4 lipca 2017

Wódz małej gminy na premiera

Dzisiaj swoją Małą Ojczyznę widzę tak – na tronie umieszczono marionetkę, którą porusza kilku kardynałów Richelieu!
Kto nie ma pojęcia o budowaniu w szerokim tego słowa rozumieniu, nie powinien w ogóle pchać się do samorządu. Życie zna jednak przypadki, że tacy właśnie ludzie w samorządzie funkcjonują…
Dług publiczny w Polsce przekroczył już bilion złotych, ale rządzący mówią, żeby zachować spokój! Tymczasem w małej gminie na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna, chwali się, że oddłuża gminę.
Może ktoś mi wyjaśni stan umysłu takiej osoby?

W „Samorządowym getcie” opisuję pewne mechanizmy sprawowania władzy w gminach na końcu świata. opisuję też wybrane sposoby tłumaczenia się wyborcom z nicnierobienia albo z robienia mniej niż mało. Jednym z takich tłumaczeń jest to, że środków własnych brak i dlatego nie robię tego, co zrobić bym chciał. To takie wyświechtane tłumaczenie, gdyż każdy rozsądnie myślący człowiek wie, że w kraju nad Wisłą w zdecydowanej większości samorządów gminnych środków własnych zawsze na coś tam brakuje.
Kiedy ostatnio, przy okazji udzielenia absolutorium wodzowi małej gminy na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna, przeczytałem, że wódz tłumaczy się mało robieniem tym, że spłacać musi długi poprzednika, to uśmiechnąłem się. Mam trochę za sobą i takie teksty nie denerwują mnie, tylko śmieszą i pokazują, z jakim burakiem po drugiej stronie mam do czynienia.
Facet po prostu nie wie, o co w samorządzie chodzi. A już wiedzieć powinien, bo ile lat będzie się tego uczył!
Przypomniałem tez sobie siebie, jak na początku swojej samorządowej kariery zwalałem na mojego poprzednika, że zadłużył gminę, a ja, biedny, muszę tyle nadrabiać.
Szybko zrozumiałem, jaki jestem biedny, że tak właśnie myślę. Poza tym trzeba tu zaznaczyć, że ja używałem tego typu gadki po to, aby coś konkretnego zrobić – najpierw zreorganizować gminną sieć szkół, a później budować…. Udało mi się, ale do dzisiaj czuję do siebie niesmak, gdy myślę, że niektórymi swoimi niepowodzeniami obarczałem moich poprzedników.
Na szczęście mam to dawno za sobą.
Dopuszczałem się więc krytyki moich poprzedników, żeby coś tam zrobić i wspólnie z grupą radnych całkiem niemało zrobiliśmy. Dzisiaj natomiast czytam, że nowy wódz spłatą wcześniej zaciągniętych kredytów tłumaczy swoją samorządową bierność i brak pomysłu na gminę.
Nowy wódz już powinien wiedzieć, że w samorządzie zawsze dziedziczymy po poprzednikach to, co nam leży, jak i to, co nam wcale nie pasuje. To taka samorządowy fakt i przez trzy lata siedzenia na tronie wodza można się tego nauczyć z palcem w nosie, bez zbędnego wysiłku. Dlaczego do wodza to nie dociera, nie wiem.
Podkreślę tylko, że z kredytów, na które tak narzeka wódz, wybudowano m.in. drogę w jego rodzinnej miejscowości (z udziałem środków zewnętrznych) i załatwiono na dobre wiele innych spraw. Nawet ślepy to zauważy.
Nowy wódz nie spłaca po mnie żadnego kredytu konsumpcyjnego, tylko kredyty inwestycyjne. Nie wiem tylko czy w swojej wielkości łapie on różnicę między jednym a drugim rodzajem kredytu.
Uśmiecham się, ponieważ pomyślałem, że można by tu się zabawić w takie – Co by było, gdyby…? I tak, co to by było, gdyby obecny wódz musiał się zmierzyć w swojej pierwszej kadencji z wodociągowaniem gminy, gdyby zastał gminę, w której nie było wybudowanej nawierzchni praktycznie na żadnej gminnej drodze dojazdowej do poszczególnych  miejscowości, gdyby zastał  błotniste ulice w miasteczku… itp.
Co też wtedy zrobiłby nasz wódz?
Płakałby chyba dużo głośniej, niż dzisiaj! A wiadomo przecież, że chłopaki nie płaczą!
Ja wiem, że termomodernizacja czterech budynków użyteczności publicznej w gminie, że wybudowanie kawałka drogi gminnej (ze środków własnych i warto by to dokładnie sprawdzić, jeśli idzie o zakres wykonanych robót, ale może kiedyś) jako spłatę zobowiązania przedwyborczego… to niewiele, jak na trzy lata urzędowania.
Dlatego trzeba jakoś to wytłumaczyć, jak choćby tym, że poprzednik zadłużył gminę i ja muszę to zadłużenie spłacać, dlatego tak mało robię.
Trzeba to nazwać tak. Robię tak mało, ponieważ nie mam pomysłu, co i jak mam zrobić! Brakuje mi planu, brakuje wizji, brakuje wyobraźni.
Widzę tu człowieka, którego ktoś wywindował na jakieś stanowisko i przez to ten ktoś osiągnął coś dla siebie. nie oszukujmy się, taki wódz jest potrzebny tym, którzy mają wizję osiągnięcia swoich celów, mają plan działania i ten plan realizują.
Wódz powinien skupić się dzisiaj na tym, żeby wykazać wyborcom oszczędności, które wynikły z połączenia SP i Miejskiego Przedszkola w ZSP. Już można to dokładnie wyliczyć i pokazać wyborcom, że to był naprawdę krok oszczędnościowy, a nie zabieg, żeby pozbyć się niewygodnego dyrektora i ugrać stołek dla wyborczego sprzymierzeńca.
Jeśli tych oszczędności nie wykaże, to dowód, że robił to, co mu inni kazali, był tylko narzędziem, wykonawcą poleceń…
Nie neguję ocieplenia budynków użyteczności publicznej. To zawsze świetna sprawa w kwestii energetycznej, ale i estetycznej.
Na miejscu wodza wyjaśniłbym jednak wyborcom kwestię pomp ciepła i wszystkie koszty związane z ich instalacją. Pokusiłbym też się o to, aby wyliczyć czas amortyzacji tych urządzeń. Jakim czasie, po odjęciu kosztów inwestycji, zaczną przynosić oczekiwany zysk, czyli oszczędności w stosunku do starego sytemu grzewczego.
Wódz małej gminy powinien wiedzieć, że nie wszystkie nowiki są dla samorządu opłacalne. Może się bowiem okazać, że fundujemy następcy drogi w utrzymaniu gadżet, może nawet droższy niż spłacane obecnie kredyty inwestycyjne.
Małym gminom na końcu świata nie potrzeba dzisiaj złotoustych wodzów, którzy kiepsko grają rolę wszystkowiedzących. Tam potrzeba ludzi potrafiących ryzykować nawet właśnie szczęścia po to, aby zrobić  coś dla innych. Potrzeba tam ludzi z wyobraźnią!
Pomyślałem też, że ostatnie wystąpienie wodza może być pierwszą odsłoną strategii przyszłej kampanii wyborczej – niewiele zrobiłem, bo nie miałem środków…! Pewnie już nie będzie mowy o kolegach partyjnych siedzących na stołkach wyżej, którzy mieli z małej gminy w ciągu jednej kadencji uczynić Eldorado.
Żeby coś zrobić, trzeba wiedzieć, co chce się zrobić! Trzeba też mieć pomysł, jak to zrobić. Reszta to kwestia czasu!
I jeszcze jedno. Wiecie czego mi brakuje w tej kadencji władz samorządowych?
Dlaczego nie słyszę pytań…, dlaczego nie słyszę krzyków…, dlaczego nikt głośno nie domaga się… budowy hali gimnastycznej?
Czyżby radni, miłośnicy sportu w gminie, doszli do wniosku, nie są już zainteresowani tą inwestycją?
Wiem!
Trzeba spłacać kredyty!
Jeśli tak, to może wodza na premiera. Oddłuży kraj w ciągu lat kilku, a nasze dzieci będą za lat trzydzieści paść kozy!


I tyle, na razie, moich samorządowych impresji!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...