4 stycznia 2015

W cichym zakątku umysłu

Jesteśmy codziennie ponad potrzebę i miarę bombardowani informacjami z różnych dziedzin życia. Jesteśmy niczym gąbki wchłaniające w siebie bezmyślnie, bezrefleksyjnie kakofonię barw, twarzy, wydarzeń…, przepisów na życie. Ciągle i ciągle nie mamy czasu! Nie mamy nawet czasu na to, żeby zastanowić się nad naszymi biednymi receptorami, które działają na pograniczu obłędu.

Kroczymy w oszalałym korowodzie hedonistycznego życia; płyniemy bezwolnie z prądem, jak miliony nam podobnych; otumanieni, że należymy do wielkiej globalnej rodziny!
Wystarczy jednak mały, jednostkowy dotyk losu, życiowy wstrząs, który choć na chwilę zmusi nas do zatrzymania się w tym życiowym pędzie i uświadamiamy sobie, że nie ma żadnej globalnej rodziny. Jesteśmy my sami i ci, którzy trzymają nas za rękę w chwilach rozpaczy.
Ciąg dalszy „Szlochu”:
1.
Samotność w świecie barw twarzy i miejskiego chaosu jest groteskowa. Nierzadko jednak albo jeszcze częściej jest faktem, jak widziane światło wygasłych gwiazd lub próba ubierania myśli w Słowo.
Samotność zwiastuje czas prawdy, spokoju, a nierzadko rozpaczy. Oczekuję jej z drżeniem niepewności, rozpoczynając spisywanie kroniki fałszu i złudnego szczęścia.
Wiara, miłość i czysta naiwność – utracone przyjaciółki dzieciństwa upominają się o należne im miejsce w dorosłym świecie hipokryzji i nienawiści – chcą wrócić ogniem, aby spalić Dotychczasowe i wytyczyć drogę w Nieznane.
W takiej sytuacji ratunkiem wydawała się tylko ucieczka do Szopy – samotni niezmiernie skromnej, ale w zupełności wystarczającej dla myśli i starganych nerwów: stół, kuchenka, łóżko, kominek, Biblia, kilka książek i spory zapas papieru, aby nie stracić z oczu celu nowej wędrówki.
Jak w życiu, tak i tu jestem tylko gościem. Szopa jest bowiem azylem mojego Zwariowanego Przyjaciela, który postanowił użyczyć mi swojej pustelni, a sam wyruszył szukać własnego Eldorado.

2.
Przyglądam się z boku ceremonii rozpoczęcia roku szkolnego w położonym niedaleko Szopy Ciemnogrodzie. Dobrze im tak, myślę, patrząc na uczniów i nauczycieli. Niech walą głową w mur. Muszą się przecież w jakiś sposób przekonać, że niemożliwe dla człowieka istnieje!
Pot spływa po plecach, ale stoję w miejscu. Nie mogę nacieszyć się widokiem młodych ludzi. Są wszędzie tak bardzo do siebie podobni. Do pewnego czasu, do pewnego etapu swojej naiwności, do jej granicy wytyczonej przez brutalizm życia – łatwowierne baranki prowadzone na rzeź.
Trzeba koniecznie kochać tych nieuformowanych jeszcze do świadomego grzechu potomków Adama i Ewy; protoplastów dotykania Nieznanego, Zakazanego, Pożądanego. Trzeba kochać i szanować tę ich bolesną szybkość podejmowania decyzji, aby zrozumieć, że właśnie w ten sposób na naszych oczach potwierdza się nieustannie fakt powielania błędów poprzednich pokoleń.
Kimże są nauczyciele bez uczniów? Ciałem bez krwiobiegu? Bezuczuciową namiętnością? Destrukcją? Pustym naczyniem wypełnionym po brzegi oddaniem? Zapomnieniem rzeczywistości?
Sam byłem tym, kim oni wszyscy są!
Teraz mieszkam w Szopie!

3.
Polski Ciemnogród ze swoimi moralnymi skrzywieniami: okrutną pobożnością i takąż niewiernością; miłością i jednaką nienawiścią; tępą trzeźwością i okrutnym w tragicznych skutkach pijaństwem. To Królestwo Ambiwalencji, gdzie jedynym azylem jest obłęd. Ten udawany, na niby, dla ratunku; albo ten jakże prawdziwy, będący konsekwencją wrażliwości i poszukiwania siebie Tu i Teraz; ale też ten prawdziwie zagrany, będący drogą bez powrotu.

4. Wspomnienia
Walczę słowami! Traktuję słowa jak oręż! Uderzam słowem! Kocham słowem! Słowem nienawidzę! Słowem leczę! Proszę słowem i przeklinam!
W końcu słowa prowadzą mnie nad przepaść! Kiedy tracę najbliższych, milknę!
Dociera do mnie niewidzialna siła Słowa!
Zaczynam wierzyć przez chwilę, że dzięki Słowu potrafię odnaleźć siebie. Czuję jak otula mnie w tamten zapomniany spokój dzieciństwa; zbroi w tamtą wiarę nieskażoną; pozwala czerpać do woli z czary mądrości dotyku, smaku, niczym nieskrępowanego spojrzenia, naiwnego przeżywania każdej chwili.

Jestem Słowem, przez które się stałem! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...