22 marca 2016

Nie do śmiechu mi...

Miałem pisać zupełnie coś innego, ale zamachy w Brukseli wybiły mnie z rytmu. Brzmią mi też w uszach piątkowe słowa prezydenta Turcji, który ostro krytykował liberalną politykę państw europejskich względem uchodźców i wszelkich ruchów reakcyjnych. Prezydent jakby prorokował, że tak, jak bomby wybuchły w Ankarze, tak mogą wybuchnąć również w Brukseli czy innych miastach europejskich. Powiedział też, że europejscy politycy kładą się do łóżka z wężem, który w każdej chwili może ukąsić.
Twarde słowa, nawołujące do bezpardonowej walki z terroryzmem, ale to słowa obnażające słabe strony pożytki europejskiej wobec ekstremistów islamskich.

*
Na Wielki Tydzień zaplanowałem, że zapiszę coś w temacie śmierci i zmartwychwstania. Nie o śmierci w zamach terrorystycznych jednak chciałem pisać. Miałem pisać o dwóch obejrzanych już kilkakrotnie filmach. O Pasji Mela Gibsona z 2014r. i Ostatnim kuszeniu Chrystusa Martina Scorsese z 1988r.
Dlaczego właśnie o tych filmach?
Może dlatego, że moim zdaniem są to dobre przykłady na skrajnie różne podejście do religii, wiary i tradycji. Dwa różne i skrajne spojrzenia na samego Chrystusa i jego świadomości z roli Zbawiciela.
Gibson w Pasji pokazał nam usankcjonowany przez tradycję obraz Chrystusa, pewnego tego, co robi i konsekwentnie podążającego na krzyż. Reżyser epatuje obrazami cierpienia oraz ukazywaniem rzymskich żołnierzy głównie jako zapijaczonych zwyrodnialców. Nie wszystkich oczywiście, ale większość tak.
Ujęły mnie w tym filmie pojedyncze sceny. Upadek pod krzyżem i spotkanie z matką oraz jej wspomnienie, gdy Chrystus upadł jako dziecko, a ona pobiegła mu na pomoc.
Jego słowa do matki: Wszystko czynię nowe.
Scena z kroplą deszczu czy też łzą spadającą z wysokości zaraz po oddaniu przez Chrystusa ducha w ręce Ojca.
Cały film jest jednak dla mnie tak silnie osadzony w tradycji, że niewiele, poza przeżyciami estetycznymi, wniósł i wnosi w moje rozważania na temat życia i męki Chrystusa.
Co innego starszy o 16 lat film Martina Scorsese Ostatnie kuszenie Chrystusa. W tym z kolei, dla wielu katolików zbyt kontrowersyjnym obrazie, Chrystus jest prawdziwie jednym z nas, błądzącym w swoim myślach i bardziej domyślającym się swojej roli w dziele zbawienia, niż o niej całkowicie przekonany. Miota się w swoich wątpliwościach. Nie wie, jaką drogą ma pójść. Słyszy głosy.
Wszystko, co związane z aktem zbawienia, zdaje się na niego spadać z zewnątrz. Krok po kroku Bóg używa go jako narzędzia.
Chrystus wypełnia w końcu swoją misję. Dzieje się to jednak na drodze nieustannych poszukiwań i wątpliwości.
Chrystus Scorsese jest również podatny na ludzkie pokusy, czego daremnie szukać w innych obrazach filmowych.

Czekam jeszcze na brazylijski obraz z 2014r. Syn Boży, traktujący o życiu i śmierci Chrystusa. Zwiastuny jednak pokazują, że będzie to kolejna produkcja opierająca się głównie o tradycyjnie usankcjonowaną prawdę. W Wielki Piątek film będzie nadawała jedna ze stacji telewizyjnych.
*
Dlaczego skaczę pomiędzy zamachami terrorystycznymi a religijnymi filmami?
Mam mętlik w głowie.
Namówiłem synka, żebyśmy poszli na spacer przy pełni Księżyca.
Dobrze jest mieć możliwość iść z synkiem na spacer i bezpiecznie wrócić do domu.
Dlaczego ludzie robią innym takie rzeczy? 
Kto odpowie, dla tego Nobel!
Trzymajcie się!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...