Nasz
bohater wraca do rozmyślań o samorządzie i dochodzi do wniosku, że tam, gdzie
zaczyna się urzędnicza sztampa, to koniec samorządowej idei. Ileż razy na ten
temat toczył dyskusyjne boje z kolegami samorządowcami o samorząd marzeń! Ileż
razy popadał w rozpacz, słysząc jak wystarcza kolegom samorząd zamknięty w
klatce urzędniczej formy, jak bardzo był im na rękę!
Ileż razy wołał na
puszczy, że urzędnicy muszą pracować według administracyjnej sztampy, to ich
przywilej, norma, poniekąd zawodowy administracyjny przymus, ale oni,
samorządowcy, nie są urzędnikami, są liderami, którzy powinni ten urzędniczy
świat próbować przewracać do góry nogami, doprowadzać do czerwoności wyznawców
ścisłych reguł administracyjnych, do białej gorączki doprowadzać urzędników; że
to za ich, samorządowców sprawą wszyscy administratorzy
powinni dostawać wysypki, biegunki i innych przypadłości zmuszających do
refleksji nad tym, co jest, a co może być.
Niezmiennie
schodził z pola bitwy osamotniony, poobijany i z piętnem szaleńca, oszołoma,
krzykacza. Niezbyt pochlebne zapisy w samorządowej kartotece. Po latach stał
się persona non grata w dość ugładzonym i po trochu ułożonym według urzędniczej
linii samorządowym światku. Pocieszał się tym, że nie był sam!
Zniechęcał
się? Skąd! Do dziś podpala ten stary, bo za wolno zmieniający się,
nienadążający za życiem, samorządowy świat. Do dziś przekonuje kolegów do
swoich racji. Do dziś schodzi z pola bitwy osamotniony, poobijany i z piętnem
szaleńca wpisanym już dawno w samorządową kartotekę.
Nikt
dotychczas naszemu bohaterowi nie potrafił wyjaśnić, uświadomić, że za życiem
nie sposób nadążyć, nie da się wygrać wyścigu z życiem. Zmieniło się tyle, że
znajomi samorządowcy patrzą przychylnie na naszego bohatera, od czasu do czasu
mrużąc porozumiewawczo oko i słuchają go jakby nieco mniej uważnie niż przed
laty.
Nasz
bohater nigdy nie wierzył, że jakość samorządu zależy od życia jednostki.
Jakość życia jednostki nie ma żadnego znaczenia dla jakości samorządu, ponieważ
tak wielu ludzi przechodzi obok tego mimo, ślepa na potrzeby lokalnych
społeczności, zasklepiona w swoim rodzinnym prywatnym światku, żyjąca na swoim
podwórku. Teraz ma na ten temat nieco inne zdanie i z obolałymi pośladkami i
łokciami wraca powoli do normalności myślenia, że szkoda było zdrowia. Ogół i
tak żyje według własnych nieokreślonych wypływających z potrzeby chwili norm i zasad.
Jeszcze
do niedawna w swoich samorządowych bitwach często krzyczał, że polskiego
samorządu nie stać na kiepsko jakościowych wójtów, na okutanych przepisami
biurokratów, milczków, nieśmiałków, zakompleksionych i innych misiów. Polskiemu
samorządowi potrzebni są coraz to nowi don kichoci, marzyciele na miarę Dedala
i zafascynowani lotem szaleńcy na miarę Ikara. Dzisiaj to tylko wspomnienia!
Martwi
się nasz bohater, że jego niepoukładane rozmyślania o samorządzie mogą oceniać
durnie, ale martwi się tym niepotrzebnie, bo wiadomo, że będą, i to z pewnością
ostro, bez trzymanki, na całego, z zaangażowaniem całej nienawiści i ignorancji.
Wśród odbiorców nie zabraknie przecież siedzących po domach i wpatrzonych w
szklany ekran malkontentów. Jak takim wytłumaczyć, że wiedzą dużo mniej niż
siedzący przed swoim domem na ławeczce
staruszek, wygrzewający w słońcu stare kości i obserwujący życie na zewnątrz.
Nigdy
nie zabraknie krytyki głupców, ataku frustratów, słów potępienia tych, co bez
grzechu.
Trzeba
mieć tylko nadzieję, że wśród odbiorców znajdą się też ci milczący, z poczuciem
winy, szukający.
Zdaje
sobie sprawę nasz bohater, że w polskim samorządzie nie brakuje też ludzi z marzeniami,
szamoczących się w kokonie prawnych i obyczajowych ograniczeń, mających za
wędzidło narodową mentalność i wydawałoby się wrodzone kołtuństwo ludzi z gmin
na końcu świata. Wie, że mury getta skutecznie izolują od świata. Mury getta
skutecznie zniewalają w kierunku pogodzenia się ze sztampą, ramotą, linią i
wyzwalają niepożądane pragnienia źle pojętej władzy samorządowej, w której
służenie mnie zostaje przedłożone nad służbę innym. Nasz bohater wie, że w
takich chwilach świat samorządowy staje na głowie, przewraca się, wywraca się,
wypacza, że tyle samorządności w takim światku, co prawdziwego dziennikarstwa w
szalonej pogoni za tanią sensacją.
I
tyle!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz