21 maja 2018

Komuna wraca?


Mentalność obecnie w Polsce rządzących do złudzenia przypomina minione czasy komunizmu w Polsce. Paradoks całej sytuacji polega na tym, że, walcząc słowem z poprzednim ustrojem i rozliczając ludzi tamtego czasu na wszelkie sposoby, obecnie rządzący zmierzają prostą drogą do jednopartyjnego totalitaryzmu. I mam takie wrażenie, że to, z czym wielu walczyło, wraca szybciej niż myśleliśmy.

Był taki czas w moim życiu, że walczyłem o prawdziwą demokrację. To było na studiach. Brałem wtedy udział w wiecach i strajkach uczelnianych. I to nie po stronie ZS(Y)P(U), ale po stronie poprawnego (chyba do dzisiaj) NZS – Niezależnego Zrzeszenia Studentów. To był rok 1989. i zarówno władze uczelni, jak i ZSP (Zrzeszenie Studentów Polskich) nieźle nas lekceważyli. Ale do czasu! Ci ostatni wśród studentów wtedy rządzili jeszcze – mieli najlepszą robotę w studenckich spółdzielniach pracy i dobre układy z władzami uczelni. Nas najchętniej pozbyliby się i jedni, i drudzy. Było nas jednak za dużo, żeby – tak bez krzyku – relegować opornych.
Im bardziej stary system dogorywał, tym śmielej wierzgaliśmy. Nie zapisałem się jednak do NZS. Należałem do tzw. grona poetyckiego, a ci w politykę (nawet uczelnianą) nie bawili się. Za to chętnie – m.in. dla wrażeń – chodziliśmy na wszelkiej maści wiece „niepodległości studenckiej”, a gdy zorganizowano strajk okupacyjny uczelni, to pierwsi się zgłosiliśmy w budynku, żeby zostać w nim, aż do czasu spełnienia studenckich postulatów.
Bez większych emocji ani tym bardziej bez jakiejś tam łezki w oku wspominam dzisiaj strajk okupacyjny uczelni przeciwko m.in. wciąż obowiązującemu wówczas egzaminowi ekonomii politycznej. Ludzie pamiętający tamte czasu wiedzą, jaka wówczas ekonomia była jedynie poprawna.
Przypomina mi to wszystko dzisiejszą sytuacje polityczną w Polsce, gdzie jedynym poprawnym myśleniem politycznym jest – wiadomo – myślenie zbieżne z linią Jarosława, Antoniego czy Zbigniewa. A jedynym poprawnym zachowaniem obywatelskim jest ślepa zgoda na ich politykę – to nawet podobno przejaw prawdziwego patriotyzmu dzisiaj!
Aż się dziwię, jak szybko historia chęci władzy absolutnej w Polsce zatoczyła pełne koło!
Udało nam się wtedy wymusić na władzach uczelni odstąpienie od egzaminu z tejże ekonomii politycznej, a później zniknął ten przedmiot całkiem z uczelnianego programu nauczania.
W sumie to się cieszę, że w tym uczestniczyłem, ponieważ, wspomagając działania NZS, sam uniknąłem wkuwania wiedzy z tegoż przedmiotu, a następnie zdawania z niego egzaminu. Zniesiono ten przedmiot akurat wtedy, gdy ja wkraczałem w II rok studiów, a na tym roku właśnie tej wspaniałej i nieomylnej ekonomii nauczano.
Patrząc jednak z innej strony, uczestnictwo w tego typu zgromadzeniach takich młokosów, jak ja (była nas spora garstka z I roku studiów) i takie jawne popieranie NSZ, był to i akt odwagi, i akt niefrasobliwości. Wszystkich przecież pierwszoroczniaków, a zwłaszcza tych, co do NZS nie należeli, mogli spokojnie odstrzelić na sesji egzaminacyjnej tak skutecznie, że pewnie obudzilibyśmy się w kamaszach w jakiejś jednostce wojskowej gdzieś na pięknym zadupiu.
To, że tego nie zrobili, świadczyło tylko o tym, że ci z „tamtej strony” byli już bardzo słabi i dążyli bardziej do układu niż otwartej walki.
Dlaczego o tym piszę? Ano wpadło mi w ręce zaproszenie na wiec popierający studentów II roku (wszystkich kierunków), którzy bojkotowali przedmiot ekonomii politycznej. Wiec odbył się 29 maja 1989 roku o godzinie 1100.
Mimo że – jak wspomniałem – byłem studentem I roku i drżałem przed letnią sesją egzaminacyjną, która zamykała I rok (niezaliczenie I roku równało się z relegowaniem z uczelni), poszedłem na ten wiec.
Za dni 8 minie 29 lat od tamtego czasu.
Nie mam jednak zamiaru w jakikolwiek sposób tego wydarzenia świętować, ale stwierdzam stanowczo – warto mieć takie wspomnienia!
I przyznam jeszcze szczerze, że niepokoi mnie obecna sytuacja w Polsce. Wszystko jest takie cacy, wszystko rekordowe, że strach człowieka ogarnia, a ma być jeszcze lepiej! Pytam zatem: Jak?
A gdy już będzie lepiej, pozostaną wspomnienia i może się okazać, że wcale lepiej nam nie jest!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...