17 maja 2018

W więzieniu milczenia


Milczałem nie z wyboru, ale z konieczności, coś tam na łączach moich było widocznie nie tak. Czasami tak bywa, że co innego planujesz, człowiecze, a co innego wychodzi i nic nie poradzisz.
Czas milczenia się skończył, choć nie wiem na jak długo, bo co ja mogę wiedzieć – robak żyjący chwilą.

W moim wiezieniu milczenia trudziłem się nad „Wstydem”. Małymi krokami praca postępuje. Małe kroki są dobre – daleko można zajść, na dłużej zachować siły, rozejrzeć się wokół, dostrzec drugiego człowieka, mieć czas na chwilę dla siebie, zrozumieć oddech drzewa, posmakować życia… ‑ tak, małe kroki są dobre!
W moim więzieniu milczenia czytałem apokryfy – Ewangelię Nikodema, Filipa, Marii Magdaleny, Piotra, Tomasza czy Judasza… ‑ nie zapomniałem też o tekstach kanonicznych. Czytałem też Micińskiego „Nietotę: księgę tajemną Tatr” i „Trylogię złodziejską” Sergiusza Piaseckiego.
No i między tym wszystkim pisanie, pisanie, pisanie…
Taki fragment ciekawy wypisałem sobie z pisania Micińskiego i jego Nietoty…:

My cienie – niedotykalni, wijemy się za pniami drzew.
Posłuchajmy spowiedzi!
Lub kto wie, może dziwacznej komedyi?
Bo nie wiadomo nigdy, gdzie kończy się groza i gdzie zaczyna się ironia w naturze i duchu.
Czasem oskarżamy to, co jest bardzo drogie sercu; czasem wyanielamy to, co dobrze byłoby owinąć kolczatą leśną lianą i rzucić smokom jaskiń na pożarcie.
Nie mówmy – nie mówmy – słuchajmy!

I to jest właśnie to – nauczyć się słuchać!
Tak bardzo lubimy mówić, tak bardzo kochamy mówić, że słuchać zapomnieliśmy.
I jak mawiali starożytni:
Sapienti sat!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...