30 maja 2016

Wódz znowu dał ciała...

Zapowiadana przeze mnie w dniu wczorajszym kąśliwość właśnie się dzieje, zgodnie z zasadą: Bogu, co Boga; nowemu wodzowi, co wodza!
Chyba nie odkryję nowych lądów, gdy napiszę, że kolejny wypad wybrańców na Litwę na koszt samorządu gminnego stał się już faktem.
Najwidoczniej nowy wódz kolejny już raz, nie wiadomo który, uległ namowom znanego działacza i w wąskim gronie wybranych wyjechał był na Litwę.
Wódz jednak nie zaszczycił jadących autokarem, gdyż postanowił wybrać się na Litwę własnym samochodem. Za to w tymże prywatnym samochodzie zaangażował do pracy, w dniach wolnych od pracy, pracownika zatrudnionego w UM.
Jeśli nie jest plotką to, co powyżej napisałem, to zaistniały fakt powinien wśród niektórych radnych wzbudzić oburzenie i przemożną chęć wyjaśnienia tejże sprawy.
Dla przykładu podam poniżej kilka pytań, na które warto by poznać odpowiedzi na najbliższej sesji rady:
1.   Dlaczego nowy wódz wybrał się prywatnym samochodem, zamiast jechać z grupą autokarem?
2.   Dlaczego zaangażował jako kierowcę w swoim prywatnym samochodzie pracownika UM, zamiast sam kierować?
3.   Czy nowy wódz traktuje tę podróż prywatnym samochodem, kierowanym przez pracownika, jako podróż służbową, w którą został oddelegowany?
4.   Jak ma zamiar zapłacić pracownikowi, który w dniach wolnych od pracy kierował jego prywatnym samochodem?
5.   Jakie korzyści dla małej gminy na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna, wypłynęły z tego wyjazdu?
6.   Czy wyjazd ten był jednym z elementów długofalowej współpracy władz samorządowych małej gminy z odpowiednimi władzami samorządowymi na Litwie?
7.   Jakie sprawy samorządowe zostały omówione z litewskimi partnerami?
8.   … (własne propozycje pytań)

Myślę, że na razie wystarczy pytań.
Myślę też, że przewodniczący KR rady powinien wyjaśnić powyższe kwestie.
Oczywiście biorę pod uwagę fakt, iż przewodniczący, jak i nowy wódz, jest spod znaku czterolistnej koniczyny i nie zdziwię się wcale, gdy w tym temacie niczego nie zrobi.
Ale jest przecież jeszcze gminny prokurator, który tak usilnie tropił moje „przekręty” związane z wyjazdami służbowymi i prywatnymi. Rozliczał mnie z każdego przejechanego kilometra.
Nie sądzę, aby ta sprawa uszła jego uwadze. Wszak jest bardzo dociekliwy i potrafi publicznie pytać o podobne kwestie, zwłaszcza kiedy idzie o finanse gminne.
Wierzę, iż donośnym głosem, wskazując wodza palcem, o wszystko tego ostatniego wypyta i tymże donośmy głosem wyjaśni wszystko wyborcom.

A przecież jest co wyjaśniać. Jeśli bowiem był to wyjazd grupy ludzi i w autokarze pozostawało chociaż jedno miejsce wolne, to nie było potrzeby jechać oddzielnie, angażując przy tym na dwa dni pracownika, który powinien był odpoczywać i nabierać sił do wykonywania swoich obowiązków.
Trzeba też koniecznie wyjaśnić, jakie sprawy samorządowe nowy wódz omawiał ze swoimi litewskimi partnerami w sobotę i niedzielę oraz z soboty na niedzielę.
Można też zapytać retorycznie: Dlaczego angażował kierowcę, skoro jechał prywatnym samochodem?
Odpowiedź na to pytanie powinna być związana z omawianiem ważnych spraw samorządowych z litewskimi partnerami lub partnerami polskimi mieszkającymi na Litwie.
Wiadomo, ile trzeba sie namęczyć na tego typu spotkaniach; ile spraw omówić i przypieczętować.

Przypominam sobie, jak nowy wódz całkiem nie tak dawno „przegonił” samochód służbowy, którego już, notabene, nie ma, i kierowcę do Poronina, i nazad, żeby pilnie wrócić do gminy. „Przegonił” samochód i kierowcę, mimo że miał do dyspozycji, jak ostatnim razem, miejsce w autokarze, którym podróżowała grupa i z którą to grupą pracował wówczas w Poroninie na rzecz małej gminy na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna.

Trzeba cierpliwie czekać, aż wszystko się wyjaśni, a raczej nowy wódz zechce wszystko wyjaśnić. Chyba, że względy formalne nie będą pozwalały albo powyższe pytania nie będą spełniały oczekiwań wodza. Wtedy nikt niczego się nie dowie!

Ja jednak wiem i tak, że nowy wódz kolejny raz dał ciała! Jeśli bowiem zdecydował się uczestniczyć w tej „samorządowej” wyprawie, to powinien swoje cztery litery posadzić na równi z innym uczestnikami wycieczki na siedzeniu w autokarze, równo ze wszystkimi po drodze obradować i znosić trudy wszelkie tak wyczerpującej roboty. Następnie powinien, jak inni uczestnicy, obudzić się spracowany i znów swoje cztery… posadzić, jak inni, nawet gdyby przyszło odchorować strasznie tę całą robotę.
Jeśli zdecydował się na ten wyjazd, pierwszy powinien wsiąść do autokaru i ostatni z niego wysiąść!
Tymczasem człowiek zachowuje się, jak panna, która bardzo by chciała, a jeszcze bardziej się boi i z całej tej wielkiej chęci wychodzą tylko nici.
Nikt mu nie obiecywał, że nie będzie bolało! A jeśli idzie o wodza, to często musi boleć!

Na koniec napiszę, iż wiem, jakich komentarzy nie zabraknie na temat mojego pisania. Na przykład, że czepiam się bez sensu, że piję i wyję, że spłodziłem następny pseudointelektualny tekst, że byłem sto razy gorszy od nowego wodza, a nowy wódz jest sto razy lepszy od starego wodza, że jestem hipokryta i ręka powinna mi uschnąć od takiego pisania albo palce artretyzm powinien mi powykręcać, żebym nie mógł trafić w odpowiedni klawisz na klawiaturze komputera, że straszny ze mnie złośliwiec i człowiek bez honoru, że jestem w ogóle drań i lepiej, żeby mnie już ziemia pochłonęła.
Ale to będą komentarze młotków i przecinaków, o których jeszcze napiszę. To będą komentarze tych, którzy biorą odpowiedzialność za takie wyjazdy służbowe; biorą odpowiedzialność, oczywiście z wodzem na czele!
PS
Gdyby ktoś pytał usilnie o źródło moich informacji, to muszę wydać jaskółki. One mi powiedziały! Jaskółki niech wódz rozlicza!

Jestem też pod wrażeniem milczenia kierowców. Byli tak tajemniczy, jakby wykonywali misję rodem z Jamesa Bonda! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...