15 lipca 2017

Myślicie czasem o tym?

Nawet nie ma mowy, żeby to jakoś poprawiał. Jest przecież sobota, weekend, więc niech leci, jak jest! 
Przyjedzie taki dzień, że umrę fizycznie, to znaczy moje serce przestanie pompować krew i wszystko co cielesne we mnie, pieprznie, tj. jeśli ciało moje jest jak domek z kart, to rozleci się albo jeśli jest zlepkiem atomów, to zlepkiem przestanie być, a stanie się tym, czym świat dookoła jest i czym było przez cały czas, tylko w zlepku będzie mu tak daleko, jak teraz do …

No, ale przyjdzie taki dzień, że umrę fizycznie. Zbierze się jakaś grupa ludzi, jedni popłaczą, inni odetchną z ulgą, jeszcze inni coś tam pomyślą, przeżyją i, można powiedzieć, będzie po sprawie. Ale nie do końca. Wielu ludzi przecież nie będzie widziało, że ruszyłem w podróż bez powrotu, wygrałem one way ticket, na przykład ci, którzy czasem odwiedzają mojego bloga albo moi znajomi z fb. Ludzie ci przez jakiś czas będą myśleli, że żyję w najlepsze, tylko nie udzielam się ani na jednym, ani na drugim forum, bo… np. zapiłem, wyjechałem, rozleniwiłem się strasznie… W umie to każde, poza zapiciem, z tych wytłumaczeń czy domysłów będzie miało sens, bo ja rzeczywiście wyjadę, rozleniwię się na dobre…
Ale dalej…
Czy ci, którzy nie będą wiedzieli o tym, że umarłem w Realu i będą myśleli, że nie umarłem jeszcze, to będzie oznaczało, że nie umrę na dobre, tak na amen, na maksiora?
A jeśli tak, to będzie oznaczało, że dusza moja spokoju nie zazna, aż umrę naprawdę, w sieci też?
A co z moimi tekstami, zdjęciami i cała resztą śladów, jakie w sieci zostawiłem i zostawiam?
Pojawiam się tu co jakiś czas i obsikuję coraz to szerszy teren, który jest niby mój. Z dnia na dzień co raz więcej tego.
Czy to oznacza, że im więcej śladów zostawię, tym trudniej mi będzie umrzeć naprawdę?
Myślicie czasem o tym i o swoich śladach pozostawianych w sieci?
To może być całkiem nieciekawe – taka tułaczka duszy po wszystkich tych śladach, aż do ich zniknięcia…
Z drugiej strony to bardzo chcemy żyć jak najdłużej, więc nie powinno być problemu.
Porzućmy na chwilę tę myśl…
W niektórych plemionach Indian z Ameryki Północnej wierzono, że jeśli ktoś sfotografuje członka tegoż plemienia, to cząstka duszy fotografowanego człowieka zostanie zaklęta w zdjęciu. Duch takiego człowieka po śmierci nie będzie mógł się udać do Krainy Wiecznych Łowów czy jakiejś tam innej krainy wiecznej, ponieważ cząstka ducha – ta zaklęta w fotografii – będzie pozostawała nadal w świecie cielesnym, w świecie żywych.
Przyznacie, że traktujemy te sprawy zgoła inaczej. O ile Indianie robili wszystko, aby nie pozostawiać tutaj, na ziemi, śladów, które uniemożliwiałyby później duchowi, duszy, ciału astralnemu pośmiertną wędrówkę do określonego celu, o tyle my robimy wszystko, aby pozostawić po sobie na ziemi jak najwięcej śladów.
Ubzduraliśmy sobie, że tak długo żyć będziemy, jak długo będzie ktoś tam o nas pamiętał albo wspominał, np. czytając jakiś wpis na fb.

I tak dalej… I tym podobnie… Et cetera…. 
PS
Jeśli to dla Was nie ma żadnego sensu, to przecież nikt nie musi tego drugi raz czytać! 
Trzymajcie się wszyscy biegnący ku wieczności! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...