6 maja 2016

Bohaterowie na potrzebę chwili

Już chyba odczekałem odpowiedni czas, żeby spokojnie napisać o Smoleńsku i tym, co się w Polsce wokół tego dzieje. Walczyłem ze sobą, żeby o tym nie pisać, ale skoro już zaplanowałem i ułożyłem plan wypowiedzi, to nie będę tego zostawiał. A nóż, widelec, ktoś myśli podobnie do mnie.
Do tego walczę z codziennością, a dokładnie robię porządki na swoim odludziu. Spotykam się tam sam ze sobą i mogę gadać ze sobą do woli; do woli analizować swoje postępowanie i planować następny krok. Do tego wszyscy okoliczni mieszkańcy, jak lisy, żurawie, myszy, nornice, pszczoły… i kamienie zdają się nie zauważać mojej obecności, co mi bardzo odpowiada. Mogę tam spokojnie przemyśleć wiele spraw.
Nie ma to jak uciec od ludzi!

Takie wypady leczą mnie z mojego pseudointelektualizmu. Twierdzę stanowczo, że zmorą współczesnych domowych intelektualistów jest to, że za wszelką cenę starają się przekonać wszystkich o swoich racjach, nie widząc i nie słysząc przy tym zdania innych.
Nie ma to nic wspólnego z humanizmem, do którego z pewnością każdy domowy intelektualista przyznaje się publicznie i z ochotą. Nie ma to nic wspólnego z humanizmem, w którym człowiek przyznaje przed sobą i przed światem z pokorą, że człowiekiem jest i nic, co ludzkie, nie jest mu obce.
Tylko jak wytłumaczyć takiemu domowemu zaprzańcowi, że nie ma racji w swoim przekonaniu o własnej nieomylności i powinien w miarę odpuścić, bo zanim do niego dotrze oczywista prawda o popełnianych błędach, to może skutecznie umęczyć wszystkich dookoła i obrócić w ruinę spokojne rodzinne życie, jeśli takowe w ogóle posiada.
Lubię ludzi, którzy codziennie stają do walki o siebie i rodzinę. Często jest to walka nieuświadomiona – wstajemy, idziemy do pracy, żeby sprostać wymaganiom codzienności i pokładanych w nas przez najbliższych nadziejach. Wracamy do domu często wyżęci i jeszcze silimy się na uśmiech do najbliższych.
To jest właśnie dla mnie bohaterstwo!
Nie jest dla mnie bohaterstwem ostentacyjne wkopywanie kolejnych dębów pamięci, zwłaszcza przez wątłych polityków, którzy często robią to na pokaz. Pomyślałem sobie, oglądając taką farsę z prezydentem Polaków, żeby za sadzenie drzew nie brali się doktorzy nauk prawnych. Niech to zostawią leśnikom czy osobom z odpowiednimi do tego kwalifikacjami. Politycy niech będą daleko od sadzenia drzew, ponieważ nie nadają się do tego. Nie wiedzą też, gdzie i jakie drzewa można sadzić.
Później to może być tak, że dzisiaj posadzony przez prezydenta i młodych ludzi dąb pamięci za lat 50 będzie zagrożeniem dla budynku szkoły czy przechodzących obok ludzi. I właśnie za te 50 z kawałkiem lat władze lokalne będą miały dylemat – dąb pamięci chlasnąć czy budynek szkoły rozebrać, a może zakazać przechodniom przechodzenia obok tegoż dębu? Dzisiaj nie byłoby z tym problemu, ponieważ dąb pamięci to święta rzecz i budynek szkoły zniknąłby z horyzontu jak nic. Zakaz spacerowania pod takim walącym się dębem pamięci też pewnie szybko pojawiłby się obok takiegoż pomnika.
Czasy się zmieniają. Rozwalmy pomniki przeszłości. W ich miejsce wieszamy masę tablic pamiątkowych, sadzimy drzewa pamięci i nie stronimy przy tym od stawiania nowych pomników, tylko że na ich cokołach górują „nasi” bohaterowie.
Ciekawe czy za lat 50 albo 100 będą tak bardzo kochani i pożądani jak dzisiaj?
Historia się powtarza. Człowiek nic się nie uczy. Powiela krytykowane przez siebie działania innych, tylko robi to po swojemu.
To nie jest bohaterstwo. To nie jest patriotyzm. To nie codzienna walka o prawdziwe życie. To mydlenie oczu.
Nie jest dziś bohaterstwem wbić się w drogi garnitur, siąść wygodnie w samolocie i na koszt podatnika lecieć demonstrować swój patriotyzm na obczyznę. I nawet jeśli zdarzy się w czasie tej podróży wypadek, katastrofa; jeśli zdarzy się, że samolot spadnie czy zostanie zestrzelony, a wszyscy na pokładzie zginą, to wcale nie oznacza, że od razu giną śmiercią bohaterską. Jest to po prostu śmierć w wypadku czy też katastrofie, jak śmierć dziesiątków ludzi, których postanowił za sobą pociągnąć nawiedzony niemiecki pilot schizofrenik; jak śmierć Anny Jantar i amerykańskich sportowców przed laty; jak śmierć oficerów WP, którzy przebywali na pokładzie casy, co się była rozbiła kilka lat temu w Polsce; jak śmierć nagła każdego człowieka, który w czasie porywistego wiatry znalazł się pod drzewem, którego konar był właśnie złamał się i runął na głowę nieszczęśnika; jak śmierć każdego na drodze albo w kogo nagle nawet piorun strzelił…
Śmierć w nagłym zdarzeniu, to śmierć w nagłym zdarzeniu i z bohaterstwem nie ma nic wspólnego.
Tymczasem w moim kraju od kilku lat ktoś chce mi na siłę wmówić, że ci, co zginęli w Smoleńsku to bohaterowie narodowi!
A ja się z tym nie zgadzam! I nieważne, co mówi premier, prezydent czy jakiś nawiedzony minister. Ludzie, którzy giną w jakimkolwiek wypadku czy katastrofie są ofiarami, ale na pewno nie są bohaterami.
Nie jest też dla mnie śmiercią bohaterską zginąć w jakimkolwiek obozie, nieważne czyim. Owszem w takich miejscach pojawiali się ludzie, którzy zachowywali się i postępowali jak prawdziwi bohaterowie (Korczak, ojciec Kolbe…). Jak uczy nas historia, to były wyjątki. Więcej było tam ludzi bezwzględnych, za wszelką cenę ratujących swoją skórę, a najwięcej ludzi nieszczęśliwych, ofiar. Jednak oni byli ofiarami historii i drugiego człowieka, ale nie bohaterami.
Zupełnie inaczej pojmuję śmierć bohaterską. Dla mnie taką śmiercią zginął warszawski policjant, który, nie będąc na służbie, stanął w obronie drugiego człowieka i został zadźgany nożem.
Dla mnie śmiercią bohaterską zginęli strażacy, których 11 września pogrzebały ruiny WTC.
Dla mnie śmiercią bohaterską zginęli chłopcy broniący Westerplatte i ci, co chwycili za broń w warszawskim getcie, wiedząc, że zginą, ale chcieli zginąć z godnością.
Dla mnie bohaterem jest Janusz Korczak, który nie opuścił tych, którzy mu zaufali.
(…)
Nie będę więcej wymieniał. Niech nikt mi jednak nie wmawia i niech nikt nie miesza w głowach moich rodaków, że aby zostać bohaterem narodowym wystarczy wsiąść do samolotu, który następnie się rozbije albo zostanie zestrzelony.

A może w tym wszystkim chodzi o to, kto zginął w konkretnym zdarzeniu?
Przyznacie, że to głupie pytanie.
Przecież wiadomo, że właśnie o to chodzi.
Mogę się założyć, że gdyby podczas ostatniego zdarzenia z oponą w prezydenckiej limuzynie spadł włos z głowy mojemu pięknemu prezydentowi, to już by go okrzyknięto bohaterem narodowym, a włos jego stałby się z pewnością relikwią polityczną tych z prawej strony sceny politycznej i zagorzałych wyznawców najbardziej patriotycznej partii, jaką mój smutny kraj kiedykolwiek miał.
Tylko że to wszystko, co dzisiaj bohaterstwem się nazywa, z bohaterstwem ma tyle wspólnego, co ja obecnie z bogactwem.
Sam fakt śmierci i jej miejsca jeszcze nie czynią z nas bohaterów, a tym bardziej bohaterów narodowych.
Nie zmienia to jednak faktu, że w nagłych zdarzeniach ludzie umierać nie powinni, a że umierają, to już inna bajka, której scenariusz najczęściej sami sobie piszemy.
*
Lubię wojowników, którzy biorą się za bary ze swoja codziennością, ze swoimi słabościami, obowiązkami i zobowiązaniami.
Trzeba nam walczyć z codziennością i chwilą obecną; trzeba nam nieustannie walczyć o siebie, a nie patrzeć nie wiadomo gdzie i rozdrapywać dawno zabliźnione rany.
Codziennie uczę się tej walki. I codziennie padam na twarz. Wiem jednak, że przyjdzie taki dzień, gdy dotrwam do zachodu słońca z tarczą, a nie na tarczy.
*
I co z tego, że chaotycznie wyszło?
Wywaliłem z siebie, co mi na wątrobie leżało i już mi lżej.
Nic mnie tak nie drażni, jak to, że ludzie śmierć najbliższych wykorzystują do doraźnych celów. Napiszę tylko, że to obrzydliwe!
*
Przed chwilą na przykład dowiedziałem się, że w Warszawie działają już jakieś tam fontanny i można już je podziwiać. Stało się to wydarzeniem medialnym na całą Polskę i świat.

Dla mnie to tylko dowód na to, że głupiejemy na całego. Natomiast wśród głupców naprawdę rzadko zdarzają się bohaterowie!
*
Dzisiaj robię sobie polityczny dzień. Ile się da napisać na ten temat, napiszę! 
Wieczorem natomiast o sensacyjnej sprzedaży moich wydanych książek. 
W kamieniu kłótni narodowych zastygłeś symbole!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...