Kolejna niedziela,
kolejny dzień odpoczynku, kolejne chwile próby zbliżenia się do sacrum, kolejne
chwile spędzone w gronie bliskich, słońce za oknem albo deszcz o szyby, wiatr
porywisty albo cisza w naturze zwiastująca burzę, jakieś nagłe zmiany, nabranie
sił na tydzień.
Sił mi będzie potrzeba,
wytrwałości i wiary, że jeśli jutro nadejdzie, to sprostam jego wyzwaniom.
Spokoju będę szukał i
próbował odnaleźć zagubione w dorosłym życiu dziecięcą radość, prostotę.
Będę patrzył i słuchał.
Nauczę się patrzeć i słuchać. A kiedy się tego nauczę, będę mówił o sobie.
Dzisiaj kolejna
niedziela dana mi w darze do przeżycia. Nie mogę pisać złośliwie, jak to
zapowiedziałem. Dlatego kolejną modlitwę zaproponuję Wam. Najpierw modlitwa
prymasa Stefana Wyszyńskiego.
Tego mi właśnie trzeba.
Odrobiny modlitwy, żeby sił nabrać na jutro.
Przyznacie mi pewnie za
chwilę, że to piękna modlitwa, przepełniona pragnieniem osiągnięcia
doskonałości w Chrystusie.
Czuć jednak na
odległość, że autorem modlitwy jest katolicki duchowny. Tylko duchowni potrafią
tak modlić się, oderwani od rzeczywistości.
Nie potrafią się modlić
o rzeczy powszednie, wydają się unosić nad ludzką codziennością, jakby
codzienne życie ich nie dotyczyło, jakby ktoś ich ulepił nie z ziemi, ale z kamienia
wiary.
Nie to, co zwykli
ludzie, stworzeni z wiatru tchnienia, efemerycznej substancji gotowej rozpłynąć
się we mgle, pokorni i tacy słabi, zagubieni w przestworzach, walący się
pięścią w piersi i wołający: Wybacz!
Najpierw sam tekst
modlitwy, a później jeszcze trochę rozważań nad jej treścią i przesłaniem.
Gdy czuję obecność
Twoją w mej duszy,
spraw, Chryste,
bym zupełnie zapomniał
o sobie.
Bym przestał myśleć o
sobie i mówić Ci o sobie.
To tak nieciekawy i
taki ubogi temat.
Pragnę myśleć o Tobie,
mówić o Tobie
i uwielbiać Ciebie.
Pragnę Ci dziękować, że
jesteś,
żeś jest Słowem,
żeś jest Synem Ojca,
żeś chciał przyjąć ciało
z Dziewicy,
żeś chciał spocząć w żłobie
betlejemskim,
żeś chciał okazać się
Pasterzom i Mędrcom,
żeś chciał chodzić po ziemi,
żeś chciał być i w świątyni,
i w Kanie,
i nad Tyberiadą, i w
Gerazie, i w Jerycho,
i przed Piłatem, i na
Kalwarii, i na Górze Oliwnej…
Pragnę oglądać Ciebie,
idąc ślad w ślad za Tobą.
Cóż to może być za
cudowna rozmowa ‑ o Tobie,
gdy Ty wstąpisz w dom
mój.
Codziennie kroczę
powoli. Cierpliwie szukam siebie. Próbuję się odnaleźć w świecie sacrum i
profanum. Nie wiem już co jest co, gdy rozmyślam o tym, co jest istotą życia,
skąd wzięło się, dokąd zmierzam. Próbuję odpowiedzieć sobie na kilka pytań.
Próbuję zrozumieć, żeby naprawdę żyć. Dlatego nie mogę w tym wszystkim
zapomnieć o sobie. Ja chcę o sobie pamiętać, chcę pamiętać o tym, co powinienem
zrobić, żeby się zbliżyć do światła. Choć wiem, że światło mam w sobie, to nie
widzę go w mroku.
Trzeba mi modlitw
prostych, bo takie są najlepsze, jak choćby Ojcze
nasz…; trzeba mi słów prostych. Nie wzniosłych westchnień, uniesień, tylko
prostej wskazówki.
Z drugiej jednak
strony, każdy się modli, jak umie; modli się, jak potrafi i tak jest właśnie
najlepiej.
Dlatego zapewne
modlitwa Wyszyńskiego jest piękna, jak inne modlitwy, byleby tylko szczerze
była wypowiadana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz