością niewykorzystywanego w pełni potencjału ludzkiego umysłu. Nie tyle łatwo tu o błąd, co błędu nie sposób uniknąć!
Warunkiem dobrze wykonywanej pracy jest podejście jednostki do danej czynności. Jeśli dany wykonawca roboty wkłada w wykonywane zajęcie odrobinę ducha swojego, zaangażowanie, inwencję i staranność, to tak wykonywana praca nabiera znamion uniwersum – czegoś, co wymyka się z ram czasu i przestrzeni, a tym bardziej ludzkiej percepcji oraz ocenie i staje się bytem zapisanym w historii życia jednostki.
Gdy byłem na emigracji, skosztowałem owocu pracy na tzw. taśmie produkcyjnej. To była „słodka” praca, bo pracowaliśmy przy słodyczach. Można było szybko zęby w próchno przerobić. Nie o tym jednak chciałem…
Poznałem tam kilku ludzi potrafiących ubrać swoją (na pozór) monotonną pracę w otoczkę filozoficzną. Codziennie od nowa nakładali na siebie (dobrowolnie) odpowiedzialność za wykonanie zlecenia, dopilnowanie nowych pracowników i pomoc zostającym w tyle.
Podczas przerw podsłuchiwałem – choć nikt nie szeptał i nie robił tajemnicy – rozmów tych ludzi i zauważyłem, iż byli oni nie tylko ogniwem taśmy produkcyjnej, ale potomkami biblijnego Samrytanina – potrafili w pędzie pracy wygospodarować czas na krótką wymianę zdań ze znajomymi, słowo pocieszenia i dobrą radę nienadążającym, jak usprawnić pracę, a zmniejszyć wysiłek, potrafili pomagać innym.
Wykonywana przez nich praca to był codziennie zupełnie nowy proces, niepowtarzalny, doskonalący – ciągle coś nowego, wciąż nowe wyzwania i próby sprostania im.
Nigdy nie słyszałem z ich ust słów narzekania czy sarkania, co najwyżej słowa jakiejś troski, niepewności, obawy czy to lub tamto uda się zrealizować. I ciągle brakowało im czasu, żeby się w pełni wykazać.
Uczyłem się, chłonąłem tę ich niepowtarzalną, zindywidualizowaną i spersonalizawną filozofię pracy
Oczywiście, że większość już na samym starcie kolejnego dnia pracy karmiła się narzekaniem i marzeniami, że wszędzie to Eden, a tutaj właśnie Piekło. Szkoda pisać.
Teraz, gdy oddaję się tylko pisaniu (i chciałbym, żeby tak zostało, choć wątpię w to jeszcze bardziej, niż chciałby) zauważam, że ma ono taki sam wymiar, taką samą wartość, jak każdy inny kawałek ludzkiej pracy. Warunkiem jest tylko uświadomienie sobie i zrozumienie tego, co robimy.
Nie, nie „wiedzieć”, co robimy, tylko „uświadomić” sobie, „zrozumieć”, co robimy.
My przecież tak dużo wiemy – wiemy, że jest fotosynteza, że są sms-y, fb i Internet, że Słońce jest centrum układu…; wiemy, że jest grawitacja, że samochody jeżdżą, samoloty latają, z jajka wykluwa się pisklę albo jakiś gad, że krowa staje się cielna (kobieta brzemienna), a potem mamy cielaka – określenie nie tylko do krów pasujące –że koty zjadają myszy, a myszy zjadły Popiela…
Boże, ile my wiemy! Ale czy rozumiemy, na ile jesteśmy świadomi tego, co wokół nas? Co potrafimy ogarnąć zrozumieniem, refleksją?
Piszę o świecie zewnętrznym, widzialnym, dotykalnym, tym badanym przez zimne nauki szkiełko i oko. A co dopiero świat ducha! Choć tam z tym naszym rozumem to lepiej chyba się nie pchać!
Uświadomienie sobie, zrozumienie wykonywanej pracy prowadzi nas prostą drogą do poczucia własnej wartości i tego, że jesteśmy potrzebni. A jesteśmy wartościowi i potrzebni, ponieważ budujemy kawałek otaczającej nas – widzialnej i niewidzialnej – rzeczywistości.
I wtedy staje się jednostka tym, co w danym momencie robi (gnoza, jak nic) – gdy patrzy na Słońce, staje się Słońcem na moment, gdy bierze pióro do ręki i kreśli wersety tekstu, staje się żywym pisaniem, co ze Słowa wyrosło; gdy ktoś przeklina bliźniego, sam staje się przekleństwem, kto rzuca wulgaryzmy, staje się wulgarny…
Tak wykonana praca – od kopania łopatą w ziemi po wymyślanie nowy teorii filozoficznych – staje się wartością samą w sobie, uniwersalną, potwierdza jednostkę jako wartość i byt niepowtarzalny i – w końcu – taka praca staje się – modlitwą.
PS
Kto jest innego zdania już nadstawiam coś tam. Kopcie śmiało! Na zdrowie! Znów czegoś się nauczę!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...