4 stycznia 2015

Znów przed wyborami...

Poniedziałek, znów przed wyborami

Trochę jestem zły, bo przyczepiają mi łatki ostrego pijaka i przybłędy. Nie daję się jednak sprowokować i robię swoje, to znaczy rozmawiam z ludźmi, umawiam się na kolejne spotkania, obiecuję zupełną zmianę w stylu rządzenia i zarządzania gminą. Będę wójtem dla ludzi, a nie ludzie dla mnie.

Dziwnie dzisiaj się poczułem, gdy ktoś nazwał mnie wójtem. To chyba namacalny dowód na to, że ponad miesiąc ostrej kampanii nie poszedł na marne. Chyba zrobiłem, trzeba!
Z jednej strony bardzo cieszy fakt, że ludzie tak zaczynają mnie postrzegać, z drugiej jednak nie mogę sobie pozwolić nawet na chwilę rozluźnienia, spoczęcia na laurach; nawet na chwilę nie mogę pozwolić sobie na utratę czujności.
Z rana praca, po pracy szybki obiad, później przygotowania do spotkania z ludźmi i samo spotkanie, które zakończyło się tuż przed godziną 23. Jestem skołowany. Martwię się, jak jutro wstanę do pracy.

Wtorek, znów przed wyborami

Jestem tylko pyłkiem na wietrze, którym pomiatają wichry przeznaczenia.
Uchroń mnie, Boże, przed głupimi błędami! Niech popełniam błędy, ale takie, na których będę mógł się czegoś nauczyć!
Kolejna chwila słabości. Podziwiam ludzi, którzy pomagają mi w kampanii i cierpliwie znoszą moje humory.
Niepewność przeplata się we mnie z nadzieją i wiarą w zwycięstwo. Huśtawka nastrojów trwa w najlepsze. Na ciężką próbę wystawiam tych, co idę ze mną.
Nie pamiętam, jak minął mi dzisiaj dzień w pracy. Cholera, jakbym był gdzieś poza. Nie pamiętam!
Myślałem, że sobota przed pierwszą turą i niedziela wyborcza pozwolą mi na regenerację sił. Nie zdążyłem się zregenerować, a zmęczenie z całej kampanii wyborczej zdaje się teraz z każdym dniem potęgować we mnie.

Środa, znów przed wyborami

Trzeba napisać prawdę. Również tę dla siebie przykrą. Jestem wyczerpany. Zapomniałem wcześniej zapisać, że po pierwszej turze wyborów wylądowałem u lekarza. Poszedłem do niego zaraz po zajęciach, których nijak przypomnieć sobie nie mogę. Lekarz stwierdził, że jestem wyczerpany fizycznie i psychicznie. Najlepiej byłoby, gdybym położył się na dzień albo dwa do łóżka i zapomniał o całym świecie. Nawet nie ma mowy, powiedziałem kategorycznie. Niech mi pan da jakieś środki na wzmocnienie, abym mógł kontynuować kampanię.
Lekarz popatrzył na mnie litościwym wzrokiem i wypisał receptę. Może pan nie dotrwać do końca drugiej tury, powiedział. Chyba zdrowie jest ważniejsze niż te chore wybory.
Wytrzymam, powiedziałem, zdrowie jest ważne, ale ważne jest też to, aby dawać z siebie wszystko, jeśli już na coś się zdecydowaliśmy.
Życzył mi powodzenia.
Druga tura wyborów trwa. Krążę po gminie i nie mogę znaleźć sobie miejsca. Ten etap kampanii znoszę dużo gorzej psychicznie, niż kampanię przed pierwszą turą. Dlaczego tak jest? Głupie pytanie!

Czwartek, znów przed wyborami

Jakby mało było nerwów przed wyborami i w kampanii wyborczej, to jeszcze wpadła mi w ręce książka Warzechy. To wywiad rzeka z Radosławem Sikorskim. Od kilku dni dorywam się do tej książki. Myślałem, że to będzie dobra odskocznia od bólów kampanii. Jakże się myliłem! Wywody głównego bohatera wydają mi się tanimi komunałami. Fakt, że ubawiłem się kilka razy do łez. Zwłaszcza tam, gdzie Sikorski wypowiada się na tematy, które w dalekiej przeszłości mogła poruszać co najwyżej Pytia. Facet przypisuje sobie między innymi przepowiednię upadku Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Zrobił to rzekomo w czasach studenckich. Miał to napisać w jednym ze swoich esejów w wieku dwudziestu jeden czy dwóch lat. Zastanawiam się czy przypadkiem nie był wtedy po trawce!
Wiem, o czym rozmawiają i czego pragną studenci w wieku 21 lub 22 lat i to bez różnicy w jakim kraju. Ludzka mentalność młodzieńcza nie różni się aż tak, żeby nie znosić granic państw.
Dziwnie zadufany jest ten czterdziestoparoletni minister. Przy tym potrafi skarżyć się na poprzedni ustrój tak, jakby to na niego i jego rodzinę spadły wszystkie możliwe plagi komunizmu w Polsce. A wszystko dlatego, że mamusi odmówiono kiedyś wydania paszportu. Jakby mamusia ministra była tutaj w tamtych czasach jakimś wyjątkiem w tej materii.
Nie wykluczam, że byli ludzie, którzy dostawali od systemu ostro w dupę i dlatego właśnie nieporozumieniem jest fakt, że Sikorski chwali się tym, że matce odmówiono wydania paszportu i tak ją nękano. W ten sposób obraża tych, którym naprawdę dokopano!
Chwali się dyplomami. To takie amerykańskie – zobacz, jaką świetną szkołę skończyłem. Widzisz, jaki jestem super! I wcale nieważne, co mam w głowie albo na ile jestem dojrzały.
Następnie tłumaczy się z kupna domu, który nabył za fryko. Układ, z którego teraz trzeba się tłumaczyć? Jestem złośliwy!
Dużo słów o Afganistanie. Dużo za dużo. Napisał o swoim pobycie w Afganistanie książkę. Podobno marzył o tym, aby być na wojnie, że jego całe pokolenie o tym marzyło. Chore pokolenie ministra Sikorskiego marzyło o wojnie?
O Angoli książka nie powstała. Czyżby nie było tam tak nośnego wroga, jak w Afganistanie? Rosji!
O R. Kapuścińskim mówi, że wymieniali korespondencję, ale nie ceni go do końca, gdyż dla niego Kapuściński był bardziej literatem. Tymczasem z listu Kapuścińskiego z dnia 10 stycznia 1987r. do Sikorskiego jasno wynika, że to ten drugi zabiegał o wymianę korespondencji – takie znajomości przydają się młodym.
Śmieje się, że dzięki komunizmowi i wprowadzeniu stanu wojennego wszystko zawdzięcza. Co on wie o komunizmie? Co ja wiem o komunizmie? Jest tylko 4 lata starszy ode mnie. Jak doświadczył komunizmu?
Wizytę w ambasadzie KRLD, już jako wiceminister, traktował jak dobry żart! Ciekawe! Takie wypowiedzi przechodzą u ministra? Tak myśli minister?
W ogóle facet mnie przeraża, gdy czysty przypadek lub co najmniej łut szczęścia stara się podnieść do rangi zaplanowanego przez siebie działania.
Z wypowiedzi o jego doświadczeniach z pracy w Ministerstwie Obrony Narodowej wynika, że najlepiej byłoby, aby wszyscy pracownicy resortu zostali zwolnieni i zastąpieni innymi ludźmi. Żałosne!
Powiem: W skrócie karierę Radosława S. można przedstawić tak: Siedzi sobie Radek na rozwalonym dachu Chobielina, a tu propozycja od Olszewskiego, aby został wiceministrem, bo jest tak dobry, że strach. Jest takim fachowcem od spraw obronności, z takim doświadczeniem, że samo jego powołanie uczyniło Polskę krajem niezwykle bezpiecznym!
Poza tym sporo komunałów! Jak choćby to, że sama przynależność do PZPR czyni człowieka złym! Polska durna fobia!
Cały czas podnosi kwestię, że był pierwszym ministrem obrony narodowej, któremu w 2005r. resort nadał adres internetowy. Co w tym szczególnego? Jaka to zasługa dla obronności kraju nad Wisłą?
No i za wszelką cenę chce wykazać, jak bardzo nim się interesowały służby specjalne.
Czytając jego wywody, to drugi Jerzy Popiełuszko, tylko w cywilu. Zero refleksji!
Mówi o PRL-u. co on wie, u licha, na temat PRL-u?
W XXV rozdziale przyznaje, że miał dużo szczęścia w tym, co go spotkało. Trzeba było od tego zacząć!!!
Jego wizje przyszłości Polski są tak ogólne, jak to tylko jest możliwe.
Dobre rady, aby przezwyciężać siebie… Ciekawe!!!
Na koniec podziękowania w stylu amerykańskim! Tak przezwycięża Polak samego siebie!

Kurcze, po co ja to czytałem? Facet tak mnie wewnętrznie rozkołysał, że nie mogłem zabrać myśli na dzisiejszym wieczornym spotkaniu wyborczym. Ludzie byli przyjaźnie do mnie nastawieni. Ich postawa osłodziła mi nieco gorycz po lekturze słów polityka z pierwszej półki polskiej sceny politycznej.
Kocham tych ludzi, a pana ministra mam …!

Piątek, znów przed wyborami

No i zaliczyłem ostatnie spotkanie wyborcze. Mam satysfakcję, że dojechałem do wszystkich miejscowości. Wszyscy mieszkańcy gminy, którzy chcieli mnie poznać, porozmawiać ze mną, zadać pytanie, poszukać odpowiedzi, poradzić się, poskarżyć, wyrazić życzenie itp., wszyscy mieli okazję, wszyscy mieli możliwość. Oczywiście nie wszyscy z tego skorzystali, bo wielu zwolenników ma mój konkurent. Ci przychodzili na spotkania, aby ze mnie szydzić, często niewybrednie żartować z mojej osoby, obrażać i na wszystkie sposoby zniechęcać do dalszej pracy w kampanii. Na szczęście ta kampania już się dla mnie skończyła. Na szczęście na spotkaniach byli też ludzie rozsądni. Nie popierali mnie otwarcie, ale chcieli wysłuchać tego, co mam do powiedzenia, zadawali pytania, chcieli odpowiedzi, dzielili się swoimi pomysłami na gminę, tworzyli naprawdę miłą i konstruktywną atmosferę. Aż chciało się z nimi rozmawiać.
Co czuję? Nie mam pojęcia. Jestem zmęczony. Trochę zły na siebie, że nie zrobiłem wszystkiego, choć jeszcze nie wiem, czego nie zrobiłem. Jestem w dziwnym stanie zawieszenia. Sen będzie chyba najlepszym lekarstwem na mój stan ducha!

Sobota, znów przed wyborami

Są chwile, gdy odczuwam, jak bardzo jestem zniesmaczony tym miejscem, które poprzez niektórych ludzi jeszcze bardziej staje mi się obce. Po co chcę tu być wójtem? Po co chcę to wszystko zmieniać? Jak mam to ogarnąć?
Nie potrafię czasami ogarnąć chamstwa i małomiasteczkowej moralności, jakie biją z niektórych mieszkańców. Odczuwam fizyczny ból na samą myśl o tym!
Czyżbym budował w sobie dystans do gminnej rzeczywistości jeszcze przed tym, zanim zacząłem być wójtem? A czy ja w ogóle będę wójtem? Zobaczymy czy jutro zacznie się moja samorządowa przygoda!?
Z innej beczki. Minister pracy i polityki społecznej z ramienia PSL na trzydniową konferencję Akademii Kobiet Aktywnych z podległego jej resortu wydała niemal 1,4mln zł.
Na inna dwudniową konferencję o tematyce „Jak dobrze być przedsiębiorczą kobietą” ministerstwo wydało „tylko” 300tys zł.
Obie imprezy organizowała ta sama firma. Szefuje jej kobieta! Minister też kobieta.
Niesamowite rzeczy dzieją się w kraju nad Wisłą.
Zdecydowanie nie powinienem czytać gazet i oglądać TV. To tylko burzy krew i podsyca beznadzieję!
Zgłaszają się do mnie ludzie, którzy już zostali wybrani na radnych. Chcą rozmawiać o ewentualnej koalicji, współpracy i tym podobnie. Wszystkim mówię to samo. Musimy poczekać. Jeszcze nie czas na tego typu rozmowy. Poczekajmy do rozstrzygnięcia wyborczego.
Z drugiej strony łechcą mnie takie próby podjęcia rozmów. Mają mnie już za zwycięzcę. Oby się nie mylili!

Niedziela, znów wyborcza

Nie ma szans na spokój ducha. Jest jeszcze gorzej niż w pierwszej turze wyborów. Jestem podenerwowany i wyżywam się na najbliższych, którzy z anielską cierpliwością znoszą moje fochy. Nawet nie mam czasu pomyśleć o nich, że oni też mają dość tej całej kampanii, nerwówki i mojej nieobecności w domu; że oni też są podenerwowani i przeżywają moje rozterki.
Byłem z żoną na głosowaniu. Głosowałem na najlepszego w tym momencie kandydata, na siebie. Mam nadzieję, że żona też. Poprzednie zdanie wszystko tłumaczy, jeśli chodzi o moją kondycję psychiczną. czyżby lekarz miał rację?
Czuję się wypruty z wszelkich sił. Stres i zmęczenie dopadają mnie z siłą, której poddaje się bez walki. Czekam napięty jak struna na jakiś głos od swojej znajomej, która zasiada w gminnej komisji wyborczej. Wyszedłem z domu i uciekłem do lasu, choć wieczór dawno minął i noc nastała. Wolę w samotności lizać rany, jeśli przegram. A jeśli wygram? Popędzę na łeb na szyję do domu, do najbliższych, aby podzielić się z nimi nowiną. Później pójdę spać i jutro będę spał, ile wlezie. Jutro jest 11 listopada, a więc dzień wolny od pracy. już się cieszę na długie spanie i nieważne wygram czy przegram.
Po godzinie 22. mam informację od znajomej z gminnej komisji wyborczej – wygrałem!
Po usłyszeniu werdyktu wracam do domu, odbieram gratulację od najbliższych, śmiejemy się razem, a później przygotowuję się do snu.

Chcę szybko zasnąć i zapomnieć o kampanii. Tylko tak przygotuje się dobrze do kolejnej rozgrywki, tym razem rządzenia gminą!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SATANISTA – ALKOHOLIK – czy ANIOŁ?

  Nie o Boyu Żeleńskim będzie to wpis, ale o Przybyszewskim Stanisławie, którego Boy znał osobiście. Muszę też od razu napisać, że o ile bar...