15 stycznia 2015

Wojna polsko-polska

Napisany tekst jest długi i zapewne nudny. Dlatego może lepiej całkiem go nie czytać, tylko obejrzeć kolejny telewizyjny serial!

Przez ostatnie miesiące emocjonujemy się ponad miarę sytuacją na Ukrainie. Moim zdaniem, od czasu zadymy na Majdanie, a nawet wcześniej, wielcy polskiej polityki, chcieli być bardziej ukraińscy niż sami Ukraińcy w swoim dążeniu do wątpliwej wolności w UE. Co z tego wynikło? Wścibianie nosa w nieswoje sprawy odbiło nam się od tamtego czasu nieraz czkawką i chyba już wystarczająco boleśnie pokazano nam, Polakom, gdzie nasze miejsce.
Miałem kilkanaście lat, kiedy w Polsce na początku lat 80. XX wieku kotłowało się w najlepsze. Nie przypominam sobie, aby bracie nasi, Ukraińcy (nie myślę tu o prostych ludziach, ale o elitach politycznych), wsparli nas chociażby słówkiem. Za to bardzo zaangażowani byli w mobilizację swoich wojsk w ramach Układu Warszawskiego i goszczeniem w ramach tegoż samego układu wojsk radzieckich, które miały być straszakiem dla polskiej myśli niepodległościowej.
Nie przeminęło nawet jedno pokolenie ludzkie, a polskie elity polityczne na ślepo, bez analizy przyszłych konsekwencji, zaangażowały się w uszczęśliwianie Ukraińców Unią Europejską.
Jak to się skończyło? Wszyscy wiemy! Krym, Ługańsk, Donieck! Bicie piany polskich i europejskich polityków. Demonstracje siły, zwłaszcza te gospodarcze, za którymi poszły kolejne embarga gospodarze za strony Rosji. Zachowawcze stanowiska kolejnych rządów UE. I jakoś tak się zrobiło, że znów zostaliśmy sami, i w dodatku z ręka w … I niech mi żaden złotousty polityk peeselowski nie mydli oczu odkrywaniem coraz to nowych lądów zbytu na polskie produkty rolne, tylko niech mi czarno na białym wyłoży, jak to jest z embargiem na ukraińskim na polską wieprzowinę. Bo skoro taką miłością pałamy do Ukraińców, to po jaką cholerę jakiekolwiek embarga! Jedzmy razem to samo i ewentualnie w swojej braterskiej miłości pomrzyjmy od tego, co jemy!
Jeszcze chwila! jak nam elity polityczne Ukrainy dziękują za nasze larum podniesione w ich wolnościowym biegu do UE i demokracji niech świadczy ostatni wizyta prezydenta tego kraju w Polsce i jego przemówienie do braci swoich – Polaków!
Więcej realizmu widzę w myśleniu przeciętnego Polaka, co to o pełną miskę i czasem pełne szkło zabiegać musi w swoim codziennym zabieganiu, niż w myśleniu polskich polityków, którym przypadła rola dbałości o wszystkich przeciętniaków w kraju nad Wisłą!
Tylko dureń nie wie, że dzisiaj każde mocarstwo musi mieć silną armię, która, po gospodarce i kondycji ekonomicznej, jest straszakiem i wizytówką tegoż mocarstwa. Aby armia była przydatna do tego, do czego została powołana, musi być silna, mobilna i współczesna. Z jednej strony musi w niej się znajdować wyselekcjonowany materiał ludzki; z drugiej – powinna być dobrze wyszkolona i wyposażona i po trzecie – musi mieć praktykę w działaniach wojennych, a tego ostatniego nie zapewni nawet najnowocześniejszy poligon wojskowy, ale najgorsze, prawdziwe pole bitwy jak najbardziej!
Nic zatem ani nowego, ani dziwnego w tym, że wielcy tego świata, jak choćby Reagan, Bush, Obama czy Putin sprawdzają swoich żołnierzy, wysyłając ich od czasu do czasu na niekoniecznie mądre działania wojenne!
Każdy żołnierz musi przecież wiedzieć, po co spodnie nosi!!!
Tak robili prezydenci USA, wysyłając swoje wojska w najdalsze zakątki świata. Często robili to rzekomo w obronie demokracji czy równowagi sił; często rzekomo po to, aby bronić praw człowieka w głębi afrykańskiej dżungli czy na pustyni Iraku, a nawet w niedostępnych dla ludzi górach Afganistanu.
Podobnie robili przywódcy ZSRR, jak choćby wspomniany Afganistan.
Ani jedni, ani drudzy nie wspominali o tym, że wysyłają swoje wojska w obronie własnych interesów czy po to, aby sprawdzić ich gotowość bojową! Po co to mówić? Przecież po to jest armia!
To samo robi dzisiaj Prezydent Putin. Realizuje założony plan przy użyciu armii albo swoich sił zbrojnych i nic nie wskazuje na to, żeby miał zamiar czy ochotę zrezygnować. A że Prezydentowi Rosji, Władimirowi Putinowi, te czy inne media, te czy inne rządy europejskie albo jeszcze dalsze przypną łatkę taką czy owaką, to tylko rykoszet, z którym każdy wojownik prowadzący wojnę winien się liczyć!
Na pewno też W. Putinowi planów nie pokrzyżuje megaloman Sikorski, obecnie rzekomy mąż stanu, w przeszłości rzekomy negocjator między UE i Majdanem, no i dalej – rzekomy bojownik o wyzwolenie Afganistanu spod radzieckiego jarzma.
Tak sobie myślę, że ten nas, polski, obecny Sikorski o radosnym imieniu za bardzo wziął sobie do serca zobowiązujące nazwisko i na męża europejskiego męża stanu ma parcie, al. e do gen. Władysława tak mu daleko, że już dzisiaj powinien sobie uświadomić nierealność swoich zamiarów!
Wracam jednak do spraw z polskiego podwórka. Tak się zaangażowaliśmy, tak się zapatrzyliśmy w ten ukraińsko-rosyjski konflikt, że nasze polskie konflikty, uśpione czy świadomie odłożone w czasie, zniknęły nam z pola widzenia.
I zrobiło się bum!!!
Część górników z rodzinami wyszło na ulice, część została pod ziemią. Wiem, że wszyscy kiedyś wychodzą na ulice. Wszyscy kiedyś zostaniemy pod ziemią. Nikt jednak nie pozostaje pod ziemią dla własnej ludzkiej przyjemności, chyba żeby walczyć o siebie, pracę i sobie najbliższych. Nie wychodzi się tez na ulice protestować dla przyjemności.
Jedni zatem zostali pod ziemią, drudzy wyszli na ulice, za chwilę dołączą do nich kolejarze, a później inne grupy zawodowe. Wiadomo, wychodzą walczyć o swoje, bo odpowiedzialni za kraj ludzie od lat nie rozwiązywali problemów, tylko to rozwiązywanie problemów odkładali w czasie.
Nic więc dziwnego, ze górnicy ruszyli się, bo jakiś tam prezes kompanii węglowej, desygnowany z politycznego klucza rządzących, trwał, zarządzał, pobierał wynagrodzenie i żył z dnia na dzień, aż nastał dzień, kiedy oznajmił, że zarządzana przez niego kompania węglowa generuje miesięcznie ok. 200 mln zł strat i albo rząd wyłoży publiczną kasę na ratowanie kopalń i jego stanowiska, albo likwidować kopalnie trzeba i basta!
Co tam prezesowi kompanii węglowej szkodzi? Trochę się porządziło! Przy okazji doprowadził praktycznie do upadłości kompanię! Teraz mówi, co trzeba i czeka!
Nie widać w tym tragedii kilku tysięcy górników, którzy mogą stracić pracę. Nie widać problemu rodzin górników, którzy z dnia na dzień mogą zostać bez środków do życia.
Nic się nie stało? Życie? Życie!
I trochę z innej beczki, choć z tego samego podwórka medialnego.
Media krajowe trąbią o wielkim sukcesie polskich działań w sprawie sprowadzenia do Polski 178 Polaków z terenów objętych działaniami wojennymi na Ukrainie (Donbas). Dorośli i dzieci stamtąd są już w Polsce! Super!
Następnie przedstawiciele rządu poinformowali w mediach, że dla przybyłych zostaną zorganizowane kursy języka polskiego. Tak, języka polskiego! Albowiem przybyli do Polski Polacy słabo albo wcale nie mówią po polsku! Już nic więcej nie napisze, poza tym, że o przynależności jednostki do narodu świadczy między innymi, a może przede wszystkim, język.
Widzę w ogólnopolskich mediach panią minister. Księdza, wojewodę warmińsko-mazurskiego. Wszyscy pieją, jak pięknie, że Polacy (nie umiejący mówić po polsku) są na Warmii. W telewizji widzę dzieciaki! Dobrze, że są bezpieczne, myślę! Uśmiecham się! Dobra robota!
Później słyszę o tym, że dzieci będą mogły chodzić na basen, wezmą udział w półkoloniach. Po feriach podejmą naukę szkolną, a rodzice będą edukowani, jak w Polsce sobie poradzić. Następnie, po znalezieniu pracy (kto to zrobi?) i po pełnej adaptacji zaczną żyć na własny rachunek.
Mieszkam na Podlasiu. Na Mazurach mam rodzinę. Na Warmii studiowałem. Znam na Warmii i Mazurach przeciętnie żyjących ludzi. Borykają się, jak cholera, z problemami dnia codziennego. Powiem bez ogródek, po tym, jak ksiądz i inni z radością informowali w mediach o atrakcjach dla przybyłych dzieci, nóż mi się w kieszeni otworzył. Wiele dzieci na Warmii i Mazurach pewnie nie będzie brała udziału w półkoloniach, a wiele z nich pewnie nie wie o takiej atrakcji, jaką jest basen!
Krzyczcie „wrażliwi”, potępiajcie mnie, niech mnie przeklnie cała Wspólnota Polska! Walcie we mnie, czym się da! Nie zamilknę! Dopóki na polskiej ulicy trwa wojna polsko-polska nigdy nie przestanę krzyczeć, gdy zamiast załatwiać swoje podwórkowe sprawy, będziemy uszczęśliwia Polaków nie mówiących po polsku z krańców Europy czy świata.
Ja wiem, że mamy wokół siebie ludzi potrzebujących. Mamy w Polsce ludzi bezdomnych, którzy od każdego przebudzenia idą na swoją codzienną wojnę z mrozem, niewdzięcznością ludzką, głodem i czym tam jeszcze dusza zapragnie! Być może jutro znów media doniosą, że zamarzło w Polsce tylu a tylu bezdomnych! Co wtedy powiemy? Może nakarmimy się kolejnym wywiadem z panią minister o wielkim sukcesie polskiej dyplomacji w związku z konfliktem na Ukrainie?
Panie, odczaruj w nas tę głupotę, która patrzeć nam każe dalej, niż dostrzec potrafimy, i daj nam wzrok sokoli, żeby widzieć to, co tylko o krok dalej niż nasz własny nos!

Egzorcyzmów nam trzeba, bo to nie fizyczna, tylko duchowa ślepota!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...