Odgrzebałem jeden z
niepublikowanych listów do Przyjaciół, kiedy jeszcze przebywałem za granicą.
Fajnie jest zajrzeć w siebie sprzed kilku tygodni i popatrzeć z boku, z
dystansu na to, co w danym momencie z człowiekiem się działo.
A pisanie to wyglądało
następująco:
Ktoś ciągle przy mnie
jest. Mam dosłownie kilka lub kilkanaście minut dziennie samotności. A ja
przecież tak lubię samotność!
Od jakiegoś czasu nie
potrafię znaleźć czasu na przemyślenie siebie teraz. Jest tak, jakby ktoś
zamknął mnie w małej celi z drugą osobą, która cały czas patrzy mi przez ramię.
Codziennie postanawiam
sobie dyscyplinę, że mam wygospodarować czas na pisanie, czytanie, rozmyślanie
i naukę.
Zdecydowanie emigracja
będzie kojarzyła mi się z brakiem chwil dla siebie. No i z problemami z
dostępem do sieci. A do tego, emigracja jest wspaniałą przygodą pod warunkiem,
że nie trafiamy w duże skupiska rodaków, którzy potrafią, jak nikt inny,
dokuczyć tzw. swoim.
W tym tygodniu
dowiedziałem się, że mój pobyt tu dobiega końca. Na początku marca muszę się
stąd zbierać. Wiadomo, rotacja. Nie ma jednak tego, co by na dobre nie wyszło.
Mam w Polsce parę spraw do załatwienia i robotę do wykonania. Będę zatem miał
co robić i przed następnym wypadem pozałatwiam sprawy krajowe.
Dziwnie się tutaj czuję.
Ciągle ktoś obok mnie jest, a ja taki samotny. Do tego masa wulgaryzmów,
których nie da się już słuchać.
Niesamowite doświadczenie.
Szczęśliwego Nowego Jorku to pestka
przy tym, co tutaj czasami się dzieje. Wyobrażam też sobie, co tutaj musi się
dziać w tak zwanym sezonie, gdy ludzi jest dwa albo trzy razy więcej.
Zmykam stąd zatem za
niespełna dwa tygodnie i nie żałuję, że znikam. Nawet się cieszę. Przyznam, że
doskwiera mi tęsknota za najbliższymi.
Ale. Tak na naprawdę, to
mam za co dziękować Bogu!
Najważniejsze, że droga
wcale się nie kończy i będę dalej mógł wędrować. Jedno z powiedzeń mówi, że
ważny jest cel i jego osiągnięcie, ale nie brakuje też opinii, że najważniejsza
jest droga. Kiedy osiągamy cel, droga się kończy, a ja tak lubię wędrówkę!
***
Tyle listu do Przyjaciół.
W oknie telewizora kolejna
zadyma w Polsce. Niekończąca się, jak na razie, opowieść o TK. KOD pręży się jak
kot i organizuje kolejne wiece, które świadczą o tym, jak bardzo nam trzeba
igrzysk. I trzeba za te igrzyska rządzącym podziękować.
Jest i śmieszno, i
straszno! Czego więcej, to już każdy ocenia po swojemu.
Jedno jest pewne, jako
naród jesteśmy skłóceni jak ostatnio nie bywało. A kiedy przyjdzie zmiana
władzy, to głównie aktorzy tej sceny zamienią się po prostu miejscami.
I kiedy o tym myślę, to
jestem już trochę zmęczony, dlatego coraz poważniej rozważam myśl o emigracji.
Dopóki jeszcze mam trochę pomysłów i siły, trzeba to realizować.
Jeszcze jeden powód ma na to
wpływ. Polacy uwielbiają ekstrema. Z jednej strony gotowi są maszerować godzinami
w obronie Konstytucji. Z drugiej są małostkowi i skorzy do oceniania wszystkich
poza sobą.
W małych społecznościach dla
wolnych jednostek po prostu brakuje powietrza. Nie można dosłownie nic zrobić, żeby
nie słyszeć natychmiastowych komentarzy, ocen, opinii. Skąd w nas taka chęć do oceniania
innych, a nie siebie?
CZY JA KOCHAM TEN KRAJ? |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz