21 lutego 2015

W samotności...

Chrystus na pustyni potwierdza swoją drogę!
Budda w samotności medytuje!
Pustelnik ucieka od ludzi, żeby odnaleźć siebie!
Ekscentryczny naukowiec czy artysta chronią się w samotni, żeby dokonać swego dzieła!
Każdy potrzebuje samotności i samotni! Tylko tam jest sobą! Tylko stamtąd wraca sobą do świata ludzi!

42. Wspomnienia
Znikam! Zasłaniam, czym mam, szczelnie wszystkie okna. Przez cały tydzień nie wychodzę na zewnątrz.
Po tygodniu odsłaniam okna i otwieram drzwi.
Słońce oślepia mnie porażającą jasnością. Uparcie patrzę na skrzący się śnieg.
Cieszę się myślą, że znów jestem dla świata, choć nie jestem do końca pewny czy świat o mnie nie zapomniał.
Wystarczył tydzień, żeby uwierzyć, że nie muszę nigdzie biec na oślep – nie ma mnie z przeszłości, jest tylko świat i teraz, i słońce za oknem.
43.
Noc wdziera się przez nieszczelne drzwi Szopy. Odblask ognia z kominka i ja piszący niemalże po omacku.
Wieczorem był Hubert. Przyniósł śliwowicę. Sączyliśmy trunek przez kilka godzin, jak lekarstwo na odwieczną ludzką dolegliwość – bycie sobą!
Hubertowi brakuje zaciętości w dyskusji. Nie potrafi bronić swego zdania jak Darek czy Jarek, których z rozrzewnieniem wspominam z dobrych lat studiów, kiedy to kłótnie do świtu nie przynosiły żadnego rozstrzygnięcia. Rozstawaliśmy się o wschodzie słońca z obietnicą na wargach, że następnej nocy podejmiemy na nowo walkę.
A Dzisiaj? Wszystko oscylowało pomiędzy: zgadzam się; może trochę inaczej; sądzę, że to nie tak... Za dużo potulności w walce, zwłaszcza w walce o siebie!
Profanacją jest łagodna dyskusja o pijącym cykutę Sokratesie – to nie bitwa, to odwrót!
44. Wspomnienia
Praca w szkole...to nie był dla mnie zły czas!
To były źle przeżyte przeze mnie dni!
45.
Napisałem list do siostry. Zawsze odwiedzałem ją przynajmniej raz w roku, w dniu jej urodzin. Dziś napisałem list, którego nie wyślę. Zrozumie!
Cały dzień snułem się po Szopie jak ćma nadaremnie szukająca płomienia, w którym mogłaby spłonąć.
Nie było płomienia!
Zabrakło ciemności!
46.
Dziwny spokój myśli. Cały dzień spędzony z Izą i Hubertem. Nie mówiliśmy dużo. Ona krzątała się po Szopie i robiła małe porządki. Nie oponowałem nawet wtedy, gdy zaczęła przestawiać moją skromną biblioteczkę.
Jeszcze wczoraj kłóciłbym się z każdym, kto tak, bez pytania, dotykałby moich książek. A tu milczenie i zgoda. Cóż to znaczy spędzić jakiś czas w samotni!
Piłem herbatę i patrzyłem na jesienny krajobraz. Zmęczone pola, płaczące łąki, łkające drzewa i uśpione lasy. Jakże wszystko szczęśliwe w układaniu się do snu! Jakże wszystko szczęśliwe w umieraniu! Aż strach!
Wspomnienie o Marku opanowało mnie bez reszty.
Zawsze, gdy wyjeżdżałem, okropnie za nim tęskniłem, ale w domu nie potrafiłem poświęcić mu nawet godziny. Dziś cały wszechświat skurczył się do rozmiarów dziecięcego uśmiechu, maleńkich dłoni, płaczu i trwożliwego bicia serca – nie ma od tego ucieczki!
(…)
48.
Mania zapisywania każdego skrawka papieru. Szczelnie wypełniam literami wszystkie czyste miejsca na różnych szpargałach.
Nigdy nie potrafiłem pisać bezpośrednio na maszynie czy komputerze!
Tylko pióro potrafi biec za tokiem moich myśli!
Od rana milczę jak zaklęty!
Horrorem jest zmuszanie ludzi do bycia mądrymi! I to w dodatku mądrymi na naszą miarę!
49.
Historia ludzkiego cierpienia spływa krwią i zawodzi płaczem. Dziś Abraham prowadził swego syna, którego przeznaczył na ofiarę Bogu. Sam akt zawierzenia, że tak właśnie trzeba, zniewala. Fizyczny akt miał być tylko nikłym dopełnieniem tego, co stało się już w duszy ojca. Ogrom Boga łagodzi nieco Jego rezygnacja w ostatniej chwili z dowodu wiary w Niego.
Marzenia ludzkości opływają krwią i oczyszczają się we łzach – Dedal grzebie Ikara, Prometeusz wisi przykuty do skały, Chrystus krzyczy na krzyżu, a Abraham kroczy przez wieki złożyć w ofierze swoje największe marzenie – syna, który miał mu zapewnić nieśmiertelność.
50.

Zapasy mojego Zwariowanego Przyjaciela topnieją. Kiedy znów przybędzie? Nie wiadomo. Zaczynam myśleć o przeklętej mamonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...