Zamiast oglądać kolejne
durne doniesienia medialne albo śledzić kolejne idiotyczne ruchy nowego wodza w małej gminie na końcu świata,
zająłem się życiem! Skosiłem trawę na
swoim zadupiu, zgrabiłem siano i ogólnie rozbiłem wiosenne porządki, choć do
prawdziwego porządku tam jeszcze tak daleko.
Wczoraj o mało nie
zajechała na moje ustronne podwórko policja. Śledzą mnie? Ktoś na mnie doniósł?
Pytałem siebie obnażony dość mocno, ale nie do przesady.
Stróże prawa jednak
zawrócili w pół drogi, a ja skojarzyłem wtedy ich bytność w tym miejscu, gdzie
błądzi się tylko w konkretnym celu, z dzisiejszym świętem donosiciela. Przecież
dzisiaj 13. i to w piątek. Wczoraj też kupowałem piwo, co widział niechybnie
jeden człowiek, któremu donosy medialne czy do prokuratury nie są obce. Zatem
ułożyłem to sobie w głowie i pomyślałem, że facet mógł coś niecoś komuś
szepnąć. Może zatem stróże prawa chcieli sprawdzić donos, ale ponieważ zobaczyli
gościa niczym Robinson Crusoe, to odpuścili sobie w trakcie.
Zostawmy donosicieli!
Niech sobie dzisiaj świętują. Ja zajmuję się życiem, jak się rzekło w tytule.
Trzy tygodnie temu
pojawiłem się na moim zadupiu. Kilka dni przed moją wizytą ostro wiało.
Spodziewałem się więc, że coś tam wiatr mi na diabła narobił. Od razu
zauważyłem, że nad licznikiem jest pełno t Rawy i zielska. Zastanawiałem się,
którędy mogło tego badziewia nawiać. Domyślałem się tylko którędy. Zgarnąłem
zielsko i wyrzuciłem do kosza.
Po tygodniu ponownie
zajrzałem na zadupie. Jakże się zdziwiłem, że w tym samym miejscu znów było
pełno trawy i zielska. Tym razem nie wiało, jak poprzednio.
W sąsiednim
pomieszczeniu usłyszałem jakąś skrzydeł łomotaninę. Zajrzałem tam i dojrzałem
ptaka uwięzionego w czterech ścianach pokoju. Czym prędzej drzwi na oścież
otwarłem i ptaku drogę do wolności stworzyłem. Znalazł bez problemu do drzwi
drogę, a później, hejda, w górę!
Coś mi się ta ptasia
wizyta z trawą i zielskiem skojarzyła. Przyjrzałem się zatem jeszcze Az
nagromadzonym źdźbłom i okazało się, że to gniazdo ma być, a raczej gniazdo już
jest, tylko jeszcze bez jajek.
Wyniosłem ten domek z
domu i zachodziłem w głowę, którędy drogę ptaszki znalazły, żeby znosić
materiał na gniazdo. Znalazłem maleńką dziurę w szybie. Nie uwierzycie, że
przez taki korytarz można przenieść materiał budowlany na dom.
Po tygodniu znowu
zaczęły. Tym razem w innym pomieszczeniu. Nie skończyły jednak budowy. Albo
teren był do kitu, albo okres lęgowy się zaczął i jajka gdzie indziej złożyły.
Teraz trochę żałuję, że
ptakom domek rozniosłem. Mogłem to gniazdo zostawić i czekać na rozwój
wypadków. A nóź, doczekałbym się potomstwa na swoim zadupiu! Mogłem być
świadkiem złożenia jaj, ich wysiedzenia i narodzin.
Trudno, jeśli się uda
przeżyć ten rok, to może okazja się powtórzy, a jeśli nie, to tak jak w życiu –
nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy…
Miałem w tym czasie
również wizytę szerszenia. Nazwałem go intruzem, choć nie wiem, kto był
intruzem. W każdym razie, gdy go zobaczyłem, chwyciłem za mucho zol i ostro
ruszyłem z atakiem. Nie macie pojęcie, jak szerszeń potrafi walczyć, a jak
wzywa swoich pobratymców na ratunek. Dosłownie krzyk dziecka! Na szczęście dla
mnie w pobliżu kompanów jego nie było, a on złożył był głowę w tej nierównej
walce. Choć przyznam się bez bicia, niezłego miałem pietra.
Deszcz teraz bębni o
blachę. Dobrze, że pada, ponieważ posadziłem dzisiaj kilka drzewek i bluszcz
przy tarasie.
Sprzedaż
książek jest ważna. Od niej zależy to, co będę robił albo robić mógł w
przyszłości. Jasne, że chciałby zostać na swoim zadupiu i realizować plany
budowy azylu dla rozbitków życiowych. Może się to przeciągnąć. Póki co, nie
odpuszczam!
Dzisiaj postanowiłem
jednak, że ważniejsza od pisania jest próba generalna I Komunii św. mojego
młodszego syna. Byłem u fryzjera, wbiłem się w garnitur, białą koszulę żem
włożył i hejda do kościoła. A tam? Nuda! To odzywka mojego młodszego synka, gdy
był całkiem malutki. Przetrzymałem. Były nawet miłe chwile. Zwłaszcza te, gdy
dzieciaki z zaangażowanie i całymi sobą mówiły czy czytały swoje role.
Musze tu napisać, że
podziwiam szkraba. Tak samo pewnie myślą i inni rodzicie. Uczciwie się
przygotowywał do tej uroczystości. Nie opuszczał spotkań i angażował się. Nie
wiem czy ja dzisiaj potrafiłbym aż tak bardzo zaangażować się w kwestie życia
duchowego!
Dobrze, że są dzieci!
Pisałem już, że skosiłem
trawę, ale nie zdążyłem jej zebrać do końca. Przeszkodził mi deszcz, za co się
wcale nie gniewam. Dobrze, że pada. Niech pada. Ja z sianem mogę poczekać.
Po drodze jednak udało
mi się zrobić miód z mleczy. Sąsiadka mnie namówiła i zaraziła tym pomysłem.
Dała mi do degustacji słoiczek tego rarytasu. Posmakował mnie i mojemu synowi,
pomyślałem więc, czemu sam mam nie zrobić. Sąsiadka przepis mi dała i oto są
efekty!
Nie ma chyba lepszej
zachęty do działania, niż dać delikwentowi posmakować rarytasu!
W niedzielę rozdam
najbliższym to, co z mleczy wytworzył. Jeśli powiedzą „dobre”, to wszystko się
udało. Jeśli pokręcą nosem i tak nie będę żałował!
Pełno słońca było
ostatnio. Trochę się opaliłem. Ciągle jednak jakiś smutek wewnętrzny trawi moją
dusze. Nie pozwala do końca radować się życiem. Podpieram się rzęsami, żeby ten
smutek pokonać. Wiem, że to zwykła przejściówka niewiary i zwątpienia. Dlatego
zaciskam zęby i śmieję się na przekór, żeby innych ze sobą nie ciągnąć na dno
rozpaczy!
Ale żurawie wołają!
Dobrze być na zadupiu!
Wracając do tematu. Na
przykład dzisiaj po próbie generalnej niepotrzebnie zdenerwowałem się na żonę,
nic się nie stało. Po prostu źle znoszę zgromadzenia ludzi i muszę później
przemyśleć wszystko powolutku, a wtedy nie było czasu i trochę się rozeźliłem. Zreflektowałem
się w porę i chyba nie wyszło źle.
Przede mną wielki
weekend. Weekend wyzwań niemałych. Wybiorę się do kościoła, najpierw uderzę się
w piersi. Spuszczę wzrok swój ku ziemi,
o przebaczenie poproszę. Będę sie bardzo starał nie tracić chwil z ludźmi.
A Wam, Rozbitkowie,
dobrych wiatrów życzę! Niech Wasze żagle sierują ku lądom wymarzonym!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz