15 lutego 2015

Zbyt wielcy, by upaść



Nie zawsze zdajemy sobie sprawę, jak bardzo nasza codzienna finansowa stabilizacja zależna jest od kilku osób!
Nawet sobie nie wyobrażamy, jakie przykre w skutkach dla przeciętnego zjadacza chleba mogłyby być konsekwencje upadku jednego ze światowych gigantów finansowych. Albowiem współczesne instytucje globalnych finansów powiązane są ze sobą i od siebie zależne jak kolejne klocki misternie ustawionego domina!

„Zbyt wielcy, by upaść” to amerykańska produkcja z 2011 roku. Ekranizacja powieści dziennikarza Andrew Rossa Sorkina, który opisał kryzys finansowy w Stanach Zjednoczonych w pierwszej dekadzie obecnego stulecia. Na marginesie można wspomnieć, że w rolach głównych wystąpili William Hurt, James Woods czy John Hear.
Nie tyle jednak w filmie o obsadę aktorską idzie, co o smutne przesłanie, jakie ten obraz ze sobą niesie. Otóż mamy przed oczyma prezesów wielkich korporacji finansowych i banków, którzy licytują się, kto z nich padnie, a kto się umocni. Gra idzie o dziesiątki miliardów dolarów, choć w tle przewijają się i setki.
Film ogląda się dość ciekawie. Pięknie przedstawiono w nim przygotowania do negocjacji, zakulisowe targi i dyskusje. Świetnie ukazano techniki perswazji przy użyciu wpływowych urzędników państwowych czy też siły pieniądza.
Na pierwszy rzut oka widza może razić amerykańska megalomania, z której wynika to, że jeśli na Wall Street pójdzie coś nie tak, to świat beknie jak nic!
Jeśli jednak głębiej wejrzymy w problem, to całkiem możliwe, że tąpnięcie tam, dość boleśnie odczuje przeciętny, jak ja, szarak w kraju nad Wisłą.
Oglądając film, dochodzimy do wniosku, że pieniądz jako narzędzie gry, nie zna granic, nie jest ograniczony barierami językowymi czy też systemami ustrojowymi państw.
Twórcy filmu świetnie zbudowali napięcie, choć akcja rozgrywa się gównie w ekskluzywnych biurach instytucji finansowych.
To smutny obraz elit finansowych światowego mocarstwa, które tak naprawdę poza cyframi zysków i strat w wirtualnym pieniądzu nie widzą prostego człowieka, jakże od ich decyzji uzależnionego.
Drugim przykrym wnioskiem, jaki płynie z tego filmu, jest fakt, iż rzeczywiście w krajach wysokorozwiniętych stworzono taki system finansowy, połączony w globalną sieć zależności, które zniknęły gdzieś z pola widzenia nawet samym twórcom. I upadek jednej instytucji, jak choćby wielkiego banku, pociąga za sobą upadek innych na zasadzie domina.
Finał filmu to interwencja rządu Stanów Zjednoczonych, szantaż wobec prezesów największych banków w USA i zażegnanie kryzysu, na którym ucierpieliby przede wszystkim prości ludzi.
Tytuł filmu, choć dość patetycznie brzmi, niesie ze sobą duży ciężar treści. Rzeczywiście we współczesnym świecie funkcjonują instytucje finansowe, na upadku których nikomu nie zależy, ponieważ konsekwencje tychże upadków są nie do przewidzenia. Może dlatego prezesi, zarządy i rady nadzorcze nie przejmują się zbytnio podejmowanym ryzykiem. W najgorszym wypadku, w wypadku podjęcia błędnych decyzji czekają ich co najwyżej wielomilionowe odprawy i kolejne lukratywne stanowiska w finansowej machinie. Same zaś instytucje będą trwać dalej, gdyż trwać muszą dla zachowania finansowej równowagi sił.
Film jak najbardziej do obejrzenia choćby i z tego powodu, że ukazuje dzisiejszą bombę krachu finansowego wiszącą nad światem. Warto się przy tym zastanowić, czym jest przy tym interwencja wojsk rosyjskich na Ukrainie albo kolejny atak terrorystyczny w jakiejś tam części świata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...