Wschodnie
przysłowie mówi, że jeśli robisz dwie rzeczy na raz, to obie robisz źle. Jeśli
natomiast skupiasz się w danym momencie na wykonywaniu jednej czynności czy też
załatwianiu jednej sprawy, jest wielce prawdopodobne, że robisz to dobrze.
Mam
to pierwsze. Snują mi się po głowie tabuny pomysłów i piętrzą dziesiątki spraw
do załatwienia „na wczoraj”. Tak, tak… robię z tym nieustannie porządek,
nieustannie eliminuję wszelki balast, któryt odciąga mnie od tego, co czuję, że
powinienem robić.
*
Zanotowałem
sobie jakiś czas temu, że język polski pod względem poprawności schodzi na psy.
Doszedłem do takiego wniosku, słuchając nei których dziennikarzy z ich
„warszawiakami”, „wrocławiakami” itp.
Do
tego dochodził język reklam, czyli „metoda na głoda” albo „spróbuj banana albo
manhatana”.
Nie
tyle o poprawność językową dziś idzie, co o szokowanie przekazem, a przekaz
szokujący zawsze degraduje rzeczywistość z degradacją języka włącznie. Zresztą
na naszych oczach degradują się i inne wartości uznawane jeszcze wczoraj
niemalże za święte, a dzisiaj ściągane są na samo dno profanum.
Następnie
zrozumiałem, że nie powinienem z tego powodu raczej szat rozrywać. Raczej
stworzyć w sobie azyl wartościom dla mnie ważnym, a co przestało być ważne w
masowym przekazie.
Język,
jak każdy inny twór człowieka na ziemi, ulega ciągłym przemianom. Wymyśliłem
więc w końcu, że każdy jeżyk, jak każdy człowiek, musi w końcu przeminąć, jak
wszystko w ziemskim wymiarze. Tak przecież stało się z językiem Sumerów,
Azteków czy Majów. Dlaczego niby inaczej ma być z językiem polskim czy też
jakimkolwiek językiem na świecie?
Tak
łatwiej trwać w coraz bardziej zachwaszczonej polszczyźnie!
*
Kto
z nas zastanawia się nad tym, jak wiele jedzenia codziennie marnuje się na
naszych oczach?
Kiedy
rozmawiam ze znajomymi, np. o przydrożnych barach, gdzie można dobrze zjeść,
często padają stwierdzenia, że tu i tu dają dobrze jeść, a dania są tak duże,
że zjeść wszystkiego nie sposób. No i część jedzenia pozostaje na talerzu, choć
my nie tyle jesteśmy posileni, co dosłownie obżarci.
Podobnie,
jakże podobnie jest przy posiłkach domowych, grillach i innych nasiadówkach,
podczas których jedzenia jest tak bardzo w nadmiarze, że siłą rzeczy znaczna
część się marnuje.
A
przyjęcia, jak wesela, chrzciny, urodziny i inne?
Odpowiadać
nie muszę, a nawet nie powinienem.
Kiedyś
już o tym wspomniałem, że hedonizm współczesnego człowieka cywilizacji Zachodu
znacznie przewyższa ten znany z dziejów starożytnego Rzymu w czasach
legendarnego rozpasania Rzymian.
Świata
nie zmienię, ale siebie mogę!
Zawsze
trzeba zaczynać od zmian we własnym ogródku.
I
jeszcze domowa mądrość: Głód na świecie, to sztucznie wywołany problem przez nadmiar
i znieczulicę wśród ludzi, jakże wrażliwych!
*
Kiedy
słyszę słowa „sprawiedliwości stało się zadość”, to powinienem myśleć, że żyję
w kraju prawa i sprawiedliwości. Wiem jednak doskonale, że ludzka
sprawiedliwość ze sprawiedliwością niewiele ma wspólnego, a zadośćuczynienie
winie, czyli kara jest często niewspółmierna do popełnionego albo ewentualnie
popełnionego czynu.
W
kraju, w który za domniemane wycięcie dwóch czy trzech wierzb wymierza się
podejrzanemu grzywnę ponad dwustu tysięcy złotych, co może skutkować ruiną
nawet całej rodziny podejrzanego, nie może być mowy o sprawiedliwości.
Taka
kara nie ma nic wspólnego ze sprawiedliwością, jeśli oskarżenie opiera się
tylko o zeznania skłóconego z podejrzanym sąsiadem albo idiotyczną postawą
nowego wodza w małej gminie na końcu świata, gdzie świat się właśnie zaczyna.
Zawsze
uważałem, że prawo powinno przewidywać odpowiednie kary za dane tegoż prawa
naruszenie; że kara powinna być współmierna do winy. Nie można bowiem państwa
nazwać państwem prawa, gdy na szali kładzie się ścięcie jednego drzewa i
egzystencję człowieka.
Urzędnicy
każdego szczebla czy to państwowego, czy to państwowego, nie powinni mieć klap
na oczach, jak konie i stosować prawa literalnie, zwłaszcza tam, gdy idzie o
być albo nie być tego, do którego to prawo ma być zastosowane. Muszą poszukiwać
rozwiązań dopasowanych do konkretnych okoliczności, jak choćby sytuacja
materialna i życiowa oskarżonego; skutki, jakie może wywołać kara czy też
możliwości oskarżonego co do możliwości wypełnienia kary.
Przecież
prawo zostało stworzone dla człowieka, a nie człowiek dla prawa. Tymczasem jest
tak, że jesteśmy niewolnikami prawa….
To
nie szaty zdobią człowieka, tylko człowiek szaty….
Ta
absurdalna sytuacja przypomniała mi moje przeżycia, gdy byłe bezpodstawnie
oskarżany przez ludzi chorych czy też mnie nienawidzących, a prokuratorzy, jak
nawiedzeni, starali się udowodnic wszystkim, że jestem wielbłądem.
Kiedy
miałem okazję być wodzem, miałem zatargi wieloma ludźmi, ale jeden z nich
wyróżniał się szczególnie w chamstwie i oskarżeniach mnie o przekraczanie
prawa. Chciał mnie w ten sposób nakłonić do spełnienia jego żądań. Im bardziej
jego pomysłom się opierałem, tym bardziej stawał się chamski i krzykliwy, a ja
stawałem się jego wrogiem nr 1.
Skończyło
się na tym, że człowiek ów za swoje postępowanie i słowa dostał dwa lata w
zawiasach. Nie czułem żadnej satysfakcji. Nie odwołałem się też od wyroku, choć
mogłem jeszcze facetowi dołożyć kary finansowej. Już karę, jaką otrzymał, uznałem
za wystarczającą i współmierną do winy.
Odpuściłem.
Kiedy jednak zawiasy człowiekowi się skończyły, facet oskarżył mnie o korupcję
i trafiłem na 72 godziny do PIZ, a później około dwóch lat bujałem się po
prokuraturach i sądach.
Skończyło
się wyrokiem mnie uniewinniającym. Co jednak przeżyłem, tylko ja wiem.
Byłem
na gostka zły jak cholera. Kiedy jednak przyszło do tego, żeby pisać pozew
przeciwko niemu, odpuściłem.
Innym
razem dziadek stojący nad grobem oskarżył mnie publicznie, że nie załatwiłem
jego sprawy po jego myśli, gdyż dałem się skorumpować przez jego przeciwnika.
Co
miałam zrobić? Pisać pozew na dziadka i uczyć go rozumu? Przecież to ja od
niego powinienem uczyć się życia!
A
cisi informatorzy? Ileż oni napsuli mi zdrowia!
Do
tego dziennikarze, jakby na usługach mojej opozycji, a przy okazji informatorów
cichych.
Wydaje
mi się, że karą dla nich jest życie z tym, co robili! Jak dla mnie czasami karą
jest życie z tym, co zrobiłem!
Nigdy
nie życzyłem innym tego, co mi niemiłe!
Twierdzę,
że nie należy nigdy dążyć do tego, aby innym przypiąć łaty, których sami nie
lubimy. A ci, którzy nam to robią, niech żyją zanurzeni w swojej radosnej twórczości
dokuczania innym.
*
Nikt
za nas nie wytłumaczy nam otaczającego nas świata. Tylko mi sami możemy
odnaleźć swoją drogę w gąszczu współczesnych absurdów dnia codziennego.
I
na koniec to, co już się rzekło powyżej – nie sposób w pojedynkę zmienić świat
i wyeliminować z niego to, co głupie i śmieszne, ale dość łatwo jest zmienić
siebie, swoje postępowanie i podejście do zjawisk otaczającego nas świata.
Jak
każdy, kto chce świat zmienić, powinien zacząć od zmian właśnie w swoim
ogródku!
I
już naprawdę na koniec myśl Jeana Cocteau: Nie należy mylić prawdy z opinią większości.
|
Kto lubi zmiany, zwłaszcza w swoim ogródku?
|