Dlaczego
denerwują mnie teksty świadków Jehowy, jakie możemy znaleźć w ich pismach, jak
„Strażnica” czy „Przebudźcie się”. Treść w nich zawarta dobra jest dla
dzieciaków i tępych w materii Biblii katolików.
Dlatego
pewnie zawsze, gdy czytam artykuły zawarte w tych periodykach, wkurzam się na
całego. Mam przy tym nieodparte wrażenie, jakby jakiś tam mądry, nawiedzony
pisał dla mnie – głupka katolika – co i jak jest z tym chrześcijańskim wyznaniem.
Przyznaję,
że nie lubię zbyt ugrzecznionych bliźnich, bo zawsze przy tym myślę o jakimś
drugim dnie w ich zachowaniu; myślę o drugim obliczu, które ten czy ów
ugrzeczniony przede mną ukrywa. Już taki jestem niedowiarek, że zawsze i
wszędzie szukam dziury w całym i stawiam więcej pytań, niż mogę uzyskać
odpowiedzi.
Dociera
jednak do mnie powoli, powoli do mnie dociera ten język prosty, dziecięcy,
zdawałoby się głupi, jak głupie dzisiaj się zdają w świecie blichtru i rozpusty
prawdy w Biblii zawarte, bo przecież kto myśli o Biblii, jeśli chce być
współczesny!?
Cóż
dzisiaj znaczy wierność? Cóż znaczy dzisiaj miłość bliźniego? Cóż znaczy
wierzyć naprawdę? Cóż znaczy szukanie siebie i swoich źródeł szukanie?
Nurzam
się w tym codziennie i ciągle próbuję odnaleźć choćby ścieżkę, którą by warto
iść.
Wiem,
że większość katolików powie mi, idź do kościoła. Ale ja tam nie widzę
odpowiedzi dla siebie.
Czytałem
ostatnio wyznania Joseph’a (mniejsza o nazwisko). Facet w latach młodości
walczył na ulicy. Gorzałę pił w nadmiarze, brał narkotyki i prochy. Z jego
relacji wynika, że tylko koń mógł to wytrzymać. Wierzę mu jednak, gdyż wiem, że
człowiek potrafi wiele wytrzymać w zatracaniu siebie. Dużo więcej wytrzyma niż
silne zwierzęta.
Gość
przyznaje, że bił żonę i bez problemu oraz żadnych powodów atakował innych.
Handlował trefnym towarem i narkotykami.
Jak
się odbił od dna?
Twierdzi,
że zaczął studiować Biblię. Pomogli mu w tym studiowaniu właśnie świadkowie
Jehowy. Nie mogło być inaczej, gdyż nie opisywaliby przypadku Joseph’a.
Przyznam
tutaj bez bicia, że nie pałam miłością do świadków Jehowy, jak nie pałam
miłością do wielu katolików.
Wiem,
że każdy ma swoje świadectwo, każdy ma swoje dno i moment w swoim życiu odbicia
się od dna, każdy mówi o swoim ponownym odrodzeniu. I tylko jedno zdaje się być
pewne – Biblia to drogowskaz.
Denerwują
mnie sprawy oczywiste, ponieważ trzeba mieć nie lada odwagę, żeby wyznać o
sobie całą prawdę.
Przygotowuję
się do tego, ponieważ moje postępowanie sprawia wiele bólu najbliższym i tym,
którym miłość wyznaję.
Wierzę
Jospeh’owi!
Nie
mam powodów, żeby mu nie wierzyć.
Nikt
przecież chyba nie zmyśla o sobie takich historii, które stawiają jego samego w
jak najgorszym świetle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz