Ludzie,
ratunku! To była pierwsza moja myśl, kiedy dwa dni temu przeczytałem wypowiedź
nowego wodza na temat ewentualnej budowy hali gimnastycznej w małej gminie na
końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna.
Każdy
przyzna, że była to wypowiedź lakoniczna, ale tak naszpikowana głupotą, że śmiało kwalifikuje się do programu „Anatomia głupoty wg
Richarda Hammonda”.
Pomyślałem
też, że niektórzy ludzie dotknięci są jakąś chroniczną przypadłością. Każdy zdrowo myślący i na stanowisku publicznym przecież takich głupot nie ujawnia w mediach. A już na pewno nie powinni za pośrednictwem mediów przekazywać takiej
prawdy o sobie.
Takie
szopki jednak wychodzą, gdy ludzie myślą, że są mądrzy, a nawet najmądrzejsi.
Ludzie wokół nich uważają za niedouczonych i takich, których koniecznie trzeba
oświecać swoją mądrością.
Z
wypowiedzi wodza wynika też jasno pod czyje dyktando dzieją się dzisiaj rządy w
małej gminie i to, że wódz może być w tym układzie rządzenia najzwyczajniej
słupem.
Zacznę
od stwierdzenia o nieaktualności dokumentacji technicznej hali gimnastycznej. Nie o aktualność
dokumentacji tak naprawdę idzie, ale o to, że trzeba wykonać nową dokumentację,
która będzie przewidywała halę sportową na miarę i potrzeby małej gminy.
Kiedy
byłem wodzem, popełniałem błędy. Jednym z nich było to, że powołałem komisję,
która miała opracować koncepcję przyszłej hali gimnastycznej. W komisji znalazł
się człowiek sprawiedliwy, znany następnie jako sprawiedliwy radny, a teraz z
pewnością budowniczy nowej hali.
Przekonał
wszystkich członków komisji, że gminie potrzebna jest pełnowymiarowa hala
gimnastyczna z areną 44 na 24 metry. Następnie pomysł ten przeszedł przez radę.
Po wykonaniu dokumentacji i przygotowaniu kosztorysu zrozumiałem, że to nie ma
sensu. W dodatku przyszłe utrzymanie takiego obiektu generowałby koszty
porównywalne z utrzymaniem wszystkich budynków szkolnych w gminie.
Przeprowadzone
analizy ekonomiczne w porównaniu z istniejącym takim obiektem w powiecie jasno
wykazały, że to się po prostu nie kalkuluje.
Zrozumiałem
wtedy, że burmistrz decyzje o takich przedsięwzięciach powinien podejmować w
zaciszu gabinetu, sam, a następnie sprawę oddawać w ręce fachowców, a nie
nawiedzonych nauczycieli wf, którzy najchętniej widzieliby na miejscu obiekty
sportowe o rozmiarach stadionu narodowego. Żadnych komisji, w których
członkowie widzą tylko możliwość realizacji marzeń, bez oglądania się na ich
koszty.
Nie
płakałem też, że przez następne lata nie mieliśmy przebicia w urzędzie
marszałkowskim w kwestii dofinansowania tej inwestycji. Czekały przecież w
kolejce drogi do wykonania i one stały się priorytetem. O hali powoli
zapomniano.
Halę sportową można zawsze wynająć i chętnych dowieźć na
jakikolwiek trening. Dobrej, utwardzonej nawierzchni drogi nie wynajmiesz!
Z
ostatniej wypowiedzi wodza i po jego jakże specjalistycznych konsultacjach z
nauczycielem wuefu można wnioskować, że czeka nas kolejna odsłona budowy
pełnowymiarowej hali sportowej w małej gminie.
Powiedzmy
wprost, jeśli są takie plany i one zostaną zrealizowane, to przyszła hala gimnastyczna poza czasem pracy szkół będzie świecił pustkami, generując koszty
utrzymania. Nie dajmy się nabrać pięknym słowom wątpliwych budowniczych i działaczy
sportowych, że przecież są oldboje i wielu chętnych do ćwiczenia popołudniami i
wieczorami. Wystarczy tylko spojrzeć na wykorzystanie orlika i jak często ten
obiekt świeci pustkami, wówczas wszystko stanie się jasne!
Budowa
tak dużego obiektu sportowego przy drastycznie spadającej demografii gminnej
jest jak zakup wypasionego traktora i całego parku maszynowego do obrabiania
kilku hektarów ziemi.
Do
niektórych jednak nie dociera, że budowanie na wyrost nie ma po prostu sensu.
Marzą o budowie drogiego i kosztownego giganta tam, gdzie potrzebny jest co
najwyżej obiekt średniej wielkości.
Wspominałem
już, że zrozumiałem swój błąd i postanowiłem, że nie będzie już żadnej
społecznej komisji do pomocy przy podejmowaniu takich decyzji.
Zarzuciłem
też myśl o budowie giganta i zleciłem wykonanie dokumentacji rozbudowy budynku
szkoły podstawowej. Projekt ten zakłada oddzielenie klas 0-III od IV-VI z
oddzielnymi ciągami komunikacyjnymi, ewakuacyjnymi i szatniami. Do tego
zaprojektowano dobudowę pięknej auli. Cały projekt zakładał w
przyszłości możliwość dobudowania średniej wielkości sali gimnastycznej
połączonej z budynkiem szkoły łącznikiem. Planowano, że sala wyposażona będzie
w oddzielne wejście, aby wykorzystywać ten obiekt dla wszystkich chętnych
popołudniami, poza godzinami pracy szkoły.
Projekt znajduje się w UM, ale najwidoczniej nikt nie bierze jego realizacji
pod uwagę. A szkoda, gdyż projekt wykonał prawdziwy fachowiec, pan Pokorski,
który rozplanował przy tym
rozmieszczenie obiektów na całym terenie szkolnym, z budową parkingów i boisk
wielofunkcyjnych włącznie.
Po
ostatniej wypowiedzi wodza wiem, że nie ma on żadnej wizji rozwoju bazy
sportowej w małej gminie. Chwali się przy tym publicznie, że konsultuje się w
tej sprawie z laikiem i przy pomocy laika ma zamiar taka inwestycję realizować.
Z
ostatniej wypowiedzi wodza jasno wynika, czyj pomysł budowy hali gimnastycznej
ma zamiar realizować. Dziwi mnie tylko fakt, że nie skonsultował tego problemu
z cała radą, a przede wszystkim z fachowcami, tylko z jednym radnym, który na
budownictwie zna się tyle, co ja na strategii prowadzenia działań wojennych.
To
jednak potwierdza tylko moje wcześniejsze hipotezy, że nowy wódz nie wie, co w
gminie trzeba robić i ślepo wykonuje polecenia tych, którzy pomogli mu wygrać
wybory i kilku wielkich z powiatu.
Co
to ma wspólnego z dobrem ogółu mieszkańców gminy?
Z
wypowiedzi wodza wynika też, że przywołany radny, uchodzący do niedawna za wzór
sprawiedliwości, przemienił się w konsultanta rozwoju gminnej bazy sportowej,
projektanta przestrzeni i budowniczego.
W
sumie to i dobrze, ponieważ będzie wiadomo, kto jest odpowiedzialny za to, co
ewentualnie w tej kwestii się stanie. Nie będzie już można niepowodzeń zwalać
na krasnoludki.
Wódz
jednak powinien przede wszystkim schronić się w zaciszu swojego gabinetu,
przeanalizować demografię gminną, wyciągnąć z tego wnioski, a następnie oddać
sprawę fachowcom, ale prawdziwym fachowcom od zagospodarowania przestrzeni i
budownictwa, a nie nauczycielom, którzy fachowcami są, ale w nauczaniu, a o
budownictwie, jak ja, nie mają bladego pojęcia.
Jaki
bowiem ma sens budowa wielkiej hali gimnastycznej w gminie, w której
systematycznie likwiduje się szkoły głównie z powodów demograficznych!?
Jeszcze
o uwagach w komentarzach, gdzie poruszono koszty projektów trafiających do
szafy. Dokumentacje techniczne trzeba czasem robić „na zapas”. Nie są to duże
koszty w wydatkach budżetowych, a w przypadku starania się o środki zewnętrzne
posiadanie dokumentacji technicznej to podstawa. Konkursy ogłaszane przez
instytucje dofinansowujące inwestycje są ograniczone czasowo i najczęściej nie
ma wówczas czasu na wykonanie dokumentacji technicznej.
Zupełnie
inną kwestią jest sprawa samego dofinansowywania inwestycji ze środków
zewnętrznych, zwłaszcza unijnych. Jeden z komentujących dobrze zauważył, że to
zwykła ściema. Tam bowiem, gdzie wchodzą w grę środki unijne ceny przetargowe
wahają się w granicach cen kosztorysowych i są dużo wyższe niż w przetargach, w
których środków zewnętrznych nie ma. W przetargach na inwestycje z
dofinansowaniem gmina musi się zgodzić na wysokie ceny, ponieważ nie ma czasu
na unieważnienie przetargu i ponowne jego ogłoszenie. Samorząd jest bowiem
ograniczony ramami czasowymi narzuconymi przez instytucje zewnętrzne.
Często
jest tak, że średnie i małe inwestycje, jak choćby ostatnia inwestycja drogowa
nowego wodza, lepiej wykonać ze środków własnych albo posiłkując się
krótkoterminowym kredytem komercyjnym. Nie ma wówczas żadnych zewnętrznych
wymogów, a cena w przetargu jest kryterium najważniejszym i wykonawcy wiedzą,
że gmina może w każdej chwili przetarg unieważnić, gdy zaproponowana przez nich
cena będzie zbyt wysoka. Odpadają też koszty późniejszych kontroli instytucji zewnętrznych
oraz pięcioletni okres monitoringu tychże inwestycji.
Wiem,
że obecnie jest dość głośny kociokwik w sprawach pozyskiwania przez gminy środków
zewnętrznych. Gminy wręcz się ścigają, która więcej takich środków pozyska. Nikt
przy tym nie liczy czy to się najzwyczajniej gminie opłaca.
Nic
jednak na to nie poradzimy. Dzisiaj jest silne społeczne parcie na unijną mannę,
że żaden z wójtów nie zaryzykuje, aby odpuścić sobie ubieganie się o środki zewnętrzne
na wszystkie możliwe inwestycje.
Wracając
jednak do ostatniej wypowiedzi wodza. Poinformował był on wyborców, że dofinansowanie
planowanej hali sportowej może sięgnąć nawet 70% kosztów. Pytam, dlaczego nie 85 albo nie 90%? Istnieje taka możliwość, przynajmniej teoretycznie. Przecież zapewniał
w kampanii wyborczej, że każdą inwestycję będzie realizował z maksymalnym dofinansowaniem
z zewnątrz, a nie jak ja!
Jak
jest, każdy widzi!
Podsumowując,
przykro słuchać, gdy wódz wybrany przez mieszkańców nie ma wizji rozwoju gminy i
realizacji poszczególnych inwestycji.
Przykro
patrzeć, jak ślepo realizuje wytyczne działaczy powiatowych i swoich przedwyborczych
popleczników.
Myślę,
że cała kadencja będzie przebiegała pod kątem realizacji marzeń poszczególnych działaczy
i administrowaniu.
Nie
o to chyba w samorządzie chodzi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz