3 stycznia 2015

Rozterki bohatera Sg

Nasz bohater wraca do rozmyślań o samorządzie i dochodzi do wniosku, że tam, gdzie zaczyna się urzędnicza sztampa, to koniec samorządowej idei. Ileż razy na ten temat toczył dyskusyjne boje z kolegami samorządowcami o samorząd marzeń! Ileż razy popadał w rozpacz, słysząc jak wystarcza kolegom samorząd zamknięty w klatce urzędniczej formy, jak bardzo był im na rękę!
Ileż razy wołał na puszczy, że urzędnicy muszą pracować według administracyjnej sztampy, to ich przywilej, norma, poniekąd zawodowy administracyjny przymus, ale oni, samorządowcy, nie są urzędnikami, są liderami, którzy powinni ten urzędniczy świat próbować przewracać do góry nogami, doprowadzać do czerwoności wyznawców ścisłych reguł administracyjnych, do białej gorączki doprowadzać urzędników; że to za ich, samorządowców sprawą wszyscy administratorzy powinni dostawać wysypki, biegunki i innych przypadłości zmuszających do refleksji nad tym, co jest, a co może być.
Niezmiennie schodził z pola bitwy osamotniony, poobijany i z piętnem szaleńca, oszołoma, krzykacza. Niezbyt pochlebne zapisy w samorządowej kartotece. Po latach stał się persona non grata w dość ugładzonym i po trochu ułożonym według urzędniczej linii samorządowym światku. Pocieszał się tym, że nie był sam!
Zniechęcał się? Skąd! Do dziś podpala ten stary, bo za wolno zmieniający się, nienadążający za życiem, samorządowy świat. Do dziś przekonuje kolegów do swoich racji. Do dziś schodzi z pola bitwy osamotniony, poobijany i z piętnem szaleńca wpisanym już dawno w samorządową kartotekę.
Nikt dotychczas naszemu bohaterowi nie potrafił wyjaśnić, uświadomić, że za życiem nie sposób nadążyć, nie da się wygrać wyścigu z życiem. Zmieniło się tyle, że znajomi samorządowcy patrzą przychylnie na naszego bohatera, od czasu do czasu mrużąc porozumiewawczo oko i słuchają go jakby nieco mniej uważnie niż przed laty.
Nasz bohater nigdy nie wierzył, że jakość samorządu zależy od życia jednostki. Jakość życia jednostki nie ma żadnego znaczenia dla jakości samorządu, ponieważ tak wielu ludzi przechodzi obok tego mimo, ślepa na potrzeby lokalnych społeczności, zasklepiona w swoim rodzinnym prywatnym światku, żyjąca na swoim podwórku. Teraz ma na ten temat nieco inne zdanie i z obolałymi pośladkami i łokciami wraca powoli do normalności myślenia, że szkoda było zdrowia. Ogół i tak żyje według własnych nieokreślonych wypływających z potrzeby chwili norm i zasad.
Jeszcze do niedawna w swoich samorządowych bitwach często krzyczał, że polskiego samorządu nie stać na kiepsko jakościowych wójtów, na okutanych przepisami biurokratów, milczków, nieśmiałków, zakompleksionych i innych misiów. Polskiemu samorządowi potrzebni są coraz to nowi don kichoci, marzyciele na miarę Dedala i zafascynowani lotem szaleńcy na miarę Ikara. Dzisiaj to tylko wspomnienia!
Martwi się nasz bohater, że jego niepoukładane rozmyślania o samorządzie mogą oceniać durnie, ale martwi się tym niepotrzebnie, bo wiadomo, że będą, i to z pewnością ostro, bez trzymanki, na całego, z zaangażowaniem całej nienawiści i ignorancji. Wśród odbiorców nie zabraknie przecież siedzących po domach i wpatrzonych w szklany ekran malkontentów. Jak takim wytłumaczyć, że wiedzą dużo mniej niż siedzący przed swoim domem na ławeczce staruszek, wygrzewający w słońcu stare kości i obserwujący życie na zewnątrz.
Nigdy nie zabraknie krytyki głupców, ataku frustratów, słów potępienia tych, co bez grzechu.
Trzeba mieć tylko nadzieję, że wśród odbiorców znajdą się też ci milczący, z poczuciem winy, szukający.
Zdaje sobie sprawę nasz bohater, że w polskim samorządzie nie brakuje też ludzi z marzeniami, szamoczących się w kokonie prawnych i obyczajowych ograniczeń, mających za wędzidło narodową mentalność i wydawałoby się wrodzone kołtuństwo ludzi z gmin na końcu świata. Wie, że mury getta skutecznie izolują od świata. Mury getta skutecznie zniewalają w kierunku pogodzenia się ze sztampą, ramotą, linią i wyzwalają niepożądane pragnienia źle pojętej władzy samorządowej, w której służenie mnie zostaje przedłożone nad służbę innym. Nasz bohater wie, że w takich chwilach świat samorządowy staje na głowie, przewraca się, wywraca się, wypacza, że tyle samorządności w takim światku, co prawdziwego dziennikarstwa w szalonej pogoni za tanią sensacją.
I tyle!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...