Ostrzegałem, że cykl,
któremu nadałem ten sam tytuł, co jedna z książek Davida Yallopa, będzie dość
nudny. Tak naprawdę jednak to tylko pozory. Sprawy opisywane w tych książkach
są i szokujące, gdyż przedstawiają postać i pontyfikat Jana Pawła II w zupełnie
innym świetle, niż myśli o nich przeciętny katolik (zwłaszcza Polacy), ale i
zagadkowe, gdyż autor książek w żadnym miejscu nie podaje konkretnego „adresu”
– czy to osób, czy instytucji – skąd te rewelacje czerpie.
Od samego początku
lektury książek Yallopa miałem wrażenie, że autorowi chodzi przede wszystkim o
wywołanie sensacji. Wiemy też, że Kościół katolicki i Watykan otacza nimb
tajemnicy, dlatego każdy szokujący tytuł traktujący o tych właśnie sprawach
„sprzeda się”. Z jednej strony sprzeda się z powodu ciekawości samych katolików,
z drugiej – jako potwierdzenie słuszności odejścia od Kościoła tych, którzy na
taki krok się zdecydowali, w końcu – jako potwierdzenie upadku moralności wśród
dostojników kościelnych dla wszystkich zagorzałych przeciwników Kościoła.
Kościół katolicki jest
organizmem składającym się z wyznawców katolicyzmu i urzędników – można tak
przecież nazwać dostojników kościelnych i w ogóle wszystkich kapłanów
katolickich, gdyż oprócz tego, że są oni powołani do głoszenia Słowa Bożego, są
jednocześnie zobowiązani przestrzegać przepisów i prawa zinstytucjonalizowanego
Kościoła.
Zarówno kościelni
dostojnicy, jak i zwykli kapłani są tylko ludźmi – tego chyba udowadniać nie
trzeba – uwikłanymi w pożądliwości tego świata. Wokół nich natomiast kręci się
zawsze cały tłum świeckich, którzy robią przy tym mniej lub bardziej czyste
interesy. Nie od dzisiaj przy tym wiadomo, że najlepsze interesy robi się z
Kościołem jako instytucją czy też pod jego patronatem – tu Yallop Ameryki nie
odkrył. To nie jest też wynalazek Jana Pawła II ani jego następcy, choć autor
książek pewnie i to chętnie by im przypisał, zwłaszcza papieżowi Polakowi.
I tak w pierwsze swojej
książce W imieniu Boga? Yallop stawia
tezę, że poprzednika Jana Pawła II, czyli Jana Pawła I, czyli Luciano Albiniego
zamordowali ci, którzy z Kościoła i Watykanu uczynili „spółkę z o.o.”,
nastawioną przede wszystkim na zysk i gromadzenie dóbr doczesnych. Na poparcie
tej tezy o zamordowaniu papieża Jana Pawła I pisarz jednak nie ma żadnych
dowodów. Wszystko, o czym pisze opiera się o jakieś anonimowe źródła, których autor
nie chce ujawnić. Może to być przyczyną tego, że tych źródeł po prostu nie
było. Właśnie – były czy nie? Prawdą jest to wszystko czy część znaczna to
fikcja literacka, a zatem nie kłamstwo w religijnym tego słowa znaczeniu.
Nie ukrywa przy tym
Yallop, że Lucianiego jako papieża kocha i podziwia, a Wojtyły jako papieża
wprost nie cierpi, a nawet nienawidzi. Ma też do Jana Pawła II nieuzasadniony
żal, że nie podjął reform zapoczątkowanych przez poprzednika,
Yallop zdaje się nie zauważać
faktu, że każdy pontyfikat papieski to jakby zamknięty rozdział. Każdy bowiem
papież ma własną wizję funkcjonowania Kościoła w świecie. Każdy papież ma
własną wizję pontyfikatu i stara się ją realizować. Tak zrobił Luciani w
stosunku do „polityki” Pawła VI i tak zrobił Wojtyła w stosunku do „polityki”
Jana Pawła I. to nic nadzwyczajnego! Ale nie dla Yallopa!
Już wspomniałem, że
ostrej krytyce poddał Yallop stanowisko Jana Pawła II do duchowieństwa
nikaraguańskiego i teologii wyzwolenia. Przypomina, że Jan Paweł II sam
angażował się w działalność „Solidarności” w Polsce, a ganił jednocześnie za to
duchowieństwo nikaraguańskie.
Od samego początku
wydało mi się to dość płytkie. Zastanawiam się przy tym czy pisarz robi to
perfidnie, czy też nie widzi różnicy pomiędzy wspieraniem przez duchowieństwo
(jak w przypadku duchowieństwa polskiego i papieża) ruchów niepodległościowych
w ich krajach, a działaniami, w których duchowni przejmują władzę w kraju, i to
chcą sięgnąć po władzę świecką. Yallop w ogóle nie wyjaśnia w swoich książkach
zjawiska teologii wyzwolenia. Wiadomo dlaczego. Jest mu to na rękę, gdyż
spłycenie problemu pozwala bezkarnie krytykować stanowisko Jana Pawła II. W
innym wypadku wyszło by, jak nic, że angażowanie się papieża Jana Pawła II w sprawy
polskiej polityki, a teologia wyzwolenia i działania niektórych duchownych
nikaraguańskich to dwie bardzo różne sprawy.
Zarzucił też papieżowi
Polakowi, że nie podjął zapoczątkowanej przez poprzednika tematu sztucznej
regulacji urodzeń oraz zajął sztywne, nieprzejednane stanowisko w sprawie
zakazu używania prezerwatyw,
Nie chce tu Yallop
ukazać papieża jak człowieka, który – podobnie jak Chrystus – zajął stanowisko
bezkompromisowe. Przez wieki to właśnie bezkompromisowość Kościoła świadczyła o
jego sile. Każdy wierzący wie (dzisiaj to chyba najlepiej muzułmanie, bo raczej
nie chrześcijanie), że „naginanie” spraw wiary, że wszelkie „uwspółcześnianie”
spraw wiary jest tejże wiary czystym zaprzeczeniem. Wiara bowiem nie podlega
rozwojowi i unowocześnieniu jak sprawy tego świata. Wiara chrześcijańska
traktuje o sprawach nie z tego świata i nie da się jej „dopasować” do zmiennej
światowej rzeczywistości czy przysposobić do trendów światowej mody.
Yallop tymczasem wręcz
wyrzuca papieżowi Polakowi, że ten nie podporządkował Kościoła współczesnym
światowym trendom.
Kościół nie musi, a
nawet nie powinien być modny i współczesny. Powinien być ostoją niezmiennej
wiary.
Yallop przy tym dąsa
się, gdy pisze, że papież Jan Paweł II był postacią medialną oraz że jego
pielgrzymki były często komercyjne. Gorszy się tym, a przecież to takie
współczesne!
Yallop nie potrafi
zrozumieć i krytykuje stanowisko Jana Pawła II w sprawie nadużyć seksualnych
duchowieństwa. To problem, który rzeczywiście wybuchł za pontyfikatu papieża
Polaka, ale nie był owocem tegoż pontyfikatu. Problem narastał od lat i przez
lata zamiatany był pod dywan. To Jan Paweł II przyznał, że problem istnieje.
Ubolewał nad tym i apelował, aby takie sprawy nie miały miejsca. Nie był on
jednak człowiekiem popędliwym i skorym do osądzania innych oraz wymierzania im
kary wg zasady: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni!” Papież wielokrotnie
wypowiadał, że to zło i nie powinno się było wydarzyć ani nie powinno się
wydarzać. Jednak osąd i karanie winnych pozostawił Bogu. Tak odczytuję postawę
papieża ja. Natomiast stanowisko w tej kwestii Josepha Ratzingera to nazwanie
problemu po imieniu, a nie próba wyciszenia czy też zamiecenia sprawy pod
dywan.
Przyznam na koniec, że
byłem zdumiony, iż Yallop konsekwentnie pomija fakt zamachu na życie papieża i
jaki wpływ miał ten zamach na pontyfikat oraz późniejsze zdrowie i funkcjonowanie
papieża. Pisarza zdaje się to zupełnie nie interesować. Gdyby bowiem wziął to
pod uwagę, ostrze jego krytyki byłoby stępione przez obiektywne spojrzenie na
Jana Pawła II i jego pontyfikat. Ale o tym pokrótce w ostatnim wpisie na ten
temat, którym – przyznaję – jestem już zmęczony. A co dopiero Wy!!!
Cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz