20 maja 2018

W imieniu Boga? (6. Moje wnioski)


Ostrzegałem, że cykl, któremu nadałem ten sam tytuł, co jedna z książek Davida Yallopa, będzie dość nudny. Tak naprawdę jednak to tylko pozory. Sprawy opisywane w tych książkach są i szokujące, gdyż przedstawiają postać i pontyfikat Jana Pawła II w zupełnie innym świetle, niż myśli o nich przeciętny katolik (zwłaszcza Polacy), ale i zagadkowe, gdyż autor książek w żadnym miejscu nie podaje konkretnego „adresu” – czy to osób, czy instytucji – skąd te rewelacje czerpie. 

Od samego początku lektury książek Yallopa miałem wrażenie, że autorowi chodzi przede wszystkim o wywołanie sensacji. Wiemy też, że Kościół katolicki i Watykan otacza nimb tajemnicy, dlatego każdy szokujący tytuł traktujący o tych właśnie sprawach „sprzeda się”. Z jednej strony sprzeda się z powodu ciekawości samych katolików, z drugiej – jako potwierdzenie słuszności odejścia od Kościoła tych, którzy na taki krok się zdecydowali, w końcu – jako potwierdzenie upadku moralności wśród dostojników kościelnych dla wszystkich zagorzałych przeciwników Kościoła.
Kościół katolicki jest organizmem składającym się z wyznawców katolicyzmu i urzędników – można tak przecież nazwać dostojników kościelnych i w ogóle wszystkich kapłanów katolickich, gdyż oprócz tego, że są oni powołani do głoszenia Słowa Bożego, są jednocześnie zobowiązani przestrzegać przepisów i prawa zinstytucjonalizowanego Kościoła.
Zarówno kościelni dostojnicy, jak i zwykli kapłani są tylko ludźmi – tego chyba udowadniać nie trzeba – uwikłanymi w pożądliwości tego świata. Wokół nich natomiast kręci się zawsze cały tłum świeckich, którzy robią przy tym mniej lub bardziej czyste interesy. Nie od dzisiaj przy tym wiadomo, że najlepsze interesy robi się z Kościołem jako instytucją czy też pod jego patronatem – tu Yallop Ameryki nie odkrył. To nie jest też wynalazek Jana Pawła II ani jego następcy, choć autor książek pewnie i to chętnie by im przypisał, zwłaszcza papieżowi Polakowi.
I tak w pierwsze swojej książce W imieniu Boga? Yallop stawia tezę, że poprzednika Jana Pawła II, czyli Jana Pawła I, czyli Luciano Albiniego zamordowali ci, którzy z Kościoła i Watykanu uczynili „spółkę z o.o.”, nastawioną przede wszystkim na zysk i gromadzenie dóbr doczesnych. Na poparcie tej tezy o zamordowaniu papieża Jana Pawła I pisarz jednak nie ma żadnych dowodów. Wszystko, o czym pisze opiera się o jakieś anonimowe źródła, których autor nie chce ujawnić. Może to być przyczyną tego, że tych źródeł po prostu nie było. Właśnie – były czy nie? Prawdą jest to wszystko czy część znaczna to fikcja literacka, a zatem nie kłamstwo w religijnym tego słowa znaczeniu.
Nie ukrywa przy tym Yallop, że Lucianiego jako papieża kocha i podziwia, a Wojtyły jako papieża wprost nie cierpi, a nawet nienawidzi. Ma też do Jana Pawła II nieuzasadniony żal, że nie podjął reform zapoczątkowanych przez poprzednika,
Yallop zdaje się nie zauważać faktu, że każdy pontyfikat papieski to jakby zamknięty rozdział. Każdy bowiem papież ma własną wizję funkcjonowania Kościoła w świecie. Każdy papież ma własną wizję pontyfikatu i stara się ją realizować. Tak zrobił Luciani w stosunku do „polityki” Pawła VI i tak zrobił Wojtyła w stosunku do „polityki” Jana Pawła I. to nic nadzwyczajnego! Ale nie dla Yallopa!
Już wspomniałem, że ostrej krytyce poddał Yallop stanowisko Jana Pawła II do duchowieństwa nikaraguańskiego i teologii wyzwolenia. Przypomina, że Jan Paweł II sam angażował się w działalność „Solidarności” w Polsce, a ganił jednocześnie za to duchowieństwo nikaraguańskie.
Od samego początku wydało mi się to dość płytkie. Zastanawiam się przy tym czy pisarz robi to perfidnie, czy też nie widzi różnicy pomiędzy wspieraniem przez duchowieństwo (jak w przypadku duchowieństwa polskiego i papieża) ruchów niepodległościowych w ich krajach, a działaniami, w których duchowni przejmują władzę w kraju, i to chcą sięgnąć po władzę świecką. Yallop w ogóle nie wyjaśnia w swoich książkach zjawiska teologii wyzwolenia. Wiadomo dlaczego. Jest mu to na rękę, gdyż spłycenie problemu pozwala bezkarnie krytykować stanowisko Jana Pawła II. W innym wypadku wyszło by, jak nic, że angażowanie się papieża Jana Pawła II w sprawy polskiej polityki, a teologia wyzwolenia i działania niektórych duchownych nikaraguańskich to dwie bardzo różne sprawy.
Zarzucił też papieżowi Polakowi, że nie podjął zapoczątkowanej przez poprzednika tematu sztucznej regulacji urodzeń oraz zajął sztywne, nieprzejednane stanowisko w sprawie zakazu używania prezerwatyw,
Nie chce tu Yallop ukazać papieża jak człowieka, który – podobnie jak Chrystus – zajął stanowisko bezkompromisowe. Przez wieki to właśnie bezkompromisowość Kościoła świadczyła o jego sile. Każdy wierzący wie (dzisiaj to chyba najlepiej muzułmanie, bo raczej nie chrześcijanie), że „naginanie” spraw wiary, że wszelkie „uwspółcześnianie” spraw wiary jest tejże wiary czystym zaprzeczeniem. Wiara bowiem nie podlega rozwojowi i unowocześnieniu jak sprawy tego świata. Wiara chrześcijańska traktuje o sprawach nie z tego świata i nie da się jej „dopasować” do zmiennej światowej rzeczywistości czy przysposobić do trendów światowej mody.
Yallop tymczasem wręcz wyrzuca papieżowi Polakowi, że ten nie podporządkował Kościoła współczesnym światowym trendom.
Kościół nie musi, a nawet nie powinien być modny i współczesny. Powinien być ostoją niezmiennej wiary.
Yallop przy tym dąsa się, gdy pisze, że papież Jan Paweł II był postacią medialną oraz że jego pielgrzymki były często komercyjne. Gorszy się tym, a przecież to takie współczesne!
Yallop nie potrafi zrozumieć i krytykuje stanowisko Jana Pawła II w sprawie nadużyć seksualnych duchowieństwa. To problem, który rzeczywiście wybuchł za pontyfikatu papieża Polaka, ale nie był owocem tegoż pontyfikatu. Problem narastał od lat i przez lata zamiatany był pod dywan. To Jan Paweł II przyznał, że problem istnieje. Ubolewał nad tym i apelował, aby takie sprawy nie miały miejsca. Nie był on jednak człowiekiem popędliwym i skorym do osądzania innych oraz wymierzania im kary wg zasady: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni!” Papież wielokrotnie wypowiadał, że to zło i nie powinno się było wydarzyć ani nie powinno się wydarzać. Jednak osąd i karanie winnych pozostawił Bogu. Tak odczytuję postawę papieża ja. Natomiast stanowisko w tej kwestii Josepha Ratzingera to nazwanie problemu po imieniu, a nie próba wyciszenia czy też zamiecenia sprawy pod dywan.
Przyznam na koniec, że byłem zdumiony, iż Yallop konsekwentnie pomija fakt zamachu na życie papieża i jaki wpływ miał ten zamach na pontyfikat oraz późniejsze zdrowie i funkcjonowanie papieża. Pisarza zdaje się to zupełnie nie interesować. Gdyby bowiem wziął to pod uwagę, ostrze jego krytyki byłoby stępione przez obiektywne spojrzenie na Jana Pawła II i jego pontyfikat. Ale o tym pokrótce w ostatnim wpisie na ten temat, którym – przyznaję – jestem już zmęczony. A co dopiero Wy!!!
Cdn.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...