Zaciekłość, z jaką
Yallop poddaje krytyce pontyfikat Jana Pawła II i samą osobę Karola Wojtyły w
swoich książkach, zwłaszcza w drugiej Potęga
i chwała. W mrocznym sercu Watykanu Jana Pawła II, jest zadziwiająca.
Pisarz przecież specjalizuje się w wyjaśnianiu niewyjaśnionych zbrodni. W tym
przypadku o żadną zbrodnię przecież nie chodzi, a krytyka dotyczy nierzadko
spraw, na które Jan Paweł II albo nie miał większego wpływu, albo na które
konsekwentnie przez całe życie miał jednoznaczne stanowisko i nie zmienił go do
końca.
Jakaś dziwna niechęć, a
nawet wrogość do osoby Karola Wojtyły biją z tekstów Yallopa. Pisze tak, jakby
miał żal do całego świata, że Karol Wojtyła został papieżem i za wszelką cenę
chce zdyskredytować tę postać i jego dorobek życiowy oraz udowodnić, że jego wybór
to była pomyłka.
Fragmentami, gdy czyta
się te książki człowieka ogarnia żal, ponieważ pisarz zniża się do zwykłej
złośliwości i zacietrzewienia. Można to wybaczyć dzieciom, ale nie
profesjonaliście, za którego Yallop uważa się.
Yallop uważa, że gdy
Karol Wojtyła został papieżem, zaczęto tworzyć zakłamany obraz jego osoby na
użytek publiczny. Twierdzi, że mitem są udostępnione wiadomości o trudnych
warunkach życia Wojtyły w czasie II wojny światowej. Pisze, że Wojtyła w czasie
wojny zajmował stanowisko ze stałą pensją, posiadał przywileje, jak zakup
żywności po niższych cenach oraz kartę identyfikacyjną, która stwierdzała, że
jej posiadacz wykonuje pracę ważną z punktu widzenia III Rzeszy. Jakie to było
stanowisko już Yallop nie pisze.
Zarzuca biografom Jana
Pawła II, że fałszują życiorys papieża twierdząc, że podczas wojny uratował on
życie wielu Żydom z krakowskiego getta. Yallop twierdzi, że nic takiego nie
miało miejsca.
Twierdzi również, że
papież nie miał żadnego udziału w tworzeniu „Solidarności” w Polsce i że
dopiero po jej powstaniu został PRZEKONANY przez innych do tego ruchu.
Twierdzi też, że
nieprawdą jest, iż od lat 50. XX wieku Karol Wojtyła występował przeciwko
reżimowi komunistycznemu w Polsce. Później szybko dodaje jednak, że takie
przypadki wystąpień były, ale było ich niewiele.
Autor uważa, że awans z
księdza na arcybiskupa Karkowskiego Wojtyła zawdzięczał interwencji komunistów
i że bez poparcia polskich władz komunistycznych nie zaszedłby na tyle wysoko w
hierarchii Kościoła, aby zostać papieżem.
I znów wraca problem
Banku Watykańskiego, z którym papież Jan Paweł II nie potrafił sobie poradzić. Yallop
twierdzi, że proceder prania brudnych pieniędzy trwał dalej, ponieważ Jan Paweł
II nie zrobił nic, aby to ukrócić.
Zarzuca papieżowi
Janowi Pawłowi II, że ignorował doradców i dlatego nie pozbył się Marcinkusa,
którego zmuszono do odejścia dopiero w 1989 roku. To jednak nic nie zmieniło w
sytuacji banku, w którym w 1993 roku „wyprano” 100 milionów dolarów. Pieniądze te
w większości wydano na skorumpowanie polityków włoskich i postaci życia
publicznego. Yallop krzyczy, że 126 osób uznano wówczas za winnych różnego
rodzaju przestępstw, w tym wielu watykańskich prałatów, których wina była
oczywista. Żaden z nich jednak nie zasiadł na ławie oskarżonych.
Yallop uważa, że to
chciwość papieża chroniła takich ludzi przed włoskim wymiarem sprawiedliwości.
Autor stawia tezę, że
papież, który tak bardzo zlekceważył sprawę seksualnego wykorzystywania przez
księży dzieci nie zasługuje na to, aby być księdzem, a tym bardziej papieżem i później
świętym, i twierdzi, że ogół społeczeństwa w Polsce pozbawiony jest możliwości
poznania prawdy o Janie Pawle II. Później chwali się, że dzięki jego
publikacjom wyjaśnione zostały sprawy dotyczące papieża, które Watykan chciałby
najchętniej ukryć.
Później pisze, że aby
zyskać sponsorów papież miał pomagać sprzedawać wszystko – od napojów
bezalkoholowych do komputerów i chipsów. Kościół zawarł mnóstwo umów ze
sponsorami, wszystkie one związane były z wizerunkiem papieża. Przed wizytą w
Meksyku w ten sposób pozyskano samochody, komputery i prawie dwa miliony litrów
napojów. Yallop wyrzuca papieżowi, że 25 przedsiębiorstw oficjalnie
sponsorowało pięciodniową wizytę, wykorzystując na swoich produktach wizerunek
papieża.
Ktoś rzekomo pytał czy
to moralne. Inni mieli się dziwić czy wyczerpujący program wizyty papieskiej w Meksyku
pozostawia czas na modlitwę. Kto jednak konkretnie tak twierdził, Yallop nie pisze.
Uważa, że wielu
meksykańskich katolików zniesmaczonych tak skrajną komercjalizacją wizyty
zlekceważyło pielgrzymkę jako wizytę sponsorowaną.
Yallop zarzuca środkom
masowego przekazu, że z każdej pielgrzymki papieża wybierały tylko te sytuacje,
które świadczyły o tym, jaką pociechę wiernym niosą te wizyty – Ukrainka
samotnie klęcząca w błocie, znajdująca pociechę w wizycie papieża, polskiego robotnika
słuchającego papieża, kobietę umierającą na AIDS z indyjskich slumsów, która
znajdowała pociechę we wspomnieniu chwili, gdy papież trzymał ją albo
bezrobotnego ze Zjednoczonego Królestwa, który szedł całą noc, aby posłuchać
papieża.
No i znów w stylu
Yallopa – kontra –Inne osoby z papieskiej
świty oraz ludzie z Watykanu byli zdegustowani objawami triumfalizmu i
płytkości, które przenikały podróże papieża.
Mam wrażenie, że cokolwiek
Jan Paweł II by zrobił albo czegokolwiek by nie zrobił, Yallop i tak byłby niezadowolony.
Cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz