Nawet nie ma mowy, żeby to jakoś poprawiał. Jest przecież sobota, weekend, więc niech leci, jak jest!
Przyjedzie taki dzień, że
umrę fizycznie, to znaczy moje serce przestanie pompować krew i wszystko co
cielesne we mnie, pieprznie, tj. jeśli ciało moje jest jak domek z kart, to
rozleci się albo jeśli jest zlepkiem atomów, to zlepkiem przestanie być, a
stanie się tym, czym świat dookoła jest i czym było przez cały czas, tylko w
zlepku będzie mu tak daleko, jak teraz do …
No, ale przyjdzie taki
dzień, że umrę fizycznie. Zbierze się jakaś grupa ludzi, jedni popłaczą, inni
odetchną z ulgą, jeszcze inni coś tam pomyślą, przeżyją i, można powiedzieć,
będzie po sprawie. Ale nie do końca. Wielu ludzi przecież nie będzie widziało,
że ruszyłem w podróż bez powrotu, wygrałem one way ticket, na przykład ci,
którzy czasem odwiedzają mojego bloga albo moi znajomi z fb. Ludzie ci przez
jakiś czas będą myśleli, że żyję w najlepsze, tylko nie udzielam się ani na
jednym, ani na drugim forum, bo… np. zapiłem, wyjechałem, rozleniwiłem się
strasznie… W umie to każde, poza zapiciem, z tych wytłumaczeń czy domysłów
będzie miało sens, bo ja rzeczywiście wyjadę, rozleniwię się na dobre…
Ale dalej…
Czy ci, którzy nie będą
wiedzieli o tym, że umarłem w Realu i będą myśleli, że nie umarłem jeszcze, to
będzie oznaczało, że nie umrę na dobre, tak na amen, na maksiora?
A jeśli tak, to będzie
oznaczało, że dusza moja spokoju nie zazna, aż umrę naprawdę, w sieci też?
A co z moimi tekstami,
zdjęciami i cała resztą śladów, jakie w sieci zostawiłem i zostawiam?
Pojawiam się tu co jakiś
czas i obsikuję coraz to szerszy teren, który jest niby mój. Z dnia na dzień co
raz więcej tego.
Czy to oznacza, że im więcej
śladów zostawię, tym trudniej mi będzie umrzeć naprawdę?
Myślicie czasem o tym i o
swoich śladach pozostawianych w sieci?
To może być całkiem
nieciekawe – taka tułaczka duszy po wszystkich tych śladach, aż do ich
zniknięcia…
Z drugiej strony to bardzo
chcemy żyć jak najdłużej, więc nie powinno być problemu.
Porzućmy na chwilę tę myśl…
W niektórych plemionach
Indian z Ameryki Północnej wierzono, że jeśli ktoś sfotografuje członka tegoż
plemienia, to cząstka duszy fotografowanego człowieka zostanie zaklęta w
zdjęciu. Duch takiego człowieka po śmierci nie będzie mógł się udać do Krainy
Wiecznych Łowów czy jakiejś tam innej krainy wiecznej, ponieważ cząstka ducha –
ta zaklęta w fotografii – będzie pozostawała nadal w świecie cielesnym, w
świecie żywych.
Przyznacie, że traktujemy
te sprawy zgoła inaczej. O ile Indianie robili wszystko, aby nie pozostawiać
tutaj, na ziemi, śladów, które uniemożliwiałyby później duchowi, duszy, ciału
astralnemu pośmiertną wędrówkę do określonego celu, o tyle my robimy wszystko,
aby pozostawić po sobie na ziemi jak najwięcej śladów.
Ubzduraliśmy sobie, że tak
długo żyć będziemy, jak długo będzie ktoś tam o nas pamiętał albo wspominał,
np. czytając jakiś wpis na fb.
I tak dalej… I tym podobnie…
Et cetera….
PS
Jeśli to dla Was nie ma żadnego sensu, to przecież nikt nie musi tego drugi raz czytać!
Trzymajcie się wszyscy biegnący ku wieczności!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz