Poniedziałek, znów przed wyborami
Trochę
jestem zły, bo przyczepiają mi łatki ostrego pijaka i przybłędy. Nie daję się
jednak sprowokować i robię swoje, to znaczy rozmawiam z ludźmi, umawiam się na
kolejne spotkania, obiecuję zupełną zmianę w stylu rządzenia i zarządzania
gminą. Będę wójtem dla ludzi, a nie ludzie dla mnie.
Dziwnie
dzisiaj się poczułem, gdy ktoś nazwał mnie wójtem. To chyba namacalny dowód na
to, że ponad miesiąc ostrej kampanii nie poszedł na marne. Chyba zrobiłem, trzeba!
Z
jednej strony bardzo cieszy fakt, że ludzie tak zaczynają mnie postrzegać, z
drugiej jednak nie mogę sobie pozwolić nawet na chwilę rozluźnienia, spoczęcia
na laurach; nawet na chwilę nie mogę pozwolić sobie na utratę czujności.
Z
rana praca, po pracy szybki obiad, później przygotowania do spotkania z ludźmi
i samo spotkanie, które zakończyło się tuż przed godziną 23. Jestem skołowany.
Martwię się, jak jutro wstanę do pracy.
Wtorek, znów przed wyborami
Jestem
tylko pyłkiem na wietrze, którym pomiatają wichry przeznaczenia.
Uchroń
mnie, Boże, przed głupimi błędami! Niech popełniam błędy, ale takie, na których
będę mógł się czegoś nauczyć!
Kolejna
chwila słabości. Podziwiam ludzi, którzy pomagają mi w kampanii i cierpliwie
znoszą moje humory.
Niepewność
przeplata się we mnie z nadzieją i wiarą w zwycięstwo. Huśtawka nastrojów trwa
w najlepsze. Na ciężką próbę wystawiam tych, co idę ze mną.
Nie
pamiętam, jak minął mi dzisiaj dzień w pracy. Cholera, jakbym był gdzieś poza.
Nie pamiętam!
Myślałem,
że sobota przed pierwszą turą i niedziela wyborcza pozwolą mi na regenerację
sił. Nie zdążyłem się zregenerować, a zmęczenie z całej kampanii wyborczej
zdaje się teraz z każdym dniem potęgować we mnie.
Środa, znów przed wyborami
Trzeba
napisać prawdę. Również tę dla siebie przykrą. Jestem wyczerpany. Zapomniałem
wcześniej zapisać, że po pierwszej turze wyborów wylądowałem u lekarza. Poszedłem
do niego zaraz po zajęciach, których nijak przypomnieć sobie nie mogę. Lekarz
stwierdził, że jestem wyczerpany fizycznie i psychicznie. Najlepiej byłoby,
gdybym położył się na dzień albo dwa do łóżka i zapomniał o całym świecie.
Nawet nie ma mowy, powiedziałem kategorycznie. Niech mi pan da jakieś środki na
wzmocnienie, abym mógł kontynuować kampanię.
Lekarz
popatrzył na mnie litościwym wzrokiem i wypisał receptę. Może pan nie dotrwać
do końca drugiej tury, powiedział. Chyba zdrowie jest ważniejsze niż te chore
wybory.
Wytrzymam,
powiedziałem, zdrowie jest ważne, ale ważne jest też to, aby dawać z siebie
wszystko, jeśli już na coś się zdecydowaliśmy.
Życzył
mi powodzenia.
Druga
tura wyborów trwa. Krążę po gminie i nie mogę znaleźć sobie miejsca. Ten etap
kampanii znoszę dużo gorzej psychicznie, niż kampanię przed pierwszą turą.
Dlaczego tak jest? Głupie pytanie!
Czwartek, znów przed wyborami
Jakby mało było nerwów przed wyborami i w kampanii
wyborczej, to jeszcze wpadła mi w ręce książka Warzechy. To wywiad rzeka z
Radosławem Sikorskim. Od kilku dni dorywam się do tej książki. Myślałem, że to
będzie dobra odskocznia od bólów kampanii. Jakże się myliłem! Wywody głównego
bohatera wydają mi się tanimi komunałami. Fakt, że ubawiłem się kilka razy do
łez. Zwłaszcza tam, gdzie Sikorski wypowiada się na tematy, które w dalekiej
przeszłości mogła poruszać co najwyżej Pytia. Facet przypisuje sobie między
innymi przepowiednię upadku Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich.
Zrobił to rzekomo w czasach studenckich. Miał to napisać w jednym ze swoich
esejów w wieku dwudziestu jeden czy dwóch lat. Zastanawiam się czy przypadkiem
nie był wtedy po trawce!
Wiem,
o czym rozmawiają i czego pragną studenci w wieku 21 lub 22 lat i to bez
różnicy w jakim kraju. Ludzka mentalność młodzieńcza nie różni się aż tak, żeby
nie znosić granic państw.
Dziwnie zadufany jest ten czterdziestoparoletni minister.
Przy tym potrafi skarżyć się na poprzedni ustrój tak, jakby to na niego i jego
rodzinę spadły wszystkie możliwe plagi komunizmu w Polsce. A wszystko dlatego,
że mamusi odmówiono kiedyś wydania paszportu. Jakby mamusia ministra była tutaj
w tamtych czasach jakimś wyjątkiem w tej materii.
Nie
wykluczam, że byli ludzie, którzy dostawali od systemu ostro w dupę i dlatego
właśnie nieporozumieniem jest fakt, że Sikorski chwali się tym, że matce
odmówiono wydania paszportu i tak ją nękano. W ten sposób obraża tych, którym
naprawdę dokopano!
Chwali
się dyplomami. To takie amerykańskie – zobacz, jaką świetną szkołę skończyłem.
Widzisz, jaki jestem super! I wcale nieważne, co mam w głowie albo na ile
jestem dojrzały.
Następnie
tłumaczy się z kupna domu, który nabył za fryko. Układ, z którego teraz trzeba
się tłumaczyć? Jestem złośliwy!
Dużo
słów o Afganistanie. Dużo za dużo. Napisał o swoim pobycie w Afganistanie
książkę. Podobno marzył o tym, aby być na wojnie, że jego całe pokolenie o tym
marzyło. Chore pokolenie ministra Sikorskiego marzyło o wojnie?
O
Angoli książka nie powstała. Czyżby nie było tam tak nośnego wroga, jak w
Afganistanie? Rosji!
O
R. Kapuścińskim mówi, że wymieniali korespondencję, ale nie ceni go do końca,
gdyż dla niego Kapuściński był bardziej literatem. Tymczasem z listu
Kapuścińskiego z dnia 10 stycznia 1987r. do Sikorskiego jasno wynika, że to ten
drugi zabiegał o wymianę korespondencji – takie znajomości przydają się młodym.
Śmieje
się, że dzięki komunizmowi i wprowadzeniu stanu wojennego wszystko zawdzięcza.
Co on wie o komunizmie? Co ja wiem o komunizmie? Jest tylko 4 lata starszy ode
mnie. Jak doświadczył komunizmu?
Wizytę
w ambasadzie KRLD, już jako wiceminister, traktował jak dobry żart! Ciekawe!
Takie wypowiedzi przechodzą u ministra? Tak myśli minister?
W
ogóle facet mnie przeraża, gdy czysty przypadek lub co najmniej łut szczęścia stara
się podnieść do rangi zaplanowanego przez siebie działania.
Z
wypowiedzi o jego doświadczeniach z pracy w Ministerstwie Obrony Narodowej
wynika, że najlepiej byłoby, aby wszyscy pracownicy resortu zostali zwolnieni i
zastąpieni innymi ludźmi. Żałosne!
Powiem:
W skrócie karierę Radosława S. można przedstawić tak: Siedzi sobie Radek na
rozwalonym dachu Chobielina, a tu propozycja od Olszewskiego, aby został
wiceministrem, bo jest tak dobry, że strach. Jest takim fachowcem od spraw
obronności, z takim doświadczeniem, że samo jego powołanie uczyniło Polskę
krajem niezwykle bezpiecznym!
Poza
tym sporo komunałów! Jak choćby to, że sama przynależność do PZPR czyni
człowieka złym! Polska durna fobia!
Cały
czas podnosi kwestię, że był pierwszym ministrem obrony narodowej, któremu w
2005r. resort nadał adres internetowy. Co w tym szczególnego? Jaka to zasługa
dla obronności kraju nad Wisłą?
No
i za wszelką cenę chce wykazać, jak bardzo nim się interesowały służby
specjalne.
Czytając
jego wywody, to drugi Jerzy Popiełuszko, tylko w cywilu. Zero refleksji!
Mówi
o PRL-u. co on wie, u licha, na temat PRL-u?
W
XXV rozdziale przyznaje, że miał dużo szczęścia w tym, co go spotkało. Trzeba
było od tego zacząć!!!
Jego
wizje przyszłości Polski są tak ogólne, jak to tylko jest możliwe.
Dobre
rady, aby przezwyciężać siebie… Ciekawe!!!
Na
koniec podziękowania w stylu amerykańskim! Tak przezwycięża Polak samego siebie!
Kurcze,
po co ja to czytałem? Facet tak mnie wewnętrznie rozkołysał, że nie mogłem
zabrać myśli na dzisiejszym wieczornym spotkaniu wyborczym. Ludzie byli
przyjaźnie do mnie nastawieni. Ich postawa osłodziła mi nieco gorycz po
lekturze słów polityka z pierwszej półki polskiej sceny politycznej.
Kocham
tych ludzi, a pana ministra mam …!
Piątek, znów przed wyborami
No i zaliczyłem ostatnie spotkanie wyborcze. Mam
satysfakcję, że dojechałem do wszystkich miejscowości. Wszyscy mieszkańcy
gminy, którzy chcieli mnie poznać, porozmawiać ze mną, zadać pytanie, poszukać
odpowiedzi, poradzić się, poskarżyć, wyrazić życzenie itp., wszyscy mieli
okazję, wszyscy mieli możliwość. Oczywiście nie wszyscy z tego skorzystali, bo
wielu zwolenników ma mój konkurent. Ci przychodzili na spotkania, aby ze mnie
szydzić, często niewybrednie żartować z mojej osoby, obrażać i na wszystkie
sposoby zniechęcać do dalszej pracy w kampanii. Na szczęście ta kampania już
się dla mnie skończyła. Na szczęście na spotkaniach byli też ludzie rozsądni.
Nie popierali mnie otwarcie, ale chcieli wysłuchać tego, co mam do powiedzenia,
zadawali pytania, chcieli odpowiedzi, dzielili się swoimi pomysłami na gminę,
tworzyli naprawdę miłą i konstruktywną atmosferę. Aż chciało się z nimi
rozmawiać.
Co czuję? Nie mam pojęcia. Jestem zmęczony. Trochę zły na
siebie, że nie zrobiłem wszystkiego, choć jeszcze nie wiem, czego nie zrobiłem.
Jestem w dziwnym stanie zawieszenia. Sen będzie chyba najlepszym lekarstwem na
mój stan ducha!
Sobota, znów przed wyborami
Są
chwile, gdy odczuwam, jak bardzo jestem zniesmaczony tym miejscem, które
poprzez niektórych ludzi jeszcze bardziej staje mi się obce. Po co chcę tu być
wójtem? Po co chcę to wszystko zmieniać? Jak mam to ogarnąć?
Nie
potrafię czasami ogarnąć chamstwa i małomiasteczkowej moralności, jakie biją z
niektórych mieszkańców. Odczuwam fizyczny ból na samą myśl o tym!
Czyżbym
budował w sobie dystans do gminnej rzeczywistości jeszcze przed tym, zanim
zacząłem być wójtem? A czy ja w ogóle będę wójtem? Zobaczymy czy jutro zacznie
się moja samorządowa przygoda!?
Z innej beczki. Minister pracy i polityki społecznej z
ramienia PSL na trzydniową konferencję Akademii Kobiet Aktywnych z podległego
jej resortu wydała niemal 1,4mln zł.
Na
inna dwudniową konferencję o tematyce „Jak dobrze być przedsiębiorczą kobietą”
ministerstwo wydało „tylko” 300tys zł.
Obie
imprezy organizowała ta sama firma. Szefuje jej kobieta! Minister też kobieta.
Niesamowite
rzeczy dzieją się w kraju nad Wisłą.
Zdecydowanie
nie powinienem czytać gazet i oglądać TV. To tylko burzy krew i podsyca
beznadzieję!
Zgłaszają
się do mnie ludzie, którzy już zostali wybrani na radnych. Chcą rozmawiać o
ewentualnej koalicji, współpracy i tym podobnie. Wszystkim mówię to samo.
Musimy poczekać. Jeszcze nie czas na tego typu rozmowy. Poczekajmy do
rozstrzygnięcia wyborczego.
Z
drugiej strony łechcą mnie takie próby podjęcia rozmów. Mają mnie już za zwycięzcę.
Oby się nie mylili!
Niedziela, znów wyborcza
Nie
ma szans na spokój ducha. Jest jeszcze gorzej niż w pierwszej turze wyborów.
Jestem podenerwowany i wyżywam się na najbliższych, którzy z anielską
cierpliwością znoszą moje fochy. Nawet nie mam czasu pomyśleć o nich, że oni
też mają dość tej całej kampanii, nerwówki i mojej nieobecności w domu; że oni
też są podenerwowani i przeżywają moje rozterki.
Byłem
z żoną na głosowaniu. Głosowałem na najlepszego w tym momencie kandydata, na
siebie. Mam nadzieję, że żona też. Poprzednie zdanie wszystko tłumaczy, jeśli
chodzi o moją kondycję psychiczną. czyżby lekarz miał rację?
Czuję
się wypruty z wszelkich sił. Stres i zmęczenie dopadają mnie z siłą, której
poddaje się bez walki. Czekam napięty jak struna na jakiś głos od swojej
znajomej, która zasiada w gminnej komisji wyborczej. Wyszedłem z domu i
uciekłem do lasu, choć wieczór dawno minął i noc nastała. Wolę w samotności lizać
rany, jeśli przegram. A jeśli wygram? Popędzę na łeb na szyję do domu, do
najbliższych, aby podzielić się z nimi nowiną. Później pójdę spać i jutro będę
spał, ile wlezie. Jutro jest 11 listopada, a więc dzień wolny od pracy. już się
cieszę na długie spanie i nieważne wygram czy przegram.
Po
godzinie 22. mam informację od znajomej z gminnej komisji wyborczej – wygrałem!
Po
usłyszeniu werdyktu wracam do domu, odbieram gratulację od najbliższych,
śmiejemy się razem, a później przygotowuję się do snu.
Chcę
szybko zasnąć i zapomnieć o kampanii. Tylko tak przygotuje się dobrze do
kolejnej rozgrywki, tym razem rządzenia gminą!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz