Kiedy zawiodłeś
zaufanie znajomych; kiedy przyjaciele zdążyli już się na tobie zwieść; kiedy
zawiodłeś pokładane w tobie nadzieje tych, co cię kochają; kiedy wreszcie
zdążyłeś zawieść się na samym sobie, to jesteś w miejscu, w którym możesz się
zatracić albo odbić się i próbować wypłynąć.
Tyle razy już pisałem,
że nie lubię ludzi rozpychających się łokciami, krzyczących i tak kroczących
przez swoje życie, jakby chcieli po drodze wszystkich zdeptać, zgnieść, usunąć!
Tyle razy już pisałem,
że szanuję ludzi kroczących przez swoje życie cicho, spokojnie i z pokorą.
Jakby kroczyli po cienkim lodzie. Potrafią być szczęśliwi z każdego przeżytego
dnia.
Od tych drugich można
wiele się nauczyć. Można nauczyć się świadomego życia. Tylko takie jest życiem
naprawdę, bez krzyku, szarpaniny, choć tak bardzo wypełnione codzienną walką o
każdą chwilę.
Przekonuję się coraz
dotkliwiej, że większość nieszczęść czy niepowodzeń jest pochodną naszego
działania. Idąc dalej, można powiedzieć, że większość przykrości, jakie nas w
życiu spotykają, dzieje się na nasze własne życzenie.
Jasne, że nie
kategoryzuję, gdyż wokół nas nie brakuje ludzi, którzy z ochotą dokopią innym z
zazdrości albo żeby sprawić sobie przyjemność. Zazdrośnicy i złośliwcy są chyba
jeszcze gorsi od tych, co rozpychają się łokciami, krzyczą, są agresywni i
chamscy tylko dlatego, żeby się przebić.
W Polsce nie brakuje
tych, co głośno i szeroko idą przez życie. Na emigracji wśród naszych też
takich ludzi mnogo.
Dziwi mnie to, ponieważ
jako nacja jesteśmy postrzegani jako naród głęboko religijny. Nie możemy przy
tym zapamiętać, że to właśnie cisi i ubodzy w duchu są błogosławieni… Nie
możemy zapamiętać, że wskazano nam wąską drogę w ciszy i pokorze serca. Nie
chcemy pamiętać o Człowieku, który trzciny nadłamanej nie złamał do końca.
Nie potrafimy zapamiętać
tych kilku kardynalnych prawd..
Potrafimy za to głośno
i dobitnie akcentować na zewnątrz naszą religijność oraz przywiązanie do
Kościoła i wartości chrześcijańskich.
Tak pięknie potrafimy
demonstrować naszą religijność.
*
Piszę o tym, ponieważ w
Polsce od samej góry władzy po jej sam gminny dół nikt nie chce przypisać sobie
winy za niedociągnięcia, które im się po drodze przytrafiły. I jest tak, że
zamiast zajmować się rozwiązywaniem problemów, tracimy energię na poszukiwanie
winnych naszych niedociągnięć.
Czyż
to nie typowo polskie, że jeśli coś spieprzymy, to wszyscy są temu winni, tylko
nie my!?
Ostatnio znów okazało
się, że jestem winny temu, że ktoś tam nie wywiązuje się z roli administratora
i nie opłacił na czas rachunków za dostarczoną energię elektryczną.
Jutro pewnie się
dowiem, że to z mojej winy ktoś tam nie opłaca czynszu. Jeszcze później, że
bieżące zmiany w budżecie nie przeszły albo ktoś nie chce zapłacić podatku.
Wszyscy, od góry do
dołu, którzy w oku innych szukają uporczywie źdźbła, to zdeklarowani katolicy,
na każdym kroku demonstrujący swoją religijność i przywiązanie do wartości
chrześcijańskich.
Ze sprawą
niezapłaconych przez administratora rachunków za prąd mają związek wypowiedzi
wielkich gminnej polityki. Denerwuje mnie przy tym to pustosłowie i zwykła
głupota. W istocie widziałem radnego Z., jak uderzał w kierunku pozbawionego,
nie z jego winy, prądu bloku mieszkalnego i biurowego zarazem.
Następnie dowiedziałem
się, że nowy wódz interweniował w tej sprawie w firmie dostarczającej energię.
Dużo słów obaj wypowiedzieli
o swoim działaniu w tej sprawie.
Dziwię się tylko, że
nikt nie powiedział jeszcze nagiej prawdy. A ta jest taka, że ani radni, ani
burmistrz nie są stroną w tej sprawie. To się musi rozegrać pomiędzy
właścicielami mieszkań, zarządcą i PGE.
Reszta może sobie, co
najwyżej, przy tej okazji bić pianę. Z tej piany jednak ludziom prądu nie
przybędzie. Wiem, ponieważ sam próbowałem i poza pianą nic z moich zabiegów nie
wynikło. A nie wynikło dlatego, ponieważ administrator nie wywiązywał się ze swoich
obowiązków.
A to, na co zwrócono
uwagę w komentarzach, to fakt. A mianowicie faktem jest, że wczorajsi, jakże
głośni, działacze samorządowi, którzy za identyczną sprawę (w tym samym
miejscu, w innym czasie, ale z udziałem tych samych ludzi), nasyłali na mnie
media i w swoich publicznych wystąpieniach obarczali mnie winą za zaistniałą
wówczas sytuację, z którą nie miałem nic wspólnego.
Dzisiaj milczą. Sprawa
zdaje się ich nie dotyczyć. Nie obarczają winą burmistrza. I ja się z tym
zgadzam, gdyż sprawa ani ich, ani nowego wodza nie dotyczy. Już napisałem, kto
w tej sprawie jest stroną i kogo trzeba pogonić do płacenia rachunków za prąd.
Jeśli ktoś twierdzi inaczej, to albo nie wie, w jakiej rzeczywistości prawnej
żyje, albo próbuje na ludzkim nieszczęściu zbić jakiś kapitał. Tak dokładnie
robili głośni wczoraj, a dzisiaj milczący, działacze samorządowi.
Oni też są bardzo
religijni!
*
Na koniec nowy wódz i
komentarze. Czasami czytam komentarze i dziwię się, że nowy wódz ostro w nich
obrywa. Nie wiem czy słusznie. Mało znam człowieka, a i poznawać lepiej wcale mi
się nie chce.
Ale wracając do komentarzy
i ostrej w nich krytyce nowego wodza. I znów, że się dziwię, a dziwię się dlatego,
że jakoś ucichli ci, którzy świętowali jego zwycięstwo w wyborach, którzy organizowali
mu spotkania z wyborcami, a pewnie i pomagali wieszać podobiznę z wyborczym hasłem
na kościelnym murze. Wszyscy wiemy, jak świętowali, niczym podczas karnawału w Rio.
A dzisiaj milczą!
Brać się do roboty, wczorajsi
wielbiciele nowego wodza i bronić go na forach internetowych. Przecież nie będą
wodza broniły krasnoludki. Krasnoludki go nie wybierały! Ale wcale się nie zdziwię,
że krasnoludki będą o wszystko obwinione.
I znów wtedy wyjdzie to
słynne polskie, że wszyscy są winni, nawet ci nieistniejący, tylko nie my!
*
Kiedy zawiodłeś
zaufanie znajomych; kiedy przyjaciele zdążyli już się na tobie zwieść; kiedy
zawiodłeś pokładane w tobie nadzieje tych, co cię kochają; kiedy wreszcie
zdążyłeś zawieść się na samym sobie, to jesteś w miejscu, w którym możesz się
zatracić albo odbić się i próbować wypłynąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz