Trzeba jasno powiedzieć – gówno wiedzą o świętości ci, co nie zgrzeszyli lub za bezgrzesznych się uważają. W du... byli i gówno też wiedzą o sobie ci, co dna własnego nie dotknęli i nie odbili się od niego.
Tacy nigdy nie polatają! Może właśnie dlatego, że w du... byli!
Zapisałem sobie kiedyś, że szczycę się swoimi upadkami. Odnajdę to z
pewnością w swoich notatkach i wrócę do tematu. A teraz jeszcze raz – cieszę się
ze swoich upadków, bo to właśnie one pozwoliły mi lepiej siebie poznać i podjąć
próbę budowania na nowo moich relacji z otoczeniem.
Jest w Biblii wypowiedź Chrystusa o ludzkiej przewrotności. Stwierdza, że
kiedy w towarzystwie jadł i pił, to okrzyknięto go obżartuchem i pijakiem. Natomiast
kiedy pościł i odmawiał picia, mówiono – ma demona, zły duch go opętał.
Każdy, kto próbował podnieść się z własnego upadku, odbić od własnego dna,
zapewne spotkał się z podobnym podejściem najbliższego otoczenia. Ludzie ci wiedzą, jak trudno jest funkcjonować odmienionym wewnętrznie w starym
środowisku.
Ludzie wokół nas wolą postrzegać innych przez pryzmat przypiętych czy
przyszytych etykiet czy łat; wolą opierać się na raz wyrobionych sądach. Dlatego
większości łatwiej stwierdzić: to pijak, łajza i cham, niż głośno przyznać: no proszę,
a jednak wziął (wzięła) się za siebie, walczy, próbuje coś zrobić ze swoim
bagienkiem, super!
O jakichś słowach uznania to już chyba trzeba zapomnieć! A pomocy,
zrozumienia i wsparcia można szukać wszędzie, tylko nie w starym środowisku.
Co tam inni? Ważne, że Ty wiesz, czego chcesz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz