27 maja 2016

Filozofia codziennego przetrwania

Wschodnie przysłowie mówi, że jeśli robisz dwie rzeczy na raz, to obie robisz źle. Jeśli natomiast skupiasz się w danym momencie na wykonywaniu jednej czynności czy też załatwianiu jednej sprawy, jest wielce prawdopodobne, że robisz to dobrze.
Mam to pierwsze. Snują mi się po głowie tabuny pomysłów i piętrzą dziesiątki spraw do załatwienia „na wczoraj”. Tak, tak… robię z tym nieustannie porządek, nieustannie eliminuję wszelki balast, któryt odciąga mnie od tego, co czuję, że powinienem robić.
*
Zanotowałem sobie jakiś czas temu, że język polski pod względem poprawności schodzi na psy. Doszedłem do takiego wniosku, słuchając nei których dziennikarzy z ich „warszawiakami”, „wrocławiakami” itp.
Do tego dochodził język reklam, czyli „metoda na głoda” albo „spróbuj banana albo manhatana”.
Nie tyle o poprawność językową dziś idzie, co o szokowanie przekazem, a przekaz szokujący zawsze degraduje rzeczywistość z degradacją języka włącznie. Zresztą na naszych oczach degradują się i inne wartości uznawane jeszcze wczoraj niemalże za święte, a dzisiaj ściągane są na samo dno profanum.
Następnie zrozumiałem, że nie powinienem z tego powodu raczej szat rozrywać. Raczej stworzyć w sobie azyl wartościom dla mnie ważnym, a co przestało być ważne w masowym przekazie.
Język, jak każdy inny twór człowieka na ziemi, ulega ciągłym przemianom. Wymyśliłem więc w końcu, że każdy jeżyk, jak każdy człowiek, musi w końcu przeminąć, jak wszystko w ziemskim wymiarze. Tak przecież stało się z językiem Sumerów, Azteków czy Majów. Dlaczego niby inaczej ma być z językiem polskim czy też jakimkolwiek językiem na świecie?
Tak łatwiej trwać w coraz bardziej zachwaszczonej polszczyźnie!
*
Kto z nas zastanawia się nad tym, jak wiele jedzenia codziennie marnuje się na naszych oczach?
Kiedy rozmawiam ze znajomymi, np. o przydrożnych barach, gdzie można dobrze zjeść, często padają stwierdzenia, że tu i tu dają dobrze jeść, a dania są tak duże, że zjeść wszystkiego nie sposób. No i część jedzenia pozostaje na talerzu, choć my nie tyle jesteśmy posileni, co dosłownie obżarci.
Podobnie, jakże podobnie jest przy posiłkach domowych, grillach i innych nasiadówkach, podczas których jedzenia jest tak bardzo w nadmiarze, że siłą rzeczy znaczna część się marnuje.
A przyjęcia, jak wesela, chrzciny, urodziny i inne?
Odpowiadać nie muszę, a nawet nie powinienem.
Kiedyś już o tym wspomniałem, że hedonizm współczesnego człowieka cywilizacji Zachodu znacznie przewyższa ten znany z dziejów starożytnego Rzymu w czasach legendarnego rozpasania Rzymian.
Świata nie zmienię, ale siebie mogę!
Zawsze trzeba zaczynać od zmian we własnym ogródku.
I jeszcze domowa mądrość: Głód na świecie, to sztucznie wywołany problem przez nadmiar i znieczulicę wśród ludzi, jakże wrażliwych!
*
Kiedy słyszę słowa „sprawiedliwości stało się zadość”, to powinienem myśleć, że żyję w kraju prawa i sprawiedliwości. Wiem jednak doskonale, że ludzka sprawiedliwość ze sprawiedliwością niewiele ma wspólnego, a zadośćuczynienie winie, czyli kara jest często niewspółmierna do popełnionego albo ewentualnie popełnionego czynu.
W kraju, w który za domniemane wycięcie dwóch czy trzech wierzb wymierza się podejrzanemu grzywnę ponad dwustu tysięcy złotych, co może skutkować ruiną nawet całej rodziny podejrzanego, nie może być mowy o sprawiedliwości.
Taka kara nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością, jeśli oskarżenie opiera się tylko o zeznania skłóconego z podejrzanym sąsiadem albo idiotyczną postawą nowego wodza w małej gminie na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna.
Zawsze uważałem, że prawo powinno przewidywać odpowiednie kary za dane tegoż prawa naruszenie; że kara powinna być współmierna do winy. Nie można bowiem państwa nazwać państwem prawa, gdy na szali kładzie się ścięcie jednego drzewa i egzystencję człowieka.
Urzędnicy każdego szczebla czy to państwowego, czy to państwowego, nie powinni mieć klap na oczach, jak konie i stosować prawa literalnie, zwłaszcza tam, gdy idzie o być albo nie być tego, do którego to prawo ma być zastosowane. Muszą poszukiwać rozwiązań dopasowanych do konkretnych okoliczności, jak choćby sytuacja materialna i życiowa oskarżonego; skutki, jakie może wywołać kara czy też możliwości oskarżonego co do możliwości wypełnienia kary.
Przecież prawo zostało stworzone dla człowieka, a nie człowiek dla prawa. Tymczasem jest tak, że jesteśmy niewolnikami prawa….
To nie szaty zdobią człowieka, tylko człowiek szaty….
Ta absurdalna sytuacja przypomniała mi moje przeżycia, gdy byłe bezpodstawnie oskarżany przez ludzi chorych czy też mnie nienawidzących, a prokuratorzy, jak nawiedzeni, starali się udowodnic wszystkim, że jestem wielbłądem.
Kiedy miałem okazję być wodzem, miałem zatargi wieloma ludźmi, ale jeden z nich wyróżniał się szczególnie w chamstwie i oskarżeniach mnie o przekraczanie prawa. Chciał mnie w ten sposób nakłonić do spełnienia jego żądań. Im bardziej jego pomysłom się opierałem, tym bardziej stawał się chamski i krzykliwy, a ja stawałem się jego wrogiem nr 1.
Skończyło się na tym, że człowiek ów za swoje postępowanie i słowa dostał dwa lata w zawiasach. Nie czułem żadnej satysfakcji. Nie odwołałem się też od wyroku, choć mogłem jeszcze facetowi dołożyć kary finansowej. Już karę, jaką otrzymał, uznałem za wystarczającą i współmierną do winy.
Odpuściłem. Kiedy jednak zawiasy człowiekowi się skończyły, facet oskarżył mnie o korupcję i trafiłem na 72 godziny do PIZ, a później około dwóch lat bujałem się po prokuraturach i sądach.
Skończyło się wyrokiem mnie uniewinniającym. Co jednak przeżyłem, tylko ja wiem.
Byłem na gostka zły jak cholera. Kiedy jednak przyszło do tego, żeby pisać pozew przeciwko niemu, odpuściłem.
Innym razem dziadek stojący nad grobem oskarżył mnie publicznie, że nie załatwiłem jego sprawy po jego myśli, gdyż dałem się skorumpować przez jego przeciwnika.
Co miałam zrobić? Pisać pozew na dziadka i uczyć go rozumu? Przecież to ja od niego powinienem uczyć się życia!
A cisi informatorzy? Ileż oni napsuli mi zdrowia!
Do tego dziennikarze, jakby na usługach mojej opozycji, a przy okazji informatorów cichych.

Wydaje mi się, że karą dla nich jest życie z tym, co robili! Jak dla mnie czasami karą jest życie z tym, co zrobiłem!

Nigdy nie życzyłem innym tego, co mi niemiłe!
Twierdzę, że nie należy nigdy dążyć do tego, aby innym przypiąć łaty, których sami nie lubimy. A ci, którzy nam to robią, niech żyją zanurzeni w swojej radosnej twórczości dokuczania innym.
*
Nikt za nas nie wytłumaczy nam otaczającego nas świata. Tylko mi sami możemy odnaleźć swoją drogę w gąszczu współczesnych absurdów dnia codziennego.
I na koniec to, co już się rzekło powyżej – nie sposób w pojedynkę zmienić świat i wyeliminować z niego to, co głupie i śmieszne, ale dość łatwo jest zmienić siebie, swoje postępowanie i podejście do zjawisk otaczającego nas świata.
Jak każdy, kto chce świat zmienić, powinien zacząć od zmian właśnie w swoim ogródku!
I już naprawdę na koniec myśl Jeana Cocteau: Nie należy mylić prawdy z opinią większości.
Kto lubi zmiany, zwłaszcza w swoim ogródku?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...