Milczałem
nie z wyboru, ale z konieczności, coś tam na łączach moich było widocznie nie
tak. Czasami tak bywa, że co innego planujesz, człowiecze, a co innego wychodzi
i nic nie poradzisz.
Czas milczenia się
skończył, choć nie wiem na jak długo, bo co ja mogę wiedzieć – robak żyjący
chwilą.
W moim wiezieniu
milczenia trudziłem się nad „Wstydem”. Małymi krokami praca postępuje. Małe
kroki są dobre – daleko można zajść, na dłużej zachować siły, rozejrzeć się
wokół, dostrzec drugiego człowieka, mieć czas na chwilę dla siebie, zrozumieć
oddech drzewa, posmakować życia… ‑ tak, małe kroki są dobre!
W moim więzieniu
milczenia czytałem apokryfy – Ewangelię Nikodema, Filipa, Marii Magdaleny,
Piotra, Tomasza czy Judasza… ‑ nie zapomniałem też o tekstach kanonicznych.
Czytałem też Micińskiego „Nietotę: księgę tajemną Tatr” i „Trylogię
złodziejską” Sergiusza Piaseckiego.
No i między tym
wszystkim pisanie, pisanie, pisanie…
Taki fragment ciekawy wypisałem
sobie z pisania Micińskiego i jego Nietoty…:
My
cienie – niedotykalni, wijemy się za pniami drzew.
Posłuchajmy
spowiedzi!
Lub
kto wie, może dziwacznej komedyi?
Bo
nie wiadomo nigdy, gdzie kończy się groza i gdzie zaczyna się ironia w naturze
i duchu.
Czasem
oskarżamy to, co jest bardzo drogie sercu; czasem wyanielamy to, co dobrze
byłoby owinąć kolczatą leśną lianą i rzucić smokom jaskiń na pożarcie.
Nie
mówmy – nie mówmy – słuchajmy!
I to jest właśnie to –
nauczyć się słuchać!
Tak bardzo lubimy
mówić, tak bardzo kochamy mówić, że słuchać zapomnieliśmy.
I jak mawiali starożytni:
Sapienti sat!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz