Zastanawiam się usilnie
czy David Yallop pisał swoje książki z potrzeby wytropienia prawdy obiektywnej
o pontyfikacie Jana Pawła II, czy też robił to pod pewne dyktando. Zanim jednak
przejdę do swoich, może nie najmądrzejszych wniosków, to jeszcze wpis albo dwa
o kolejne książce tego pisarza, a mianowicie Potęga i chwała. W mrocznym sercu Watykanu Jana Pawła II.
Obydwie książki Yallopa
o JP II sprzedały się w Polsce w dużych nakładach, a zatem cel – jakikolwiek on
był – został osiągnięty. Ale nie! Jeszcze nie teraz!
Książkę tę można
skrócić w ten sposób – miała to być praca o prawdziwej historii człowieka
nazwanego Janem Pawłem II.
I znów autor zarzuca
papieżowi, że dążył do zdobycia wpływów politycznych w ówczesnej Polsce. Wprawdzie
nie rozumiem, na czym miałyby te wpływy polegać, ale patrząc dzisiaj na wpływ
ojca dyrektora na to, co w Polsce się dzieje, to przy tym Jan Paweł II żadnych
wpływów politycznych w ówczesnej Polsce nie miał. Wiadomo natomiast, że jako
papież jawnie popierający opozycję był postrzegany przez ówcześnie rządzących
jako zagrożenie.
Yallop w swojej książce
przyznaje, że ma kontakty w CIA, KGB, polskich służbach specjalnych i w
państwie watykańskim. Tylko dzieci nie wiedzą, że za takie kontakty i informacje
zdobywane od takich instytucji trzeba płacić. I to bynajmniej nie pieniędzmi,
bo tych służby specjalne akurat mają dosyć. Zatem czym płacił autor za
zdobywanie tych niby rewelacyjnych informacji na temat życia i pracy Karola
Wojtyły, a później Jana Pawła II?
Znów wybiegam do
przodu. Będą przecież wnioski.
W tej książce ponownie
wraca wątek stosunku Jana Pawła II do księży nikaraguańskich i teologii
wyzwolenia. Zdaje się przy tym nie zauważać, że angażowanie sie papieża czy polskich
księży po stronie „Solidarności” miało zupełnie inny charakter niż działalność
niektórych przedstawicieli duchowieństwa nikaraguańskiego. Yallop albo tego nie
widzi, albo dostrzec zwyczajnie nie chce.
Znów wraca problem
koterii wewnątrz Watykanu i zarzut pod adresem JP II, że nie chciał tego widzieć.
Znów wraca temat Marcinkusa i innych, którzy dopuszczali się nadużyć, a byli
blisko papieża, nie tylko zresztą Polaka, ale również i jego poprzedników, w tym
również podczas krótkiego pontyfikatu Lucianiego. I znów problem Banku
Watykańskiego, i prania w nim brudnych mafijnych pieniędzy, o czym obszernie
rozpisywał się w swojej poprzedniej książce.
Nie do końca uzasadniony
to zarzut, zważywszy na losy watykańskie Jana Pawła II. To jednak znów musi
poczekać do wniosków końcowych.
Z dużym naciskiem i
ładunkiem emocjonalnym rozpisuje Yallop w swojej drugiej książce stanowisko
Kościoła, za pontyfikatu Jana Pawła II, dotyczące problemu wykorzystywania
seksualnego przez księży dzieci, dorastającej młodzieży i dorosłych. Autora
oburza stanowisko Ratzingera w tej kwestii:
To znajduje odzwierciedlenie w naszym wysoce rozerotyzowanym
społeczeństwie. Księża także znajdują się pod wpływem ogólnej sytuacji. Mogą
być szczególnie bezbronni czy podatni, chociaż odsetek przypadków
wykorzystywania (seksualnego dzieci i młodzieży) nie jest wyższy niż w innych
zawodach. Naturalnie można by oczekiwać, że będzie niższy
Yallop zarzuca Janowi Pawłowi
II, że sygnował stanowisko Kościoła stawiające dopuszczających się
wykorzystywania seksualnego księży w roli ofiary.
Zdaniem autora w ten
sposób Kościół zrzekł się wszelkich historycznych praw, których się poprzednio
domagał, aby rozmawiać z laikatem o wierze i moralności.
Wspomina, że Kościół
Anglii i Walii oraz w innych krajach zakazał kapłanom przebywania z dziećmi sam
na sam.
Yallop stwierdza, że
wielu winnych wykorzystywania seksualnego księży leczonych jest zastrzykami
Depo-Provera (to lek antykoncepcyjny). I tak naprawdę, to nie wiem po co, to pisze,
bo to też tylko słyszał.
Aby tym silniejsze
wywołać wrażenie, autor cytuje pewnego (jak w dobrej plotce „pewnego”, czyli może
być i żadnego albo wymyślonego) mieszkającego w Rzymie prałata: Nie będzie ani na krótką, ani na średnią
metę polityki zero tolerancji w stosunku do sprawców wykorzystywania
seksualnego. Gdyby taka polityka istniała i była ogólnie stosowana, niezależnie
od stanowiska, wielu biskupów musiałoby ustąpić (…) wielu kardynałów przeszłoby
na wcześniejszą emeryturę. (…) A co do zera tolerancji wobec homoseksualistów,
już to mamy. Tylko tak się składa, że to się ogranicza do laikatu. Gdyby to
zastosować do duchowieństwa, cała infrastruktura zawaliłaby się.
I cytat z Ewangelii
Mateusza (18: 1-6), kiedy to uczniowie pytają Chrystusa, kto jest największy w
królestwie niebieskim, a ten przywołał dziecię i powiedział, że trzeba stać się
jak dziecko, aby osiągnąć zbawienie. Mówi też o tym, co stanie się z tymi,
którzy staną się powodem grzechu dzieci.
I zarzut Yallopa: Wszystko to wydarzyło się w „jedynym
prawdziwym Kościele” pod przywództwem zmarłego papieża Jana Pawła II, wspomaganego
przez Josepha Ratzingera, który teraz został ostatnim absolutnym monarchą na
ziemi.
To tak, jakby w
Kościele „rządzonym” przez ulubionego papieża Yallopa – Albino Lucianiego –
takie rzeczy nie miały miejsca.
I jeszcze zarzuty, że Jan
Paweł II nie zajął żadnego konkretnego stanowiska podczas wojen na Bałkanach. Porównuje
w ten sposób pontyfikat Jana Pawła II z pontyfikatem Piusa XII z czasu II wojny
światowej.
I w końcu to, że zakaz
używania prezerwatyw zabił na świecie za sprawą AIDS wiele osób. To też autor zrzuca
na barki Jana Pawła II.
Jestem i zdziwiony, i zniesmaczony
tymi zarzutami, gdyż z nimi Kościół borykał się dużo wcześniej przed pontyfikatem
papieża Polaka. A to dopiero początek bezpardonowego ataku na osobę Karola Wojtyły,
co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że Yallop nie pisał swoich książek
po to, aby ukazać światu prawdę, chyba że miał na myśli swoją prawdę albo prawdę
tych, którzy za nim stali, bądź stoją.
Cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz