10 maja 2018

Coś im zaszkodziło?


Znaleziony obrazWiecie, że fajnie jest czasem niedomagać na zdrowiu? Weźmy na przykład mnie, pomimo okularów, niedowidzę i już. Ale to całkiem fajnie, bo często nie mogę skojarzyć twarzy wielu smutasów, którzy nie mają siły odpowiedzieć na „witam”, jakieś serdeczne „dzień dobry” czy choćby skinienie głowy. No i się wtedy cieszę, naprawdę – nawet się cieszę – z tego mojego strasznego niedowidzenia astygmatycznego. 

A przecież jest tyle słońca, tyle wiosny wokół, to trzeba się tym podzielić z bliźnim spotkanym na drodze. Kurde, tak krótko żyjemy, jesteśmy tutaj na chwilę, a tyle często w nas smutku! Może niektórzy myślą, że będą żyć dwieście lat i jeszcze będą czas mieli uśmiechnąć się do innych?
Medal ma zawsze dwie strony i trzeba być obiektywnym. Dzisiaj po takim „radosnym” spotkaniu ze smutną młodą mamą, co wózek popychała (pewnie ze swoją pociechą). A może ty była opiekunka? No i co z tego? I tak była strasznie smutna. A może aż tak wstydliwa, że zapomniała zupełnie o uśmiechu w słońcu.
No i po tym spotkaniu zapalam dalej z buta, a że niedowidzę, to słucham uważnie i z tego mojego słuchania wychodzi, jak nic, że ktoś mnie zaraz rowem rozjedzie „od tyłu”. W ostatniej chwili, hop – odwracam się szybko – a tu znajomy się śmieje od ucha do ucha. Pogadaliśmy chwilę i każdy w swoją stronę.
Wesołe przywitanie z innym rowerzystą.
Po chwili zapala młodzieniec na swoim jednośladzie. Nie poznaję z daleka, kto tak zapiernicza i nie wiem do teraz, kto tak zapierniczał. Pamiętał tylko tyle, że krzyknął mi: Dzień dobry! Krzyknął to bardzo wesoło i pognał przed siebie w dal. Musiałem krzyknąć, żeby moja wesoła odpowiedź dotarła do pędzącego. Myślę, że usłyszał.
I jeszcze przed dojściem do domu jeden rowerzysta, tym razem w podeszłym wieku, zapala na swoim rowerze. Ustępuję mu z drogi, wołam: „Dzień dobry” i w nogi, bo tak mi się przyglądał, że myślę - zaraz mi walnie! Ale po kilku krokach słyszę: Przepraszam czy ja dobrze poznałem? Przedstawiam się grzecznie, z uśmiechem, podchodzimy do siebie i ten starszy pan mówi: ‑ Wie pan, ja niedowidzę.
‑ No to jesteśmy w domu – odpowiadam wesoło – bo ja też słabo widzę, choć noszę okulary.
Pogadaliśmy trochę i każdy w swoją drogę. 
I tyle słońca nagle się więcej zrobiło, że ja, jak szczęśliwy, choć niedowidzący kret – po omacku – docieram do domu albo jakiś gacek dosłownie lecę radośnie.
A propos tego gacka – ja lubię nietoperze. Dziś w nocy byłem sobie uciekłem cichutko na balkon i tam się oddaję zgubnemu nałogowi. Palę sobie spokojnie, a niebo takie gwiaździste, od razu Kant mi się przypomniał z moralnym prawem we mnie, zadzieram głowę, namierzam Wielką Niedźwiedzicę i próbuję Małą…, a tu nagle ‑ szuuu! – skubany, przeleciał obok chyba z prędkością światła. A później się uśmiechnąłem, bo przecież wszyscy wiemy, że gacek to jest lotnik – żaden tam Dedal czy Ikar!
Wracam do tematu – tak sobie teraz myślę – co tym smutnym szkodzi? Może za dużo słońca? Może, że ptaki śpiewają? A może to przez drzewa, które tak pięknie kwitną? Może im dobre zdrowie przysparza tyle smutku? Może spokojny mąż? A może dobra żona? Może spokojne dzieci? A może nadmiar pieniędzy?
Nie wiem, co może im być – mają żal do mnie? Wcale bym się nie zdziwił, bo ja też mam do kilku. Ale ja nawet jeśli komuś nie mówię: „Dzień dobry”, bo jest takich ludzi trochę, to i tak się śmieję, po prostu idę i rżę, jak głupi do słońca. A im, jak mi się zdaje, coś musiało zaszkodzić!
PS
Cholera, włączyłem TV. 
Planują kolejną komisję! 
I weź tu się śmiej, człowieku! 
Nie napiszę nic więcej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...