ZAPACH
KOBIETY I HONOR NIEMODNY
Oglądałem
właśnie zdjęcia z lokalnej konwencji jedynej poprawnej dziś w Polsce partii. Widziałem.
Widziałem tam znajomych. Tacy zagubieni, jakby obco się czuli w tym partyjnym
raju. Podpis pod tymi zdjęciami – sparafrazuję tekst – że lider partyjny w
powiecie przedstawił kandydatów na burmistrza, wójta i radnych. Lider! Ci
zatem, których przedstawił, nie są liderami. Są tylko partyjnym mięsem,
partyjną statystyką. Są zatem pionkami albo tłem lidera! Lider zrobił swoje,
centrala się cieszy.
Cholernie
smutne twarze niektórzy mieli na zdjęciach. Kazano im pozować z wczorajszymi
wrogami. Jak zatem w się uśmiechać w takim towarzystwie?
Mnie
nikt nie może nic kazać. Sam sobie jestem liderem. Każdemu, kto niezależność i
wolność w życiu ceni, ze mną będzie po drodze, a mnie będzie miło.
Prawdziwy
lider jest sobie sterem i okrętem. Rozmawia ze wszystkimi jak równy z równymi.
Nie płaszczy się przed wielkimi spod partyjnego szyldu, nie wykonuje rozkazów z
powiatu czy Wawy.
Kiedyś
tam powiedziałem, ale bardzo publicznie, że gdy idzie o dobro drugiego
człowieka, to mam w dupie wszystkich wielkich polskiego światka i robię to, co
mi serce akurat dyktuje.
Jeszcze
wrócę do zdjęć z rzeczonej konwencji – widziałem tam zielonego, widziałem
platformersa, który wcześniej był strasznie nawet eselowski, widziałem ormowca
– wybuchowa mieszanka. Nie dziwię się, że niektórzy nietęgie miny mieli –
atmosfera gęsta od takich różności.
Szkoda
mi ludzi młodych, bo partia im zabierze cała glorię wygranej – przegranych nie
pocieszy, a jeszcze będzie rozliczać, choć niektórych ogarnie.
Przerabiałem
to kiedyś z koniczynką w klapie. Szybko z tego uciekłem, bo to strasznie krępuje
wszelką wolną myśl i nierzadko działanie. Teraz myślałem nawet o Kukiz’15, doszedłem
jednak do wniosku, że jestem już za stary, żeby się bawić jeszcze w jakieś partyjne
konszachty, choć Kikiz’15 to przecież nie partia. Dojrzałem jednak do tego, że WOLNOŚĆ
i NIEZALEŻNOŚĆ nawet w obliczu przegranej potrafią przynieść radość i dodają sił,
gdy trzeba się podnosić z kolejnego upadku – i tak postanowiłem, że startuję „sam”!
Cieszą
mnie moja WOLNOŚĆ i moja NIEZALEŻNOŚĆ! Żadna partia czy ruch nie dadzą mi tej radości.
Każdy
wybiera sam i sam spija śmietanę!
Widziałem
wczoraj nocą w TV stary obraz (1992) Bresta Scent
of a Woman. Lubię w tym filmie scenę, gdy niewidomy żołnierz wygłasza mowę w
obronie studenta pewnej uczelni. Mówi o honorze, odpowiedzialności, o
kręgosłupie moralnym i szacunku dla siebie…
Wyszedłem
na balkon. Wyprostowałem się przed sobą, spojrzałem na pełen Księżyc i
pomyślałem ze smutkiem, że to dzisiaj niemodne, o czym mówił bohater rzeczonego
filmu. Dziś miska soczewicy i symboliczne srebrniki to taka normalka, że tylko
zapłakać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz