10 lipca 2017

Samorządowe impresje

Na emigracji podglądałem rozwiązania pewnych społecznych problemów w małych społecznościach.
Ogólnie Anglia mi nie leży, ale można w tym kraju podpatrzeć niektóre rozwiązania w załatwianiu spraw czy ułatwianiu ludziom życia i spróbować je przenieść na grunt Polski. W sumie to na tym polega rozwój.
A wszystko z myślą o ewentualnych przyszłorocznych wyborach samorządowych.
Tak sobie myślę, że dzisiaj w gminie panuje taki marazm, tak bardzo wiele się robi, żeby nic konkretnego nie robić, że trzeba koniecznie wystartować i choć na chwilę rozruszać gminne towarzystwo.
Może w końcu obudzą się obecnie rządzący i wymyślą coś, co znajdzie uznanie w oczach wyborców i co będą mogli zaliczyć na swój plus. No i zrealizują choć po części obietnice z poprzedniej kampanii wyborczej.
Mieszkańcy małej gminy na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna pamiętają chyba obietnice obecnie panujących.

Mnie w pamięci utkwiły zapewnienia wodza, że jego koledzy partyjni zasiadający na stołkach wyżej będą pomagali mu strasznie posprzątać małą gminę, z której przez czas swojego władania miałem uczynić istną stajnię Augiasza.
Kasa miała spłynąć rzeką do małej gminy i miało być tak, że już nigdy tak nie będzie. No i chyba tak właśnie jest!
Po powrocie po dłuższej tutaj nieobecności rzucił mi się w oczy fakt, że straszne pusto się robi w miasteczku tuż po zamknięciu sklepów. Jakby ludzi wymiotło! Jasne, że wydało mi się to dziwne, zwłaszcza że przez ostatni rok mieszkałem w mieście, które praktycznie nie zasypia.
Myślałem też ostatnio dużo, przy okazji pracy nad „Samorządowym gettem”, o tym, co gminie się opłaca. A wiadomo, że opłaca się gminie to, co służy większości mieszkańców.
Od razu, przy takim rozmyślaniu, przypomniały mi się wszelkiego rodzaju nasiadówy samorządowe, które są wykorzystywane przez rządzących jako wydarzenia lokalne. Tymczasem nie przynoszą one nic dla społeczności gminnych. Są co najwyżej jakimś rodzajem oddolnego folkloru politycznego albo współczesną formą igrzysk dla ludzi, którym chleba nie brakuje.
O co mi chodzi, wyjaśnię na dwóch przykładach. Choć będę opisywał czasy współczesne i wydarzenia dla mieszkańców małej gminy znane oraz podane im na tacy jako wydarzenia wielkiej wagi, to zaznaczę od razu, że ja brałem udział w wielu takich nasiadówkach i też ogłaszałem to jako wydarzenia wielkiej wagi.
Teraz, z dystansu (błogosławieństwo dystansu w spojrzeniu na pewne sprawy), widzę, że poza walorami rozrywkowymi i estetycznymi takie działania samorządowi gminnemu nie dają nic, co najwyżej przynoszą ewentualne dodatkowe koszty.
Należy przy tym zaznaczyć, że z takich imprez korzysta wybrana grupa ludzi, a płacą za nie wszyscy mieszkańcy gminy!
Opisanie wydarzenia wszyscy mogą znaleźć z gazetce wydawanej przez małą gminę Nowina Stawiskowska. To fajna forma reklamy, którą uprawiają obecnie rządzący od góry do dołu. Sam to robiłem, trochę w inny sposób.
„Nowina” to znaczeniowo nowa wiadomość, zatem liczba mnoga tegoż rzeczownika w tytule byłaby bardziej na miejscu, ale to tylko szczegół, choć to w szczegółach tkwi diabeł.
Wybrałem dwa wydarzenia przedstawione w gazetce jako ważne i mające gminie przynieść wymierne korzyści, a takich korzyści w żaden sposób mieszkańcom nie przyniosą.
Pierwsze wydarzenie to uczestnictwo wodza w Zgromadzeniu Ogólnym Gmin Wiejskich Województwa Podlaskiego w…  W tekście czytam, że to „Trudnych rozmów samorządowych ciąg dalszy…”
Pytam więc: „Trudnych dla kogo?” Mnie te rozmowy nigdy nie sprawiały trudności! to takie gadanie dla samego gadania.
Na tego typu zebraniach spotyka się samorządowa śmietanka województwa oraz innych wojewódzkich instytucji samorządowych i rządowych. Mówi się o tym, co wszyscy wiedzą i dyskutuje na tematy, na które nikt z zebranych nie ma żadnego wpływu, gdyż dotyczą one kompetencji rządu, a nie zebranych. Mówi się jednak tak poważnie, jakby zebrani mieli moc decydowania o sprawach dla Polski i Polaków strategiczne. Ale to nadal tylko gadanie dla gadania.
Tym razem najważniejszym punktem debaty były zmiany prawne w Polsce i zmiany w organizacji polskiej oświaty.
Nie wiem, nad czym tu dyskutować? W Polsce zmiany prawne wprowadza się od dziesięcioleci w takim tempie, że przeciętny samorządowiec za tym nie nadąża. A tu przedstawia się to tak, jakby spadło to na debatujących jak grom z jasnego nieba.
Pamiętam, że byłem nielubiany przez część samorządowców za swoje podejście do tych spraw, gdyż głośno mówiłem, że tego typu debata, że to nic innego, jak tylko bicie piany, a nazywamy to tak, jakbyśmy mieli decydować o być albo nie być świata gminnego.
Co innego jeśli idzie o wymianę doświadczeń pomiędzy poszczególnymi samorządowcami w rozwiązywaniu gminnych problemów! Takie spotkania to skarbnica samorządowej wiedzy popartej praktyką dla wszystkich samorządowców, którzy chcą się czegoś nauczyć!
Dlatego uczciwie jest, gdy mówimy o tym, że jedziemy na jakąś tam nasiadówę, żeby od innych nauczyć się lepiej rządzić na własnym podwórku, niż że jedziemy dyskutować i wpływać, np. na kształtowanie prawa w Polsce, bo to ma tyle wspólnego z prawdą, co owal ze ścianą!
Drugim wydarzeniem, które dla małej gminy nie przyniesie żadnych korzyści, było spotkanie z posłem na Sejm Republiki Litewskiej w Wilnie. Wzięła w tym spotkaniu udział śmietanka władz samorządowych małej gminy. Spotkanie dotyczyło prezentacji VI Międzynarodowego Turnieju Oldboyów w piłce nożnej i imprez towarzyszących „Wiosna w Zaścianki 2017”. Czujecie wagę nazwy! Wszystko byłoby jak najbardziej na miejscu, gdyby dotyczyło samorządu małej gminy, a nie stowarzyszenia, które na terenie tej gminy działa i jest organizacją pozarządową i pozasamorządową. To nie była żadna samorządowa wizyta, tylko wizyta o charakterze sportowo-rozrywkowym zorganizowana przez stowarzyszenie i do której trzeba było dopiąć coś takiego, co można by pod pracę samorządowców podciągnąć, bo jak inaczej wytłumaczyć ich tam obecność!!!
Wspomniano na spotkaniu o tym, że organizowane są imprezy o charakterze rekreacyjno-sportowym. I to jest prawda!
Dowiedziałem się z tekstu, że przedstawiciele władz samorządowych małej gminy wyrazili się niezwykle pozytywnie o idei współpracy międzynarodowej jednocześnie podkreślając podziw i dumę, że tak mała gmina, jaką jest Gmina Stawiski, współpracuje z sukcesami ze wspólnotą wileńską. Zadeklarowali również swoje poparcie na rzecz przyszłych wysiłków propagowania hasła przyświecającego corocznym wydarzeniom: „Żyć aktywnie i być młodym do starości”.
Jeśli tak było w rzeczywistości, jak to przedstawia redaktor, to nasi samorządowcy musieli zaliczyć wcześniej niezłą jazdę, żeby mówić aż takie głupoty. Przecież to nie mała gmina współpracuje z maleńką organizacją wileńską, tylko równie maleńka organizacja pozarządową z małej gminy.
Wcale też się nie zdziwię, gdy następnym razem przedstawiciele władz samorządowych małej gminy wyrażą publicznie swoje poparcie na rzecz przyszłych wysiłków propagowania takich haseł, jak: Kochać mocno, umrzeć młodo! albo pójść jeszcze dalej w haśle przez władze samorządowe małej gminy już propagowanego: Żyć aktywnie i być młodym aż do… śmierci!
Plan wyjazdu obejmował również wymianę doświadczeń na temat bieżących zmian zachodzących w polskiej oświacie oraz dyskutowano sytuację szkół polskich na Litwie.
Nie wiem, jakich doświadczeń wymianę stosowano, bo cóż za doświadczenia na temat bieżących zmian w polskiej oświacie może mieć przeciętny Polak taki, jak ja albo Iskiński?
Gdyby napisano o takim wyjeździe, że był to kolejny wyjazd integracyjny grupy ludzi z małej gminy z Polakami mieszkającymi na Litwie, to by miało sens. Ale ubierać to w szmatki samorządowe i dopisywać ideę jakiegoś działania na rzecz małej gminy, to lekka przesada.
Nie jestem przeciwny takim wyjazdom. Poza tym władze samorządowe często mają wręcz obowiązek pojawiania się tam, gdzie swoją działalność promują mieszkańcy z danej gminy.
Jestem jednak przeciwny temu, że nie nazywa się rzeczy po imieniu, tylko – jak to mawiał mój znajomy – pierdli przy tym o jakimś tam samorządowym działaniu.
I jeden i drugi przykład opisanych nasiadówek przerabiałem w swoim życiu nieraz i wiem, co piszę. A jeszcze więcej wiem z perspektywy czasu, z jakiej patrzę na tego typu sprawy.
Takie działania nie przynoszą małej gminie na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna, żadnych wymiernych korzyści! Tym bardziej nie przynoszą żadnych korzyści większości mieszkańców gminy.
A co takie korzyści przynosi?
Po odpowiedź nie do mnie, ale do obecnych władz samorządowych małej gminy!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...