Tak modlił się Sufi.
Nic mi autor poniższej modlitwy nie mówi. Nie znam jego twórczości, ale
modlitwa ujęła mnie.
Zapominam często modlić
się.
Świat mnie pochłania
bardziej niż życie wewnętrzne.
Bardziej dzisiaj służę
mamonie i doraźnym czynnościom niż myślę o sprawach prawdziwie istotnych.
Wiem, że to źle, ale
tłumaczę się okolicznościami, w jakich się znalazłem i czekam cierpliwie, aż
los będzie mi bardziej przychylny.
Nie może przecież być
tak, że ciągle i ciągle pod górę; że ciągle i ciągle pod wiatr.
Teraz modlitwa, a później jeszcze słów kilka.
Boże
mój
kiedy
zwracam się do Ciebie w obecności innych ludzi,
odzywam
się do Ciebie tak,
jak
ludzie przemawiają do Władców i Panów.
Kiedy
zaś wołam do Ciebie w skrytości,
nazywam
Cię tak,
jak
zakochani zwykli określać siebie.
Dlatego
na oczach ludzi mówię do Ciebie: „Boże mój!”
Ale
kiedy jestem sam na sam z Tobą, szepczę: „Ukochany mój!”
Obudzić się z tego, co
odsuwa nas od sensu życia; sensu, którego nikt do końca zadowalająco nie
zdefiniował.
Nieustannie eliminować
myśli i czynności, które nas oddalają od siebie prawdziwych.
Dzisiaj bowiem bardziej
żyjemy dla świata i otaczających nas ludzi, niż dla siebie!
Dla siebie naprawdę
jesteśmy w chwilach modlitwy, medytacji i rozmyślań nad własną kondycją
duchową.
Oglądam program, jak
bardzo telefony komórkowe zmieniły nasze życie. Wynalazcy twierdzą, że telefony
komórkowe wynaleziono po to, aby lepiej kontrolować życie ludzkie i aby je
ułatwić.
A ja nie wiem czy tak
właśnie jest w przypadku tego wynalazku, gdyż, jak ostatnio zauważam, to nie
telefon komórkowy mi służy, ale ja staję się niezauważalnie, do tego bardzo
konsekwentnie, jego niewolnikiem.
Tak samo jest z
telewizją i Internetem.
Komu zależy na tym, aby
odciągnąć ludzi od prawdziwego życia i zatopieniu ich w tegoż życia namiastce, surogacie
życia, takim życiu na niby, czyli nie życiu naprawdę.
*
Cóż zrobić? Zawoła
człowiek pogodzony ze znakami czasu.
Szarpać się jak ja,
mały człowiek, stawiający kolejne pytania bez żadnej nadziei na odpowiedź i bić
rękami wodę życia, płynąc pod jego prąd?
A może dać się unieść
fali tegoż życia, fali modnych ciuchów, kulinariów, topowych gadżetów i w
ogóle?
A może nie robić nic,
tylko czekać końca? Ten koniec na naszym padole łez jest przecież pewny.
Chwile modlitwy,
medytacji i zadumy nad własną kondycją duchową zdają się nieść odpowiedź, że
jednak trzeba walczyć. Czasami trzeba walczyć „pomimo” i „na przekór całemu
światu”, żeby końcu drogi nie krzyczeć „odpuściłem sobie!”
Są w życiu takie
chwile, co drżeniem głosu objawiam. Jakąś straszliwą w piersiach skrzydeł
łopotaniną… – napisałem w jednym ze swoich wierszy.
Coś w tym jest!
*
Później o miejscu, z którego
można już tylko się odbić. Bardziej upaść nie można.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz