Ktokolwiek próbuje
porównywać pracę poszczególnych jednostek na zasadzie kryterium wagi
wykonywanego zajęcia czy przydatności społecznej, a teraz często i zysku
(ekonomia) popełnia na samym starcie błąd. Dla każdego z nas wykonywana przez
nas praca powinna być najważniejsza i najbardziej wartościowa w pełnym tego
słowa znaczeniu.
Wykonywana przez
jednostkę praca – od łupania kilofem węgla, wydobywania głazów z kamieniołomów
poprzez mechaniczne powtarzanie czynności na jakiejkolwiek taśmie produkcyjnej
do indywidualnych tworów ludzkiej wyobraźni i ducha – jest wartością samą w
sobie – niepowtarzalną i niepoddającą się żadnym ludzkim ocenom.
Wszelkie oceny tej
wartości i ludzkie próby klasyfikacji obarczone są ograniczonością
niewykorzystywanego w pełni potencjału ludzkiego umysłu. Nie tyle łatwo tu o błąd,
co błędu nie sposób uniknąć!
Warunkiem dobrze
wykonywanej pracy jest podejście jednostki do danej czynności. Jeśli dany
wykonawca roboty wkłada w wykonywane zajęcie odrobinę ducha swojego,
zaangażowanie, inwencję i staranność, to tak wykonywana praca nabiera znamion
uniwersum – czegoś, co wymyka się z ram czasu i przestrzeni, a tym bardziej
ludzkiej percepcji oraz ocenie i staje się bytem zapisanym w historii życia
jednostki.
Gdy byłem na emigracji,
skosztowałem owocu pracy na tzw. taśmie produkcyjnej. To była „słodka” praca, bo
pracowaliśmy przy słodyczach. Można było szybko zęby w próchno przerobić. Nie o
tym jednak chciałem…
Poznałem tam kilku
ludzi potrafiących ubrać swoją (na pozór) monotonną pracę w otoczkę
filozoficzną. Codziennie od nowa nakładali na siebie (dobrowolnie)
odpowiedzialność za wykonanie zlecenia, dopilnowanie nowych pracowników i pomoc
zostającym w tyle.
Podczas przerw podsłuchiwałem
– choć nikt nie szeptał i nie robił tajemnicy – rozmów tych ludzi i zauważyłem,
iż byli oni nie tylko ogniwem taśmy produkcyjnej, ale potomkami biblijnego
Samrytanina – potrafili w pędzie pracy wygospodarować czas na krótką wymianę
zdań ze znajomymi, słowo pocieszenia i dobrą radę nienadążającym, jak usprawnić
pracę, a zmniejszyć wysiłek, potrafili pomagać innym.
Wykonywana przez nich
praca to był codziennie zupełnie nowy proces, niepowtarzalny, doskonalący –
ciągle coś nowego, wciąż nowe wyzwania i próby sprostania im.
Nigdy nie słyszałem z
ich ust słów narzekania czy sarkania, co najwyżej słowa jakiejś troski,
niepewności, obawy czy to lub tamto uda się zrealizować. I ciągle brakowało im
czasu, żeby się w pełni wykazać.
Uczyłem
się, chłonąłem tę ich niepowtarzalną, zindywidualizowaną i spersonalizawną
filozofię pracy
Oczywiście, że
większość już na samym starcie kolejnego dnia pracy karmiła się narzekaniem i
marzeniami, że wszędzie to Eden, a tutaj właśnie Piekło. Szkoda pisać.
Teraz, gdy oddaję się
tylko pisaniu (i chciałbym, żeby tak zostało, choć wątpię w to jeszcze bardziej,
niż chciałby) zauważam, że ma ono taki sam wymiar, taką samą wartość, jak każdy
inny kawałek ludzkiej pracy. Warunkiem jest tylko uświadomienie sobie i
zrozumienie tego, co robimy.
Nie, nie „wiedzieć”, co
robimy, tylko „uświadomić” sobie, „zrozumieć”, co robimy.
My przecież tak dużo
wiemy – wiemy, że jest fotosynteza, że są sms-y, fb i Internet, że Słońce jest
centrum układu…; wiemy, że jest grawitacja, że samochody jeżdżą, samoloty
latają, z jajka wykluwa się pisklę albo jakiś gad, że krowa staje się cielna
(kobieta brzemienna), a potem mamy cielaka – określenie nie tylko do krów
pasujące –że koty zjadają myszy, a myszy zjadły Popiela…
Boże, ile my wiemy! Ale
czy rozumiemy, na ile jesteśmy świadomi tego, co wokół nas? Co potrafimy
ogarnąć zrozumieniem, refleksją?
Piszę o świecie
zewnętrznym, widzialnym, dotykalnym, tym badanym przez zimne nauki szkiełko i oko.
A co dopiero świat ducha! Choć tam z tym naszym rozumem to lepiej chyba się nie
pchać!
Uświadomienie sobie,
zrozumienie wykonywanej pracy prowadzi nas prostą drogą do poczucia własnej
wartości i tego, że jesteśmy potrzebni. A jesteśmy wartościowi i potrzebni,
ponieważ budujemy kawałek otaczającej nas – widzialnej i niewidzialnej –
rzeczywistości.
I wtedy staje się
jednostka tym, co w danym momencie robi (gnoza, jak nic) – gdy patrzy na
Słońce, staje się Słońcem na moment, gdy bierze pióro do ręki i kreśli wersety
tekstu, staje się żywym pisaniem, co ze Słowa wyrosło; gdy ktoś przeklina
bliźniego, sam staje się przekleństwem, kto rzuca wulgaryzmy, staje się
wulgarny…
Tak wykonana praca – od
kopania łopatą w ziemi po wymyślanie nowy teorii filozoficznych – staje się
wartością samą w sobie, uniwersalną, potwierdza jednostkę jako wartość i byt
niepowtarzalny i – w końcu – taka praca staje się – modlitwą.
PS
Kto jest innego zdania
już nadstawiam coś tam. Kopcie śmiało! Na zdrowie! Znów czegoś się nauczę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz