Po przyjęciu i wysłuchaniu
trzech, czterech petentów; po zaaplikowaniu sobie ich skarg na sąsiada, rodzinę
i w ogóle życie niby do kitu, nachodzi człowieka ochota schować się do mysiej
norki, żeby mieć czas zna zrozumienie, że tak naprawdę, to nie mój problem; że
tak naprawdę, to mnie nie dotyczy!
A jednak!
Kolejny
inny dzień
Postanowiłem odpocząć i
udałem się do lekarza rodzinnego. Pokrzyczał na mnie trochę i zobowiązał, że
muszę o siebie zadbać. Przepisał mi zestaw witamin zalecił, żeby trochę
pobyć z rodziną i spróbować oderwać się od samorządowej rzeczywistości.
Na razie tydzień
zwolnienia, a później zobaczymy, powiedział.
Siedzę więc od kilku
dni w domu, sprzątam, rozmawiam z żoną, wychodzę na spacery do lasu, staram się
bawić i rozmawiać z synem. Najgorsze są noce, kiedy budzę się kilkakrotnie i myślę
o pracy. Ręce mi drętwieją i pocę się nienaturalnie.
Kontaktuję się z
urzędem w sprawach bieżących i przeżywam każde ewentualne niepowodzenie. Wiem,
że lekarz mi zabronił, ale nie mogę się powstrzymać.
Zauważyłem, że robota w
samorządzie oddaliła mnie od rodziny. Staram się ich chronić przed całym tym
bagienkiem.
Uciekać jak
najszybciej! Tylko dokąd?
Słodki
smak wolności
Komisarz wyborczy
odrzucił skargę komitetu referendalnego. Lekarz przedłużył mi zwolnienie (…)
Starałem się chronić
pracowników przed moimi nerwami i stresem. Nie wszystko jednak da się ukryć i
zbagatelizować. Zwłaszcza kiedy na każdym kroku wszyscy przypominają ci o
problemach, z jakimi to waśnie ty masz się zmierzyć.
Cieszę się zatem dobrą
wiadomością. Cieszę się wolnym czasem przede mną. Cieszę się na przyszłe
rozmowy z najbliższymi i planuję, że będę bliżej nich niż dotychczas.
Samorządowe
sukcesy i codzienność
Zostałem w plebiscycie
lokalnego brukowca wybrany Samorządową Osobowością Roku naszego powiatu.
Wszyscy, którzy brukowiec czytają, gratulują mi sukcesu. Udaję, że się cieszę,
ale tak naprawdę, to nawet nie wiem, o co w tym plebiscycie chodziło. Muszę na
ten temat trochę poczytać (…)
W pracy względny
spokój, nie licząc natłoku spraw bieżących i indywidualnych problemów
mieszkańców. Nie wiedziałem, że każdy indywidualny problem tak mocno będzie
mnie obciążał psychicznie. Po wysłuchaniu problemów trzech czy czterech
petentów czuję się, jakby ktoś przepuścił mnie przez wyżymaczkę.
Bogu,
co Boga…
Zadzwonił dzisiaj do mnie
proboszcz i zaproponował, że będzie negocjatorem pomiędzy mną a komitetem
referendalnym. Jak to ksiądz określił, tamci są zmęczeni i nie chcą dłużej
walczyć, dlatego proponują, abyśmy siedli do stołu i rozmawiali, próbowali
dojść do porozumienia.
Próbują podejść mnie
przez proboszcza! Nie odpuszczają! Z jednej strony szacunek, z drugiej (…) Dlaczego
teraz miałbym rozmawiać z tymi, którzy jeszcze wczoraj kopali mnie
niemiłosiernie, nie oszczędzając moich znajomych i rodziny?
Księdzu powiedziałem,
że muszę mieć jeden dzień na zastanowienie.
(…) kiedy będę chciał z
nimi porozmawiać i dojść do porozumienia, siądziemy sami przy stole. Bez negocjatorów i pośredników.
Niech każdy robi swoje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz