Zanim do osła w młynie przejdę,
kilka słów o skrusze.
Zło człowieka ma źródło
w zdolności wyrządzania cierpienia jakimkolwiek istotom, nawet cierpienia w
formie zmartwień, jak również w braku w sobie rozwiniętej miłości oraz braku
stałego ukierunkowania uwagi na Boga i dążności do Niego.
Wiara jako zwykłe TAK
na pytanie: Czy wierzysz?, to za mało.
Prawdziwa
wiara to stałe i niezachwiane pamiętanie o Bogu – Nauczycielu, który ucz mnie
cały czas.
Skoro mamy w sobie
źródło zła, które chcemy wykorzenić, wyplenić, wyrzucić ze swojego życia,
potrzebna jest skrucha. Jednak skrucha, zdaniem Filipa, to nie wymienianie
przed kapłanem przewinień, tylko badanie siebie jako duszy, to przeminie nianie
siebie za pomocą samoobserwacji i samowychowania.
Wynikiem
całościowej pracy w zakresie oczyszczania i rozwoju siebie staje się narodzenie
i dojrzewanie w eonach najwyższych. W miarę tego wszystkiego, co materialne,
cielesne, rzeczywiście staje się coraz mnie j istotne, a potem w ogóle zostaje odcięte…
Przejawiane
na tym świecie przedmioty są nikczemne i godne pogardy. Te, które są ukryte w
innym świecie, są znaczące i godne czci.
Już kilkakrotnie
wspominałem o tym, że Filip nieustannie zwraca uwagę na fakt, iż nasze ciało
hamuje, a często wręcz uniemożliwia nam rozwój duchowy. Zaprzątamy sobie bowiem
siebie bardziej sprawami cielesnymi niż rozwojem duchowym. A to przecież w
świecie duchowym powinniśmy szukać dla siebie ratunku i samorealizacji.
Rodząc
się w ciałach materialnych, przyzwyczajamy się do spoglądania z pozycji materii
ciała na otaczający nas świat materii.
Kto
poznał Światło (Ducha Świętego) nie zobaczą go i nie mogą schwytać duchy
nieczyste. Żaden z nich nie będzie mógł takiego Człowieka dręczyć, nawet jeśli
przebywa on jeszcze w świecie materii (w ciele).
No i w końcu dotarłem
do tytułowego osła w młynie.
Osioł, który kręcił kamień młyński,
zrobił sto mil marszu. Gdy został uwolniony, zauważył, że jeszcze jest na tym
samym miejscu.
Są ludzie, którzy przewędrowali
wiele dróg i nie osiągnęli żadnego celu.
Gdy ich wieczór zaskoczył, nie
zobaczyli miasta, ani wioski, ani czegoś stworzonego, ani naturalnego. Nie
istnieje (dla nich) żadna siła, ani anioł (dla pomocy). Daremnie się biedni trudzili.
Ciekawa to
przypowieść. Myślę, że mogłaby spokojnie stać pośród przypowieści Zbawiciela
przytoczonych w Ewangeliach kanonicznych.
Warto by
teraz prześledzić drogę życiową Filipa po śmierci Jezusa, gdy to Apostołowie
rozpierzchli się po całym znanym im świecie, żeby nauczać i głosić ewangelię,
zgodnie z nakazem Mistrza. Obawiam się jednak, że nie teraz. Jeszcze jeden wpis
na temat przemyśleń i Ewangelii Filipa, a później nieco odpoczynku od testów apokryficznych,
oczywiście odpoczynku dla Was, nie dla mnie.
I jak mantrę
powtórzę – ci, co czytają Biblię, powinni uzupełniać jej zawartość w sobie apokryfami,
które mogą wnieść nowe światło, a przez to nowe widzenie pewnych kwestii poruszanych
w pismach kanonicznych. Nie bać się nakazów czy zakazów Kościoła albo innych strażników
jedynie słusznej wiary. Nikt z nas dokładnie nie wie, czego naprawdę szukamy. Szukamy
bowiem Tego, Którego nikt z Ziemian nie oglądał, poza Tym, przez Którego możemy
wejść duchem wyżej!
No i jeszcze
na koniec:
Niedobrze być osłem w młynie!
Nie obrażając wcale pracowitych zwierząt!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz