Powieść Micińskiego Nietota. Tajemna księga Tatr to powieść
składająca się z wątków fabularnych, w które pisarz wplatał losy Polski.
Ojczyzna jako państwo czy naród dla Micińskiego nie rozpoczyna się wraz z
przyjęciem chrztu, ale dużo wcześniej i sięga zapominanych dziś dziejów
słowiańskich. Autor wyraża żal, że Polacy wyparli się kultury słowiańskiej z
jej bogatą duchowością. Książka jest miedzy innymi wezwaniem do przebudzenia i
wewnętrznego odrodzenia Polski – powrotu do jej prawdziwych korzeni.
Specjalnie zostawiłem
na ten wpis fragment opisujący Mangra, jednego z bohaterów utworu. Łatwo
zauważycie, że pod tą postacią pisarz nie ukrył któregoś ze swoich przyjaciół.
Naśmiałem się i
napłakałem, czytając ten fragment kilkakrotnie. Naodnosiłem się go do mnie i
moich wrogów. Można się nad tym zadumać i stwierdzić jednoznacznie, że pasuje ten
opis do mentalności Polaka. A kto był na emigracji, to z pewnością spotkał
niejednego Mangra, ale całe ich rzesze.
(…)
Nie obrażajmy jednak zbytnio
Mangra: był to zwyczajny człowiek.
Trochę więcej, czy trochę mniej
podły – co to już znaczy?
Jedna z tych bestji, które, jeśli
mają kaczy dziób naiwności, to w tyle kryją jadowity szpon znęcania się nad
wszystkim, co nie jest kaczodziobem.
Jedno z tych zwierząt stadnych,
które żyją z wzajemnego oszustwa: zawsze chciwe, choćby miało pałace, zawsze
spekulujące na tym, że ktoś inny ma zasady wzniosłe i według nich postąpi, ono
zaś ma frazesy – kto wie? może jeszcze wyżej podlicytowane, ale uważa za swój
wyjątkowy rozum, żeby w życiowej tak zwanej walce – iść drogą geszeftu i
żuiserstwa, wie bowiem, że wśród równego sobie stada, po niewymownie
opłakiwanej śmierci, będzie nazywało się nieboszczykiem, t… j… niebo
ziszczającym.
Kiedy Chrystus nauczał: Kochaj
bliźniego, jak siebie”, ‑ kaczodziób oznajmi: kochaj więcej, niż siebie, bo
myśląc, że on jest tym jedynym bliźnim, lęka się wszelkiego ograniczenia zakonu
dobra w zastosowaniu do swego ja. Tak przemykając w masce religii i etyki,
dążeń społecznych i narodowych, lub choćby w imię postępu i socjalizmu –
kaczodziób postara się wybić naprzód – jako prorok wilczoprosięcego stada.
Taki Mangro dziś jest zwykłym
wyjcem opinji publicznej, jutro będzie przywódcą partii, luminarzem
stowarzyszeń i salonów, obejmie katedrę, meeting, kazalnicę, lub dom gry.
Taki szakal zawsze okradnie, zawsze
wywącha, zawsze obełże, zawsze pojmie niewinną, lecz bogatą cnotę za swą i
magnifikę, zawsze urodzi mu się szlachetny syn, który będzie musiał prać jego
brudną renomę, jeśli na swe nieszczęście nie puści sobie kuli po pierwszym
spotkaniu ze swym nieubranym już we frazesy papą.
Więc nie uważajmy Mangra za
jedynego Kalibana* na całej ziemnej wyspie.
(…)
A jak to pasuje do
opisu niektórych dzisiaj polskich czołowych polityków! Nieprawdaż? Te
codziennie wygłaszane frazesy o spełnianiu obietnic. Te wynoszenie siebie ponad
tych, co byli. Te ciągłe sukcesy nigdy nieustające. Te rekordy wszelakie.
Porażki przemilczane, zamiecione pod dywan. Kłamstwa w skórze prawdy rzucane na
pokarm ludowi.
Wystarczy!
Wystarczy!
Po trzykroć: Wystarczy!
PS
Litość jest karą, przez
sprawiedliwego wymierzoną.
To też Micińskiego i
też z Nietoty…
*Kaliban
to syn wiedźmy Sykoraks, a także i dziki oraz okrutny niewolnik ze sztuki Burza Williama Szekspira
Nie
wspomniałem też o tym, że Miciński pisał ją najprawdopodobniej w pierwszej
dekadzie XX wieku, mając wówczas około 30 lat. Książkę wydano w 1910 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz