Polacy często robią coś dla zasady. To z pewnością
pokłosie naszej słowiańskiej natury. Z drugiej jednak strony to wyraz czystej
głupoty.
Jeśli człowiek robi coś dla zasady, to z reguły zasad
żadnych nie zachowuje, a zdrowa i trzeźwa ocena rzeczywistości jest tylko
marzeniem.
Wiemy, że w chwilach stresu i zaskoczenia, jesteśmy z
reguły szczerzy, bo jak tu skomponować wyrafinowaną słowną obronę, gdy super redaktor podtyka nam mikrofon pod nos, a oko kamery rejestruje każde drgnienie twarzy. Tak też było z szefem małej gminy, którego koledzy nie ostrzegli
przed najazdem mediów i wygadał się przed kamerą co do przyszłych planów. Ciekawe tylko czy są to
jego plany, czy plany kolegów, którzy wydeptują ścieżki, przypominają o
obietnicach, czekać nie potrafią i samodzielnie myśleć nie pozwalają.
Przy komentarzu do mojego urlopu zdrowotnego
zawyrokował szef małej gminy, że dwa lata drwiłem z prawa. Zapomniał tylko dodać, że sam ma swój
udział w tej medialnej szopce, którą skrzętnie wykorzystywał przed wyborami,
nie czekając na decyzje sądów. Teraz nic mu nie pozostaje, jak mówić to, czego
media chcą i czym można ludzi karmić, żeby szum nieco odsunąć od siebie.
Zapewniam szefa małej gminy, że kiedy jego poplecznicy
przestaną się karmić moim nazwiskiem, bo skończy się to niebawem! Wtedy niechybnie przyjdzie czas na szefa małej gminy.
Poczekajmy!
Wygadał się też przed kamerą szef małej gminy, że
decyzję o zamiarze odwołania przynajmniej jednego kierownika jednostki
organizacyjnej w gminie już podjął. Teraz czeka tylko na odpowiedni pu temu
moment.
Wszystko by było w porządku, gdyby publicznie powiedział
„podjąłem”, a on wykrzyczał „podjęłem”! Pitera mówi „piniądze”, jak w dobrej
polskiej komedii, a szef małej gminy „podjęłem” i robi się dużo ciekawiej!
Kobieta niech mówi „podjęłam”, bo się z poprawnością nie
mija. Facet zaś mówi ‘podjąłem”, bo jest facetem i tyle!
Pomińmy ten gruby szczegół. I wróćmy do tematu. Można było
tak wcześniej wyłożyć kawę na ławę. Trzeba kogoś odwołać, bo taki stworzył się
układ. Już coraz jaśniej widać, jak szef małej gminy staje się zakładnikiem
innych. Realizuje ich scenariusz – personalne rozgrywki, umorzenia podatków…
Niech tylko nie kłamie, że sam się w tym wszystkim rozejrzał.
Realizuje nie swój projekt tworzenia zespołu
szkolno-przedszkolnego. Kolega koalicjant chce w ten sposób rozegrać swoją komedię
personalną, bo słynie ze złośliwości i pała chęcią zemsty, czego ukryć nie może
w swoich kwiecistych wywodach podczas wystąpień publicznych, gdy chwali się super pamięcią! A szef małej gminy pokornie realizuje te plany,
choć nie ma bladego pojęcia o kosztach i konsekwencjach.
Niech też nikomu nie wmawia, że zna problemy gminnej oświaty,
strukturę jej zarządzania, wymogi i potrzeby.
Nikt mu z pewnością dotąd nie wspomniał o przeszłości,
kiedy w małej gminie zespół taki funkcjonował i czym to się skończyło. Zanim to
szerzej opiszę, wspomnę tylko, że po pięciu latach działalności zespołu w małej
gminie, trzeba było na przełomie 2007 i 2008 roku pisać plan naprawczy
działalności i funkcjonowania szkoły. Wyniki kontroli kuratoryjnej były
druzgocące. Placówka praktycznie nie realizowała swoich zadań opiekuńczo-wychowawczych.
Wcześniej tego nie było!
Nie wiem czy szefowi i radnym małej gminy wiadomo, jakie
koszty związane są z utworzeniem zespołu szkolno-przedszkolnego. Nie mówiąc już
o organizacyjnym bałaganie.
Wrócę do tego niebawem.
A teraz o kartach na stole. Powoli stają się jasne
motywy pewnych działań i posunięć szefa małej gminy. Gdyby to były jego
pomysły, to nawet biłbym brawo. Realizuje jednak plany tych, co mu wygrać
pomogli! Musi jednak pamiętać, że jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, to on jest
na celowniku. Tych z tyłu już dawno nie będzie, gdy przyjdzie najmniejsza
porażka! Zatem niech się szybko budzi i działa na własne konto. Bo zegar tyka
niemiłosiernie, a tematy narzekań na poprzednika wyczerpują się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz