19 czerwca 2016

Czego mi trzeba?

Kolejna niedziela, kolejny dzień odpoczynku, kolejne chwile próby zbliżenia się do sacrum, kolejne chwile spędzone w gronie bliskich, słońce za oknem albo deszcz o szyby, wiatr porywisty albo cisza w naturze zwiastująca burzę, jakieś nagłe zmiany, nabranie sił na tydzień.
Sił mi będzie potrzeba, wytrwałości i wiary, że jeśli jutro nadejdzie, to sprostam jego wyzwaniom.
Spokoju będę szukał i próbował odnaleźć zagubione w dorosłym życiu dziecięcą radość, prostotę.
Będę patrzył i słuchał. Nauczę się patrzeć i słuchać. A kiedy się tego nauczę, będę mówił o sobie.
Dzisiaj kolejna niedziela dana mi w darze do przeżycia. Nie mogę pisać złośliwie, jak to zapowiedziałem. Dlatego kolejną modlitwę zaproponuję Wam. Najpierw modlitwa prymasa Stefana Wyszyńskiego.
Tego mi właśnie trzeba. Odrobiny modlitwy, żeby sił nabrać na jutro.
Przyznacie mi pewnie za chwilę, że to piękna modlitwa, przepełniona pragnieniem osiągnięcia doskonałości w Chrystusie.
Czuć jednak na odległość, że autorem modlitwy jest katolicki duchowny. Tylko duchowni potrafią tak modlić się, oderwani od rzeczywistości.
Nie potrafią się modlić o rzeczy powszednie, wydają się unosić nad ludzką codziennością, jakby codzienne życie ich nie dotyczyło, jakby ktoś ich ulepił nie z ziemi, ale z kamienia wiary.
Nie to, co zwykli ludzie, stworzeni z wiatru tchnienia, efemerycznej substancji gotowej rozpłynąć się we mgle, pokorni i tacy słabi, zagubieni w przestworzach, walący się pięścią w piersi i wołający: Wybacz!
Najpierw sam tekst modlitwy, a później jeszcze trochę rozważań nad jej treścią i przesłaniem.


Gdy czuję obecność Twoją w mej duszy,
spraw, Chryste,
bym zupełnie zapomniał o sobie.
Bym przestał myśleć o sobie i mówić Ci o sobie.
To tak nieciekawy i taki ubogi temat.

Pragnę myśleć o Tobie,
mówić o Tobie
i uwielbiać Ciebie.

Pragnę Ci dziękować, że jesteś,
żeś jest Słowem,
żeś jest Synem Ojca,
żeś chciał przyjąć ciało
z Dziewicy,
żeś chciał spocząć w żłobie
betlejemskim,
żeś chciał okazać się
Pasterzom i Mędrcom,
żeś chciał chodzić po ziemi,
żeś chciał być i w świątyni,
i w Kanie,
i nad Tyberiadą, i w Gerazie, i w Jerycho,
i przed Piłatem, i na Kalwarii, i na Górze Oliwnej…

Pragnę oglądać Ciebie, idąc ślad w ślad za Tobą.

Cóż to może być za cudowna rozmowa ‑ o Tobie,
gdy Ty wstąpisz w dom mój.


Codziennie kroczę powoli. Cierpliwie szukam siebie. Próbuję się odnaleźć w świecie sacrum i profanum. Nie wiem już co jest co, gdy rozmyślam o tym, co jest istotą życia, skąd wzięło się, dokąd zmierzam. Próbuję odpowiedzieć sobie na kilka pytań. Próbuję zrozumieć, żeby naprawdę żyć. Dlatego nie mogę w tym wszystkim zapomnieć o sobie. Ja chcę o sobie pamiętać, chcę pamiętać o tym, co powinienem zrobić, żeby się zbliżyć do światła. Choć wiem, że światło mam w sobie, to nie widzę go w mroku.
Trzeba mi modlitw prostych, bo takie są najlepsze, jak choćby Ojcze nasz…; trzeba mi słów prostych. Nie wzniosłych westchnień, uniesień, tylko prostej wskazówki.
Z drugiej jednak strony, każdy się modli, jak umie; modli się, jak potrafi i tak jest właśnie najlepiej.
Dlatego zapewne modlitwa Wyszyńskiego jest piękna, jak inne modlitwy, byleby tylko szczerze była wypowiadana.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...