5 maja 2016

Terapia modlitwą

Tak modlił się Sufi. Nic mi autor poniższej modlitwy nie mówi. Nie znam jego twórczości, ale modlitwa ujęła mnie.
Zapominam często modlić się.
Świat mnie pochłania bardziej niż życie wewnętrzne.
Bardziej dzisiaj służę mamonie i doraźnym czynnościom niż myślę o sprawach prawdziwie istotnych.
Wiem, że to źle, ale tłumaczę się okolicznościami, w jakich się znalazłem i czekam cierpliwie, aż los będzie mi bardziej przychylny.

Nie może przecież być tak, że ciągle i ciągle pod górę; że ciągle i ciągle pod wiatr.
Teraz modlitwa, a później jeszcze słów kilka.

Boże mój
kiedy zwracam się do Ciebie w obecności innych ludzi,
odzywam się do Ciebie tak,
jak ludzie przemawiają do Władców i Panów.
Kiedy zaś wołam do Ciebie w skrytości,
nazywam Cię tak,
jak zakochani zwykli określać siebie.
Dlatego na oczach ludzi mówię do Ciebie: „Boże mój!”
Ale kiedy jestem sam na sam z Tobą, szepczę: „Ukochany mój!”

Obudzić się z tego, co odsuwa nas od sensu życia; sensu, którego nikt do końca zadowalająco nie zdefiniował.
Nieustannie eliminować myśli i czynności, które nas oddalają od siebie prawdziwych.
Dzisiaj bowiem bardziej żyjemy dla świata i otaczających nas ludzi, niż dla siebie!
Dla siebie naprawdę jesteśmy w chwilach modlitwy, medytacji i rozmyślań nad własną kondycją duchową.
Oglądam program, jak bardzo telefony komórkowe zmieniły nasze życie. Wynalazcy twierdzą, że telefony komórkowe wynaleziono po to, aby lepiej kontrolować życie ludzkie i aby je ułatwić.
A ja nie wiem czy tak właśnie jest w przypadku tego wynalazku, gdyż, jak ostatnio zauważam, to nie telefon komórkowy mi służy, ale ja staję się niezauważalnie, do tego bardzo konsekwentnie, jego niewolnikiem.
Tak samo jest z telewizją i Internetem.
Komu zależy na tym, aby odciągnąć ludzi od prawdziwego życia i zatopieniu ich w tegoż życia namiastce, surogacie życia, takim życiu na niby, czyli nie życiu naprawdę.
*
Cóż zrobić? Zawoła człowiek pogodzony ze znakami czasu.
Szarpać się jak ja, mały człowiek, stawiający kolejne pytania bez żadnej nadziei na odpowiedź i bić rękami wodę życia, płynąc pod jego prąd?
A może dać się unieść fali tegoż życia, fali modnych ciuchów, kulinariów, topowych gadżetów i w ogóle?
A może nie robić nic, tylko czekać końca? Ten koniec na naszym padole łez jest przecież pewny.
Chwile modlitwy, medytacji i zadumy nad własną kondycją duchową zdają się nieść odpowiedź, że jednak trzeba walczyć. Czasami trzeba walczyć „pomimo” i „na przekór całemu światu”, żeby końcu drogi nie krzyczeć „odpuściłem sobie!”
Są w życiu takie chwile, co drżeniem głosu objawiam. Jakąś straszliwą w piersiach skrzydeł łopotaniną… – napisałem w jednym ze swoich wierszy.
Coś w tym jest!
*

Później o miejscu, z którego można już tylko się odbić. Bardziej upaść nie można. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...