Ponieważ
następny post związany będzie z Litwą, to najpierw trochę powspominam.
W
Dniu Zakochanych 2007 roku późnym popołudniem, już po pracy, otrzymałem
telefon, że w okolicy Michen miała miejsce kolizja drogowa, w której
poszkodowanymi byli Litwini (około 18 osób). Jak się później okazało kolizji
uległ autokar wiozący młodych Litwinów do Brukseli. Byli z nimi nauczyciele i
kierownik wycieczki ksiądz Olgierd. Młodzież uczęszczała do szkoły średniej o
specjalności dziennikarskiej prowadzonej przez władze Kościoła katolickiego. Podróżujący
jechali z liczącego ponad 90 tysięcy mieszkańców miasta Panevėžys (pisownia
litewska).
Byłem
zły, jak cholera, bo to wieczór zaplanowany w klimacie świętego Walentego, a tu
trzeba ruszać z domu i jechać sprawdzić, co trzeba zrobić, żeby poszkodowanym
pomóc.
Wszystko
szczęśliwie się skończyło, ponieważ nikt nie został ciężko ranny, połamany itp.
Jednak trzeba było Litwinami się zająć, gdyż nie wiadomo było, kiedy przyjedzie
po nich samochód zastępczy. Załatwiliśmy poszkodowanym posiłek. Następnie
przygotowaliśmy nocleg w siedzibie OSP. Następnego dnia natomiast
zorganizowaliśmy możliwość uczestnictwa we mszy świętej i wizytę w gimnazjum,
które nosi imię A. Mickiewicza.
Wspólnie
doczekaliśmy się zastępczego pojazdu i około godziny 16 dnia następnego, czyli
15 lutego, goście ruszyli w dalszą drogę.
Za
swoje działania zostałem obdarowany obrazem współczesnego malarza litewskiego.
Obraz do dzisiaj wisi u mnie na ścianie.
Ksiądz
Olgierd nieźle mówił po polsku i angielsku. Ja dobrze mówiłem po polsku i
kiepsko po angielsku. Przypadliśmy sobie do gustu. Po tym zdarzeniu jeszcze
kilka razy spotykaliśmy się. Ksiądz Olgierd zawsze dzwonił, gdy przejeżdżał
przez małą gminę i znajdowaliśmy dla siebie chwilę, żeby pogadać i ewentualnie
snuć plany.
Planowaliśmy
w przyszłości wymianę młodzieży, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że to wymaga
organizacyjnego zaangażowania. Chcieliśmy, aby wymiana młodzieży przynosiła
młodym ludziom konkretne korzyści i wymianę doświadczeń. I ja, i ksiądz Olgierd
chcieliśmy, aby współpraca między młodzieżą miała jak najszerszy wymiar i była
przyczynkiem do lepszego poznania się i zrozumienia.
Później
ksiądz Olgierd poinformował mnie, że zachorował i przeszedł jakąś operację w
Niemczech.
Kontakt
się urwał. Wspomnienia pozostały. Pozostały też pamiątki po tych miłych
ludziach. Pozostały też podziękowania kadry pedagogicznej z szkoły, do której
uczęszczała młodzież i od konsula litewskiego.
W
sprawę pomocy Litwinom zaangażowało się wiele osób z gminy, a plany współpracy
były nawet ciekawe. Jednak życie zdecydowało inaczej. Tak czasem bywa.
Nie
wiem, co dzisiaj dzieje się z księdzem Olgierdem, ale do dzisiaj mam wyrzuty
sumienia, gdy przypominam sobie tamto zdenerwowanie w pierwszej chwili, gdy
dowiedziałem się o kolizji i musiałem zmienić swoje plany, żeby zająć się
poszkodowanymi. Wyrzucam sobie brak wewnętrznej szczerości w pierwszym
kontakcie z tymi wspaniałymi ludźmi.
Życie jest dziwne! Zaskakuje nas nieustannie!
Dlaczego
o tym piszę?
Chciałem
nawiązać do organizowanych ostatnio wypadów na Litwę grup ludzi z małej gminy
na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna. Wyjazdy te, poza wspólnie
spędzonym czasem przez wąskie grono ludzi nikomu w gminie nie przynoszą żadnych
korzyści.
To
tylko towarzyskie wizyty. A nie o takie działania chyba w kontaktach
międzynarodowych władzom samorządowym chodzić powinno.
Trzeba tylko wyobraźni, a nie spojrzenia na odległość własnego nosa!
Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń