6 stycznia 2015

Bezdroża mojej wiary, cz. 1.

Już chciałem pisać, że nie chodzę do kościoła z przyczyn czysto podwórkowych, czyli staram się w ten sposób unikać ludzi, którzy pałają do mnie krystaliczna wręcz nienawiścią (Po co mają czuć się w kościele nieswojo!), a także ludzi, za którymi, delikatnie rzecz ujmując, nie przepadam (Po co mam oszukiwać siebie i innych!!!).

Moje rozmyślania na ten temat skutecznie jednak zakłóciła lektura „Katechizmu Kościoła katolickiego w pytaniach i odpowiedziach” (Wydawnictwo JEDNOŚĆ, Kielce 2006). Myśl pobiegła dalej, do poprzedniego postu i fragmentu wiersza Z. Herberta „Homilia”:
(...)
proszę księdza ja naprawdę Go szukałem
i błądziłem w noc burzliwą pośród skał
piłem piasek jadłem kamień i samotność
tylko Krzyż płonący w górze trwał
(...)
To skłoniło mnie do zmiany planów, co do treści tego posta. Chciałbym na jakiś czas zatrzymać się nad wspomnianym katechizmem, czyli tym, czym karmi się nas, katolików, od kołyski, kiedy do końca nie jesteśmy świadomi otaczającego nas świata, który ogranicza się najczęściej do twarzy najbliższych i domowych ścian.
Następnie wg nakazów tegoż katechizmu mamy, my katolicy, postępować w życiu młodzieńczym i dorosłym, a następnie począć i wychować wg tychże wzorów potomstwo, jeśli nie zdecydujemy się na życie w celibacie. Nie zadawać żadnych pytań. Słuchać duchownych, jak i po co żyć! Nie dociekać! Nie rozmyślać ponad to, co jest autorytarnie przez Kościół przyzwolone!
Nie ukrywam, że od dawna kłóci się to we mnie z wpojoną mi w dzieciństwie wolnością. W dzieciństwie wpojono mi jednak róznież silne poczucie wiary i przynależności do Kościoła. W domu codziennie wspólnie odmawialiśmy wieczorną modlitwę (pacierz), nakazywano nam (mnie i rodzeństwu) żyć wg katechetycznych zasad wiary, wymagano posłuszeństwa wobec przedstawicieli Kościoła katolickiego, którzy jawili się w moich oczach niczym pomazańcy Boży i jakikolwiek sprzeciw im uważałem za ciężkie przewinienie, ciężki grzech.
Nie wiem czy jestem wyjątkiem spośród zdeklarowanych dzisiaj katolików w Polsce. Moim zdaniem, miał to raczej każdy, kto w pewnym momencie... No właśnie! Powoli!
Kiedy ściany rodzinnego domu, najbliższe środowisko i dziecięce krajobrazy trzeba było porzucić na rzecz poszukiwań swojego miejsca w życiu, zacząłem odczuwać, że tamten pozostawiony świat był dość ciasny, ale przy tym bardzo szczęśliwy – bez zbędnych pytań, dociekań, poszukiwań. Wszystko poniekąd podporządkowane było zabawie. To też nic nowego: „Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, myślałem jak dziecko, rozumowałem jak dziecko; lecz gdy na męża wyrosłem, zaniechałem tego, co dziecięce”. (1 List do Koryntian 13; 12).
W szkole średniej poznałem ludzi o innych niż katolickie wyznaniach. Byli wśród nich ewangelicy, zielonoświątkowcy, adwentyści dnia siódmego, świadkowie Jehowy... Oczywiście w przeważającej liczbie otaczali mnie katolicy. Wtedy jednak przekonałem się boleśnie, że ilość wcale nie jest tożsama z jakością. Doświadczyłem, w jak ciasnym gorsecie swojego wyznania żyją otaczający mnie katolicy, jak mało w nich otwartości na inne wyznania i chęci do wysiłku w poszukiwaniu swojej drogi do odnalezienia Boga... Nie wspominam już o tym, że żenująca była u mnie i mnie podobnych znajomość Biblii. Ja i otaczający mnie katolicy byliśmy przekonani, że kilka prostych katechetycznych formułek wystarczy w zupełności do zbawienia naszych wyjątkowych dusz, a przynależność do zdecydowanej większości wyznaniowej dawała niesamowite poczucie pewności co do słuszności postępowania i głoszonych racji! To my, schowani za plecami katolickiego księdza; schowani za murem Kościoła katolickiego mieliśmy rację i basta!
I znów Z. Herbert:
(...)
może tak należy mówić ludziom cichym ufającym
obiecywać – deszcze łaski – światło – cud
lecz są także tacy którzy wątpią niepokorni
bądźmy szczerzy – to jest także boży lud
(...)


Na dzisiaj wystarczy! Wrócę do tematu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...