11 czerwca 2016

Życie codziennie piękne

Będzie o życiu codziennym i ostatniej Wielkanocy.
Moja pamięć ulotną jest jak lata ludzkie.
Na szczęście zapisuję sobie niektóre sprawy i później mogę do nich wrócić, żeby je światu przedstawić, choć po co, zaiste, nie wiem!
Ale do rzeczy.
*
Jakiś czas temu.
Panie Marku, a wie pan, że mój kolega powiedział, że ukradłem dzisiaj (coś tam, nie pamiętam), zagadnął mnie chłopiec na rowerku, kiedy zaparkowałem przy jednym ze sklepów w małej gminie.
Chłopiec miał siedem, może osiem lat. Z pewnością bywalec jednej z pierwszych klas szkoły podstawowej.
Dlaczego to zrobił? Zapytałem bez namysłu.
Nie wiem! Odpowiedział malec i dodał: Ale ja nic nie ukradłem! O mało przez niego nie dostałem zakazu jeżdżenia na basen.
Chłopiec na rowerku zdawał się mówić prawdę, a ja nie wiedziałem, co powiedzieć. W końcu stwierdziłem: To nie był twój kolega, ponieważ koledzy tak nie robią.
Chłopiec patrzył na mnie przez chwilę i myślał. Po dłuższym zastanowieniu powiedział: Tak, to nie jest mój kolega. Ale wie pan, ja będę jeździł na basen, tak powiedziała moja pani. Ja nic nie ukradłem! Krzyknął jeszcze i odjechał na sowim rowerku.
Stałem przez chwilę przy samochodzie i myślałem, że już od dzieciństwa karmieni jesteśmy oskarżaniem innych, nie widząc belki w oku swoim!
Tak samo jest w świecie dorosłych – jedni bezpodstawnie oskarżają i mają się całkiem dobrze; drudzy, oskarżeni przeżywają to, co im się przypisuje i już tak dobrze, jak ci pierwsi, się wcale nie mają.
*
Ten sam dzień. Kilka godzin później.
Zajeżdżam po mojego syna do szkoły. Podchodzi do mnie pan R. i mówi: Panie Marku, gdzie się pan podziewa? Brakuje nam pana!
Kryję się w swoim Ustroniu, żeby nie narzucać się ludziom, odpowiadam. Za jakiś czas planuję też stąd wyjechać, żeby odetchnąć innym powietrzem.
To już nie jest to samo! Mówi pan R.
W tym czasie syn wsiada do samochodu.
Ktoś przecież chciał zmian, ale dziękuję za dobre słowo, panie R., mówię. Zobaczymy za jakiś czas, co będzie. Teraz jest, jak jest i jest dobrze, bo najwidoczniej tak być powinno!
Żegnamy się.
*
Ten sam dzień. Znów kilka godzin później.
Odbieram syna z treningu.
Jest z nami moja żona.
Podwożę ich na zakupy.
Na parkingu podchodzi do mnie pan Jerzy, z którym jestem po imieniu.
Gdzie się podziewasz? Pyta i dodaje: Wcale cię nie widać!
Robię swoje, odpowiadam. Co mam się ludziom narzucać? Pytam retorycznie i wyjaśniam dalej: Zmieniam swoje Ustronie i myślę o wyrwaniu się stąd na jakiś czas. Chcę odetchnąć innym powietrzem, mówię to, co innym.
Powinieneś wrócić, mówi mi Jerzy.
Nie wiem, odpowiadam. Nie wiem czy chcę to jeszcze raz przeżywać.
Powinieneś wrócić, powtarza Jerzy, patrząc na chmury.
Żegnamy się, kiedy żona z synem zbliżają się do nas.
*
Kolejny dzień tygodnia.
Spotykam znajomego J.
Co porabiasz? Pyta.
Robię coś tam w sowim Ustroniu, odpowiadam, jak zwykłem ostatnio odpowiadać wszystkim. Przygotowuję się też do dłuższego zniknięcia, żeby trochę odpocząć od tego miejsca, dodaję. A co u ciebie? Pytam.
Powolutku, odpowiada znajomy i ciągnie dalej: Gdyby nasi sprzymierzeńcy mówili, że Marek powinien wrócić, to puściłbym to mimo uszu. Jednak skoro nawet nasi wczorajsi wrogowie mówią, że dobrze by było, abyś wrócił, to chyba coś w tym jest.
Zastanawia się prze chwilę i pyta: Co o tym sądzisz?
Nie wiem, dopowiadam. Nie wiem, co o tym sądzić. Na razie żyję dniem dzisiejszym i wiem, że chcę się stąd urwać. Zobaczymy, co będzie dalej.
Żegnamy się.
*
Przed Wielkanocą A.D. 2016.

Otwieram skrzynkę pocztową, a tam list z życzeniami świątecznymi od posła na Sejm RP. 

Nie wiem czy poseł jest aż ta bardzo nie w temacie, że nie zauważył zmian na stanowisku wodza w małej gminie. Może jego biuro działa tak, jak działa obecnie nowy wódz w małej gminie, czyli nie działa całkiem, tylko trwa.
A może poseł nie przyjmuje do wiadomości wyników ostatnich wyborów samorządowych i wie, że za lat dwa z kawałkiem karta się odwróci? Może myśli, że nie warto w komputerze zmieniać adresata życzeń.
*
Obecnie.
Nie wiem, co będzie jeszcze.
Nikt nie wie i to jest właśnie piękne. Gdybyśmy bowiem wiedzieli, co nas czeka jutro, to wielu, z pewnością, leżałoby już od dzisiaj krzyżem przy każdym krzyżu przydrożnym; zaś ci, którzy mieliby pewność życia lat kilka czy kilkadziesiąt, bawiliby się z pewnością ponad miarę, wierząc, że jeszcze zdążą wszystko odpokutować.
Kiedy kilkanaście lat temu dowiedziałem się o śmierci znajomej z pracy napisałem piosenkę. Oto jej mały fragment:

Odlatują dni jak bociany,
z jaskółkami lata odchodzą,
idzie jesień,
a my w tej jesieni
wciąż szukamy chwil zapomnianych,
tamte dłonie nas nie ogrzeją,
tamte oczy nie patrzą już na nas…!

Pozdrawiam!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...