Wszystko, co piszę
teraz, zdarzyło się naprawdę. Słowa, które przytoczę, słyszałem na własne uszy.
Wnioski, które wysnuję, nie będą żadną sensacją. Podobne sytuacje przerabiałem
już w życiu.
Ostatnio wielu
znajomych mówi mi o układzie na pagórku władzy mojej małej gminy. Wciąż słyszę,
że startuję przeciwko układowi i chodzi tylko o to, abym ja w tej rozgrywce
przegrał.
To, że wódz obecny
zdawał się wcale nie widzieć, że jego pracownicy robią mu koło tyłka, do tego w
godzinach pracy załatwiali sprawy z wyborami swoimi, nie jego, związanymi.
Jakby mało było na jednym publicznym zebraniu, w którym uczestniczył wspólnie z
„konkurentem”, miał się zebranym pochwalić, że ja i tak nie wygram wyborów.
Takie słowa tylko obnażają głupotę samego mówiącego i świadczą jeszcze o tym,
że wyborców mówiący wcale nie szanuje, bo to właśnie oni wskażą wygranego.
Puściłbym te rewelacje zapewne mimo uszu, ale gdy raz kolejny o tym
powiedziano, nawet ci, którzy przecież za mną murem nie stoją i do których
plecami wcale się nie odwracam, zacząłem się przyglądać rzeczonemu zjawisku.
Z moich obserwacji wynikł
taki wniosek, że albo wódz jest ślepy, albo pracownicy tak cwani.
Byłem u znajomego – też
startuje w wyborach i on mi o tym układzie mówił już całkiem dawno – i podczas
tej wizyty znajomy mój zadzwonił do człowieka z powiatu, mojego też znajomego.
Podczas ich rozmowy przesłałem pozdrowienia człowiekowi z powiatu, a on chciał
ze mną pogadać. Zapytał mnie o układ we władzach mojej gminy. Opowiedziałem mu
zatem o tym, com zauważył. A on do mnie powiada, że zaraz zadzwoni do X i ten X
wyreguluje wodza, bo to, o czym się słyszy, t przecież śmiech na sali.
Przykro mi się zrobiło,
że słyszę takie słowa, że wodza mojej gminy ktoś z zewnątrz ustawia. Tak bywa z
niektórymi od innych zależnymi.
I jaki był efekt?
Kontrkandydat wodza po
dniach dwóch albo trzech poszedł był na urlop, by kampanii się oddać. Zatem
człowiek z powiatu sprawę załatwił, jak trzeba i wodza małej gminy skutecznie
wyregulował.
Nie trzeba być
Sherlockiem, żeby zauważyć, jak po tym wydarzeniu kontrkandydaci zgodni od
siebie się oddalili, stroniąc od siebie przed ludźmi, jakby starali się mówić –
Nie ma żadnego układu!
Niewinni się nie
tłumaczą!
Ja nie chcę wierzyć w
układ, ale gdy przeciwnicy żartują sobie jawnie o nowym podziale stołków, to
czytam między wierszami, że w żartach tych jest ukryte maleńkie ziarno prawdy,
rzucone w kuluarach wyborczych zapewnień.
Trudno w układ nie wierzyć, gdy ludzie, z układu właśnie, mają już teraz za nic swoich przełożonych!
Cieszę się przy tym
bardzo, że układ mnie nie dotyczy – jestem spoza układu – a ludzie, z którymi startuję
nie usłyszeli ode mnie słowa o jakichś profitach po niedługo – być może – wygranej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz