24 maja 2018

Osioł w młynie


Zanim do osła w młynie przejdę, kilka słów o skrusze.
Zło człowieka ma źródło w zdolności wyrządzania cierpienia jakimkolwiek istotom, nawet cierpienia w formie zmartwień, jak również w braku w sobie rozwiniętej miłości oraz braku stałego ukierunkowania uwagi na Boga i dążności do Niego.
Wiara jako zwykłe TAK na pytanie: Czy wierzysz?, to za mało.

Prawdziwa wiara to stałe i niezachwiane pamiętanie o Bogu – Nauczycielu, który ucz mnie cały czas.

Skoro mamy w sobie źródło zła, które chcemy wykorzenić, wyplenić, wyrzucić ze swojego życia, potrzebna jest skrucha. Jednak skrucha, zdaniem Filipa, to nie wymienianie przed kapłanem przewinień, tylko badanie siebie jako duszy, to przeminie nianie siebie za pomocą samoobserwacji i samowychowania.
Wynikiem całościowej pracy w zakresie oczyszczania i rozwoju siebie staje się narodzenie i dojrzewanie w eonach najwyższych. W miarę tego wszystkiego, co materialne, cielesne, rzeczywiście staje się coraz mnie j istotne, a potem w ogóle zostaje odcięte…
Przejawiane na tym świecie przedmioty są nikczemne i godne pogardy. Te, które są ukryte w innym świecie, są znaczące i godne czci.

Już kilkakrotnie wspominałem o tym, że Filip nieustannie zwraca uwagę na fakt, iż nasze ciało hamuje, a często wręcz uniemożliwia nam rozwój duchowy. Zaprzątamy sobie bowiem siebie bardziej sprawami cielesnymi niż rozwojem duchowym. A to przecież w świecie duchowym powinniśmy szukać dla siebie ratunku i samorealizacji.
Rodząc się w ciałach materialnych, przyzwyczajamy się do spoglądania z pozycji materii ciała na otaczający nas świat materii.
Kto poznał Światło (Ducha Świętego) nie zobaczą go i nie mogą schwytać duchy nieczyste. Żaden z nich nie będzie mógł takiego Człowieka dręczyć, nawet jeśli przebywa on jeszcze w świecie materii (w ciele).

No i w końcu dotarłem do tytułowego osła w młynie.
Osioł, który kręcił kamień młyński, zrobił sto mil marszu. Gdy został uwolniony, zauważył, że jeszcze jest na tym samym miejscu.
Są ludzie, którzy przewędrowali wiele dróg i nie osiągnęli żadnego celu.
Gdy ich wieczór zaskoczył, nie zobaczyli miasta, ani wioski, ani czegoś stworzonego, ani naturalnego. Nie istnieje (dla nich) żadna siła, ani anioł (dla pomocy). Daremnie się biedni trudzili.

Ciekawa to przypowieść. Myślę, że mogłaby spokojnie stać pośród przypowieści Zbawiciela przytoczonych w Ewangeliach kanonicznych.
Warto by teraz prześledzić drogę życiową Filipa po śmierci Jezusa, gdy to Apostołowie rozpierzchli się po całym znanym im świecie, żeby nauczać i głosić ewangelię, zgodnie z nakazem Mistrza. Obawiam się jednak, że nie teraz. Jeszcze jeden wpis na temat przemyśleń i Ewangelii Filipa, a później nieco odpoczynku od testów apokryficznych, oczywiście odpoczynku dla Was, nie dla mnie.
I jak mantrę powtórzę – ci, co czytają Biblię, powinni uzupełniać jej zawartość w sobie apokryfami, które mogą wnieść nowe światło, a przez to nowe widzenie pewnych kwestii poruszanych w pismach kanonicznych. Nie bać się nakazów czy zakazów Kościoła albo innych strażników jedynie słusznej wiary. Nikt z nas dokładnie nie wie, czego naprawdę szukamy. Szukamy bowiem Tego, Którego nikt z Ziemian nie oglądał, poza Tym, przez Którego możemy wejść duchem wyżej!
No i jeszcze na koniec:
Niedobrze być osłem w młynie!
Nie obrażając wcale pracowitych zwierząt!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...