8 marca 2016

Kobietom ode mnie

Z okazji Dnia Kobiet chciałbym, żebyście zobaczyli jedną z moich miniatur pisarskich. Nie wiem, kiedy i czy w ogóle doczeka się ona publikacji, ale skoro Wam ją udostępniam, to poszła w świat!
Dedykuję to miniopowiadanie Kobietom, które czują się kobietami i walczą o swoje, tylko wtedy życie ma sens.

Kobiety to prawdziwe wojowniczki. Wiem, że ani historia, ani współczesność nie chce tego widzieć. Ale Wy, Kobiety, i tak robicie swoje. Widzę to i doświadczam w kontaktach z Kobietą, z którą los dzielę już ponad pół dotychczasowego swojego ziemskiego życia!
Wszystkim facetom takich Kobiet, z jaką ja mam zaszczyt przebywać na co dzień i od święta!!!

Światłocień
Spotkałem go podczas jednej ze swoich wędrówek w głąb lasu, w głąb siebie, kiedy jest czas na ciche łzy i nagą prawdę o sobie. Wychodziłem właśnie na otwartą przestrzeń, gdy poraził mnie blask zachodzącego jesiennego słońca. Zmrużyłem oczy, aby przyzwyczaić je do światła.
Światło poraża, gdy nagle zwycięża i odsuwa od nas mrok.
Światłość zawsze poraża!
Stał pomiędzy mną a zachodzącym słońcem. Jego cień kładł się na moich stopach. Od razu zauważyłem, że prawe skrzydło wisi bezwładnie i nienaturalnie opada ku ziemi.
Upadłem, usłyszałem cichy głos.
Ja też upadłem, upadałem wiele razy, odpowiedziałem.
Odwrócił się do mnie plecami i ruszył przed siebie, ciągnąc za sobą złamane skrzydło. Jaskrawe jesienne słońce zdawało się pieścić swoim blaskiem jego zgarbioną postać i wchłaniać ją w resztki zachodzącego ciepła.
Ruszyłem za nim.
Co tu robisz? Zapytałem po kilku krokach.
Nie odpowiedział.
Nie nalegałem! Cierpliwie podążałem za nim.
Ginęliśmy wraz z dniem w zachodzącym słońcu i odchodziliśmy kołysani melodią gasnącego lata; melodią naszych pragnień i niedośnionych snów.
Któż potrafi odpowiedzieć, jak długo wędrowałem za moim przewodnikiem ze złamanym skrzydłem, skoro sam tego nie wiem?.
Wiem tyle, że słońce już zaszło, gdy zatrzymaliśmy się otuleni woalem mroku u stóp szemrzącego strumienia.
Woda cicho śpiewała codzienną opowieść o swojej miłości i pieszczotach do nieczułych kamieni.
W wieczornej ciszy jej zawodzenie niosło się cicho, cichutko, cichuteńko.
Anioł odszedł nagle i niezauważenie.
Przecież nie mógł odlecieć, pomyślałem.
Rozejrzałem się wokół i dostrzegłem w oddali światła domostw. Ruszyłem w ich kierunku.
Miałem pytać czy upadek anioła jest równie bolesny jak upadki człowieka?
Miałem pytać, co tu robi?
Planowałem opowiedzieć mu o swoich wzlotach i upadkach, jak je rozumiałem i jak je przeżywałem!
Zabrakło czasu!
Idąc w mrok, myślałem, że mógłbym tak bez końca podążać jego śladem; iść za nim i żeby słońce nigdy nie zaszło.
Zanim sen mnie otulił, jeszcze przez chwilę widziałem wyraźnie złamane skrzydło.
Rzeczywiście, skutki upadku są aż nadto widoczne, pomyślałem i zamknąłem oczy.

 
IDŹ WŁASNĄ DROGĄ,
BO W TYM CAŁY SENS ISTNIENIA,
ŻEBY UMIEĆ ŻYĆ,
BEZ ZNIECZULENIA...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...