Na emigracji
podglądałem rozwiązania pewnych społecznych problemów w małych społecznościach.
Ogólnie Anglia mi
nie leży, ale można w tym kraju podpatrzeć niektóre rozwiązania w załatwianiu
spraw czy ułatwianiu ludziom życia i spróbować je przenieść na grunt Polski. W
sumie to na tym polega rozwój.
A wszystko z
myślą o ewentualnych przyszłorocznych wyborach samorządowych.
Tak sobie myślę,
że dzisiaj w gminie panuje taki marazm, tak bardzo wiele się robi, żeby nic
konkretnego nie robić, że trzeba koniecznie wystartować i choć na chwilę
rozruszać gminne towarzystwo.
Może w końcu
obudzą się obecnie rządzący i wymyślą coś, co znajdzie uznanie w oczach
wyborców i co będą mogli zaliczyć na swój plus. No i zrealizują choć po części
obietnice z poprzedniej kampanii wyborczej.
Mieszkańcy małej
gminy na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna pamiętają chyba
obietnice obecnie panujących.
Mnie w pamięci
utkwiły zapewnienia wodza, że jego koledzy partyjni zasiadający na stołkach
wyżej będą pomagali mu strasznie posprzątać małą gminę, z której przez czas
swojego władania miałem uczynić istną stajnię Augiasza.
Kasa miała
spłynąć rzeką do małej gminy i miało być tak, że już nigdy tak nie będzie. No i
chyba tak właśnie jest!
Po powrocie po
dłuższej tutaj nieobecności rzucił mi się w oczy fakt, że straszne pusto się
robi w miasteczku tuż po zamknięciu sklepów. Jakby ludzi wymiotło! Jasne, że
wydało mi się to dziwne, zwłaszcza że przez ostatni rok mieszkałem w mieście,
które praktycznie nie zasypia.
Myślałem też
ostatnio dużo, przy okazji pracy nad „Samorządowym gettem”, o tym, co gminie
się opłaca. A wiadomo, że opłaca się gminie to, co służy większości
mieszkańców.
Od razu, przy
takim rozmyślaniu, przypomniały mi się wszelkiego rodzaju nasiadówy
samorządowe, które są wykorzystywane przez rządzących jako wydarzenia lokalne. Tymczasem
nie przynoszą one nic dla społeczności gminnych. Są co najwyżej jakimś rodzajem
oddolnego folkloru politycznego albo współczesną formą igrzysk dla ludzi, którym
chleba nie brakuje.
O co mi chodzi,
wyjaśnię na dwóch przykładach. Choć będę opisywał czasy współczesne i
wydarzenia dla mieszkańców małej gminy znane oraz podane im na tacy jako
wydarzenia wielkiej wagi, to zaznaczę od razu, że ja brałem udział w wielu
takich nasiadówkach i też ogłaszałem to jako wydarzenia wielkiej wagi.
Teraz, z dystansu
(błogosławieństwo dystansu w spojrzeniu na pewne sprawy), widzę, że poza
walorami rozrywkowymi i estetycznymi takie działania samorządowi gminnemu nie
dają nic, co najwyżej przynoszą ewentualne dodatkowe koszty.
Należy przy tym
zaznaczyć, że z takich imprez korzysta wybrana grupa ludzi, a płacą za nie
wszyscy mieszkańcy gminy!
Opisanie
wydarzenia wszyscy mogą znaleźć z gazetce wydawanej przez małą gminę Nowina Stawiskowska. To fajna forma
reklamy, którą uprawiają obecnie rządzący od góry do dołu. Sam to robiłem,
trochę w inny sposób.
„Nowina” to
znaczeniowo nowa wiadomość, zatem liczba mnoga tegoż rzeczownika w tytule
byłaby bardziej na miejscu, ale to tylko szczegół, choć to w szczegółach tkwi
diabeł.
Wybrałem dwa
wydarzenia przedstawione w gazetce jako ważne i mające gminie przynieść
wymierne korzyści, a takich korzyści w żaden sposób mieszkańcom nie przyniosą.
Pierwsze
wydarzenie to uczestnictwo wodza w Zgromadzeniu Ogólnym Gmin Wiejskich
Województwa Podlaskiego w… W tekście
czytam, że to „Trudnych rozmów samorządowych ciąg dalszy…”
Pytam więc:
„Trudnych dla kogo?” Mnie te rozmowy nigdy nie sprawiały trudności! to takie
gadanie dla samego gadania.
Na tego typu
zebraniach spotyka się samorządowa śmietanka województwa oraz innych
wojewódzkich instytucji samorządowych i rządowych. Mówi się o tym, co wszyscy
wiedzą i dyskutuje na tematy, na które nikt z zebranych nie ma żadnego wpływu,
gdyż dotyczą one kompetencji rządu, a nie zebranych. Mówi się jednak tak
poważnie, jakby zebrani mieli moc decydowania o sprawach dla Polski i Polaków
strategiczne. Ale to nadal tylko gadanie dla gadania.
Tym razem
najważniejszym punktem debaty były zmiany prawne w Polsce i zmiany w
organizacji polskiej oświaty.
Nie wiem, nad
czym tu dyskutować? W Polsce zmiany prawne wprowadza się od dziesięcioleci w
takim tempie, że przeciętny samorządowiec za tym nie nadąża. A tu przedstawia
się to tak, jakby spadło to na debatujących jak grom z jasnego nieba.
Pamiętam, że
byłem nielubiany przez część samorządowców za swoje podejście do tych spraw,
gdyż głośno mówiłem, że tego typu debata, że to nic innego, jak tylko bicie
piany, a nazywamy to tak, jakbyśmy mieli decydować o być albo nie być świata
gminnego.
Co innego jeśli
idzie o wymianę doświadczeń pomiędzy poszczególnymi samorządowcami w
rozwiązywaniu gminnych problemów! Takie spotkania to skarbnica samorządowej
wiedzy popartej praktyką dla wszystkich samorządowców, którzy chcą się czegoś
nauczyć!
Dlatego uczciwie
jest, gdy mówimy o tym, że jedziemy na jakąś tam nasiadówę, żeby od innych
nauczyć się lepiej rządzić na własnym podwórku, niż że jedziemy dyskutować i
wpływać, np. na kształtowanie prawa w Polsce, bo to ma tyle wspólnego z prawdą,
co owal ze ścianą!
Drugim
wydarzeniem, które dla małej gminy nie przyniesie żadnych korzyści, było
spotkanie z posłem na Sejm Republiki Litewskiej w Wilnie. Wzięła w tym
spotkaniu udział śmietanka władz samorządowych małej gminy. Spotkanie dotyczyło
prezentacji VI Międzynarodowego Turnieju Oldboyów w piłce nożnej i imprez
towarzyszących „Wiosna w Zaścianki 2017”. Czujecie wagę nazwy! Wszystko byłoby
jak najbardziej na miejscu, gdyby dotyczyło samorządu małej gminy, a nie
stowarzyszenia, które na terenie tej gminy działa i jest organizacją pozarządową
i pozasamorządową. To nie była żadna samorządowa wizyta, tylko wizyta o
charakterze sportowo-rozrywkowym zorganizowana przez stowarzyszenie i do której
trzeba było dopiąć coś takiego, co można by pod pracę samorządowców podciągnąć,
bo jak inaczej wytłumaczyć ich tam obecność!!!
Wspomniano na spotkaniu
o tym, że organizowane są imprezy o charakterze rekreacyjno-sportowym. I to
jest prawda!
Dowiedziałem się
z tekstu, że przedstawiciele władz samorządowych małej gminy wyrazili
się niezwykle pozytywnie o idei współpracy międzynarodowej jednocześnie
podkreślając podziw i dumę, że tak mała gmina, jaką jest Gmina Stawiski,
współpracuje z sukcesami ze wspólnotą wileńską. Zadeklarowali również swoje
poparcie na rzecz przyszłych wysiłków propagowania hasła przyświecającego
corocznym wydarzeniom: „Żyć aktywnie i być młodym do starości”.
Jeśli tak było w
rzeczywistości, jak to przedstawia redaktor, to nasi samorządowcy musieli
zaliczyć wcześniej niezłą jazdę, żeby mówić aż takie głupoty. Przecież to nie
mała gmina współpracuje z maleńką organizacją wileńską, tylko równie maleńka
organizacja pozarządową z małej gminy.
Wcale też się nie
zdziwię, gdy następnym razem przedstawiciele władz samorządowych małej gminy
wyrażą publicznie swoje poparcie na rzecz przyszłych wysiłków propagowania
takich haseł, jak: Kochać mocno, umrzeć młodo!
albo pójść jeszcze dalej w haśle przez władze samorządowe małej gminy już
propagowanego: Żyć aktywnie i być młodym aż do… śmierci!
Plan wyjazdu
obejmował również wymianę doświadczeń na temat bieżących zmian zachodzących w
polskiej oświacie oraz dyskutowano sytuację szkół polskich na Litwie.
Nie wiem, jakich
doświadczeń wymianę stosowano, bo cóż za doświadczenia na temat bieżących zmian
w polskiej oświacie może mieć przeciętny Polak taki, jak ja albo Iskiński?
Gdyby napisano o takim
wyjeździe, że był to kolejny wyjazd integracyjny grupy ludzi z małej gminy z
Polakami mieszkającymi na Litwie, to by miało sens. Ale ubierać to w szmatki
samorządowe i dopisywać ideę jakiegoś działania na rzecz małej gminy, to lekka
przesada.
Nie jestem
przeciwny takim wyjazdom. Poza tym władze samorządowe często mają wręcz
obowiązek pojawiania się tam, gdzie swoją działalność promują mieszkańcy z
danej gminy.
Jestem jednak
przeciwny temu, że nie nazywa się rzeczy po imieniu, tylko – jak to mawiał mój
znajomy – pierdli przy tym o jakimś tam samorządowym działaniu.
I jeden i drugi
przykład opisanych nasiadówek przerabiałem w swoim życiu nieraz i wiem, co
piszę. A jeszcze więcej wiem z perspektywy czasu, z jakiej patrzę na tego typu
sprawy.
Takie działania
nie przynoszą małej gminie na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna,
żadnych wymiernych korzyści! Tym bardziej nie przynoszą żadnych korzyści
większości mieszkańców gminy.
A co takie
korzyści przynosi?
Po odpowiedź nie
do mnie, ale do obecnych władz samorządowych małej gminy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz