19 września 2018

NIE układzikowi...


Zwierzyłem się kilka dni temu przyjacielowi, że nie czuję wewnętrznej radości z prowadzenia tej kampanii wyborczej. A przecież ja tak lubię walczyć! Pewnie stąd ten smutek, że zupełnie inne były plany i umowy, a inaczej wyszło, bo iluś moich znajomych tak bardzo się zmieniło w tak krótkim czasie, e trudno to zrozumieć. Trudno też zrozumieć to, w imię czego te zmiany i ku czemu zmierzają. To, czego ostatnio doświadczam, nie mieści się w moim kanonie wartości.

Patrząc na listy kandydatów, widzę, jak pięknie połączyli siły ci, co wczoraj byli moimi zagorzałymi wrogami i świętowali hucznie wygraną nowego wodza (dzisiaj mają go…) z tymi, co wczoraj stali murem za mną i rozpaczali w żałobie po mojej przegranej – teraz ramię w ramię z moimi wrogami startują przeciwko mnie, uśmiechając się przy tym i licząc jednocześnie, że wyborcy zapomną o tym, kim byli wczoraj i co wczoraj głosili.
Pomyślałem sobie, że dla tych ludzi zdradzić swoich wyborców to bardzo prosta sprawa. ja tego pojąć nie mogę i nawet nie chcę pojąć!
I mała dygresja – Czyż może człowiek kroczący w procesji i dzierżący w rękach jeden z kościelnych sztandarów powiedzieć, że nie jest chrześcijaninem, że nie jest katolikiem? Nie może też krzyczeć człowiek, że jest bezpartyjny, a startuje w wyborach pod partyjnym sztandarem! Jeśli natomiast tak mówi – na dwóch ramionach płaszcz nosi!
Z list kandydatów widać, kto z wyborcami pogrywa, kto wyborców rozgrywa i nieczysto gra. To tylko początek kampanii! Co będzie w trakcie, na końcu?
Wczoraj uczestniczyłem w ciekawej rozmowie. Mój opozycjonista stanowczo powiedział, że nie ma żadnego układu z obecnie panującym i jeśli wódz obecny przegra te wybory, to na pewno tutaj stołka nie dostanie! Nikt też płakać nie będzie, gdy obecnego zabraknie.
Żerowaliście na nim i jego naiwności przez całe cztery lata, ustawiliście swoich, byliście mu przychylni, gdy był wam potrzebny, a teraz go zostawiacie i wiejecie z okrętu – powiedziałem ostro i nawet splunąłem, nie bacząc czy mój rozmówca może się obrazić.
To taka gra, kolego – oznajmił mi z uśmiechem.
Nie jestem twoim kolegą i nigdy bym nie chciał! Nigdy się nie zeszmacę tak dla jednej kadencji – mówię na jednym wdechu i patrzę mu prosto w oczy
Widzę, że nie nadążasz – ciągle się głupio uśmiecha.
Za mało mi życia zostało, żeby się gównem oblepiać – kończę i odchodzę, a on się ciągle uśmiecha, jakby mi dokopał, kryształowo czysty!
PS
Dużo ostatnio czytam. Sam sobie się dziwię, że tyle ostatnio czytam. Jakbym czytaniem uciekał w świat literackiej fikcji. Nie tylko jednak beletrystyka jest na mojej tapecie. W „Ludziach żywych” Tadeusza Boya – Żeleńskiego trafiłem na piękny szkic literacki „Wojtkiewicz”. Rzecz o Witoldzie Wojtkiewiczu, uznawanym przez niektórych za prekursora surrealizmu w malarstwie. Niedoceniony w Polsce. Przypadkowo odkryty w Berlinie przez francuskiego pisarza Adré Gide, który wypromował polskiego malarza we Francji. Nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy Wojtkiewicza, gdyby śmierć go nie zabrała w rozkwicie wieku, a zmarł mając niespełna 30 lat (XII 1879 – VI 1909).
Pomyślałem sobie, że my, Polacy, często nie potrafimy sobie pomóc, docenić się i wspomagać. Potrafimy za to siebie wzajemnie oszukać, wyrolować, zgnoić i wyśmiać szyderczo.
Nikt z nas przecież nie wie, co jutro go czeka. Dlaczego więc dziś robimy, co akurat robimy?
Myślę o tych wyborach i wiem, że wyborcy nie tyle konkretnego kandydata wybiorą, co wyrażą poprzez wybór swoją akceptację układzikowi albo opowiedzą się za szczerością intencji i wykorzystaniem twórczych możliwości jednostki!
Może właśnie dlatego odczuwam jakiś smutek, bo to poważny wybór!
Poczekajmy na wynik!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...