Kto powiedział, że modlić się można tylko w kościele?
Kto powiedział, że tylko w kościele dostępujemy przebaczenia? Kto mnie
przekona, że pełen życia las jest gorszym miejscem pojednania z Bogiem niż
konfesjonał czy świątynia pełna ludzi? Chrystusowi wystarczyła pustynia!
Problemów małego człowieka z wielkim katechizmem część II.
Idę przed siebie. Wokół pokryte śniegiem pola i łąki.
Dmie porywisty wiatr. Kiedy jednak promienie słoneczne zdołają się przedrzeć
przez zaporę ciężkich chmur, czuję na twarzy ich ciepły dotyk. Zaraz wiosna,
myślę. Zmartwychwstanie dzieje się nieustannie na moich oczach.
Temperatura poniżej zera. Słyszę skrzypienie śniegu
pod butami. Biel pól i łąk pomaga mi skupić myśli na tym, z czym wyszedłem na
swoją wędrówkę. Jest cicho! Nie tak jak wiosną czy latem! Nie przeszkadzają w
rozmyślaniach krzyczące zielenią drzewa, kwiaty na łące, śpiew ptaków. Wiosną i
latem nie sposób się tu skupić. Wtedy w każdej chwili zbyt wiele się dzieje.
Dzieją się kolory. Dzieje się radość śpiewu. Dzieje się życie!
Teraz też jest tu pełno życia! Jest jednak ono ukryte
w swoim corocznym śnie, przygotowywaniu się do wiosennej inwazji.
Ileż trzeba mieć siły, żeby tak wiosennie wybuchnąć?
Czy ktoś kiedyś próbował obliczyć energię, jakiej potrzeba, aby pękł pąk z
ukrytym wewnątrz liściem albo płatkami kwiatu? Ileż trzeba energii i jakiegoż
wspaniałego w swojej konstrukcji systemu irygacyjnego, który zasili najdalszy
zakątek budzącego się z zimowego snu drzewa, kwiatu, źdźbła trawy? Wątpię, aby
Sumerom śnił się taki system, choć z pewnością, będąc właśnie twórcami systemów
irygacyjnych, z pewnością naturę podglądali!
Lubię chodzić po lesie i polach! Podczas takich
wędrówek, widzę, jak wokół mnie nieustannie dzieje się cud. To nieustający
karnawał życia, który potrafi umysł małego człowieka przyprawić o zawrót głowy.
Idę wśród ośnieżonych pól. Słyszę skrzypiący pod
butami śnieg. Czuję całym sobą tę porażającą, na chwilę uśpioną, teraz
niedostrzegalną, gotowość natury do kolejnego cyklu życia. Czuję, jak wszystko,
co wokół żyje, kipi w swoim śnie i czeka na dogodny moment na zmartwychwstanie.
Biała przestrzeń z uśpionymi kępami drzew i krzewów
wdziera mi się do oczu. Dalekie zarysy cmentarzy są i były dla mnie zawsze
niczym bramy do wnętrza prawdziwego życia.
Zanim stanę się przestrzenią, przywołuję się do
porządku. Wyszedłem przecież przemyśleć kolejną część, kolejny fragment
katechizmu katolickiego, z którym powinienem iść przez świat i według którego
wskazań powinienem żyć. Próbuję zebrać myśli. Choć wiem, który to już raz, że
mój ograniczony człowieczy rozum niewiele mi pomoże w dociekaniu prawdy wiary.
W katechizmie katolickim czytamy, że największa
tajemnicą naszej wiary jest tajemnica Trójcy Świętej, czyli Bóg Ojciec, Syn
Boży i Duch Święty w Trójcy Świętej.
Katechizm i nauka Kościoła głoszą, iż trójca Święta w
swojej substancji, substancji boskiej, jest nierozdzielna.
My natomiast poprzez chrzest jesteśmy wezwani do
uczestnictwa w życiu błogosławionej trójcy „na ziemskim padole – w mroku
niewiary, a po śmierci – w wiecznej szczęśliwości”.
Pytam siebie wśród łąk, pól i lasów czy mogę tu
wielbić Boga? Czy koniecznie muszę to czynić w kościele, gdzie wiele spraw i
ludzi, w słabości mojej ludzkiej, przeszkadza mi w tym skutecznie? Czy tam,
mimo tychże moich słabości, jestem bliżej Niego, nawet w Trójcy Świętej
zjednoczonego i rozdzielonego, czy też tutaj, w samotności i z przestrzenią przyczajonej
w zimowym śnie Naturze w oczach?
Nie wiem!
Amerykański socjolog Peter Berger twierdzi, iż dla
judaizmu i chrześcijaństwa wspólna była niegdyś koncepcja transcendentnego
Boga. Tenże Berger uważa, że chrześcijański (uściślijmy – rzymskokatolicki)
rozwój doktryny o Trójcy Świętej, wcieleniu aniołów czy matki Bożej jako
pośredniczce spowodował odejście chrześcijaństwa od monoteizmu. Jak to określił
Berger, chrześcijaństwo zaczarowało na nowo świat, ustanowiło nową wersję
porządku kosmicznego, dodając wiele motywów z innych religii czy wierzeń.
Badacz uważa, że w Kościele katolickim zatrzymał się w
pewnym momencie proces racjonalizacji, a świat magiczny stał się bezpiecznym
uniwersum odniesienia.
Instytucjonalizacja Kościoła katolickiego,
koncentracja tak wielkiej liczby symboli i znaków religijnych w jednej
instytucji dzieli świat na świecki i
logiczny oraz święty i teologiczny.
A wszystko to, zdaniem Bergera, sprzyja sekularyzacji,
czyli zeświecczeniu, o którym będzie jeszcze mowa. Sekularyzacji nie tylko
Kościoła, ale i wiernych.
Niech mi nikt nie wmawia, kiedy stoję wpatrzony w
białą przestrzeń, że magię i tajemnicę religii mogę pojąć swoim rozumkiem!
Jestem racjonalistą? Do końca raczej nie, skoro czuję, że więcej do mnie mówi
wiara i czucie niż szkiełko mędrca i oko, parafrazując wieszcza.
Chodzę zatem po Bożym świecie, słyszę skrzypiący pod
moimi butami śnieg i staram się zrozumieć to, czego rozumem pojąć nie mogę!
Chodzę po Bożym świecie z wiarą w sercu, że Bóg jest
wszechmocny. Dokładnie tak samo, jak za Łukaszem (1,37) stwierdzono w
katechizmie. Dlaczego jednak tłuką mi się po głowie bzdurne myśli, typu: Skoro
Bóg jest wszechmocny i wszechmogący, to niech stworzy taki kamień, którego nie
będzie mógł podnieść czy też unieść!
Między innymi takie zagadnienia godzinami roztrząsaliśmy
na studiach. Wszyscy wówczas obecni wierzyli przy tym, że Bóg z pewnością
wybaczy nam tego typu dywagacje!
Ciągle wśród pól i łąk rozmyślam o tym, w co nakazuje
mi wierzyć Kościół, a czego do końca w formule, w jakiej mi się to sprzedaje,
uwierzyć nie mogę!
Nieśmiałe jeszcze słońce kryje się za linią lasu na
horyzoncie. Mróz i wiatr od razu ze zdwojoną siłą rzucają się na moje odsłonięte
części ciała.
Czas wracać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz