Wygrać
wybory samorządowe to jedno, a zostać samorządowcem to drugie!
Chcieć,
a być wójtem, to tak różne sprawy, jak widzieć i mieć widzenie!
Następna
odsłona „Dziennika praktykującego wójta”.
Pierwszy piątek po wyborach
Szafuje się takimi uczuciami,
jak ból czy rozpacz. Media nieustannie podsycają ból poprzez natręctwo i
tysiące głupich pytań. Rozdrapują ludzkie tragedie aż do zniesmaczenia.
Rząd i prezydent prześcigają
się w ogłaszaniu żałoby narodowej, choć nie wiem czy rząd może to robić. Tak
czy siak, czy to nie jest żerowanie na ludzkim nieszczęściu? A wydzieranie
sobie nawzajem pierwszeństwa w dostrzeżeniu ludzkiej tragedii czy też
ogłoszeniu żałoby, to po prostu żałosne.
Poraża mnie takie zachowanie.
Osobiście, kiedy jestem świadkiem ludzkiej tragedii, chowam się w sobie i
myślę, jak. Nie wyskakuję przed szereg. Daję sobie czas na zastanowienie, a
innym czas na ochłonięcie, dojście do siebie. Daję innym czas, aby mogli pobyć
sam na sam ze swoim bólem.
Ściganie się z ukazaniem żałoby
czy współczucia jest, moim zdaniem, brakiem szacunku dla ludzkiego bólu.
Koniec pracy w szkole. Było,
minęło! Teraz czas robić coś innego, coś nowego, coś jeszcze nieznanego.
Pierwsza sobota po wyborach
Staram
się nie myśleć o tym, co będę robił w poniedziałek w nowej pracy. mam nadzieję,
że wszystko się ułoży tak, jak trzeba.
Trochę
skłamałem. Myślę o pracy w samorządzie. Myślę o pracownikach samorządowych, a
konkretnie o tych, którzy już za kilka dni staną się moimi podwładnymi.
Dla
mnie urzędnik samorządowy nie musi być piękny, ale musi być skuteczny.
Tymczasem często spotykam się z tym, że pracownicy chcą być bardziej piękni niż
skuteczni.
Moje rozważania dotyczą
pracowników merytorycznych. Jednak skuteczność urzędnika na stanowisku
kierowniczym jest również pożądana, zwłaszcza skuteczność w zarządzaniu ludźmi
i odpowiednim motywowaniu ich do pracy.
Takie rozważania mogę nazywać
moimi samorządowymi mądrościami?
Proszę, proszę, ledwo wygrał
wybory, a już mądrości zbiera. Jeszcze dzień, jeszcze dwa i zaraz zrobi się ze
mnie biblijny Salomon! Dystans! Zwłaszcza w stosunku do samego siebie, swoich
myśli i poczynań.
Wracając do wcześniejszych
rozważań. Niech nikt nie sądzi, że dla mnie urzędnik samorządowy może być nawet
kocmołuchem, byleby skutecznym w pracy. Nie, nie i jeszcze raz nie! Nie znoszę
jednak sytuacji, gdy ktoś w pracy przywiązuje zbyt wielką wagę do wyglądu,
który w meritum spraw jest mniej istotny niż walory skuteczności i
umiejętności.
Pierwsza niedziela po wyborach
Ktoś
tam stwierdził, że w przypadku dyrektorów, prezesów burmistrzów, wójtów i innej
maści ludzi na tak zwanych stanowiskach, poziom niekompetencji jest wprost
proporcjonalny do zajmowanego stanowiska.
W pewnym momencie trzeba
zrozumieć, że kasjerka czy sprzątaczka potrzebują więcej umiejętności, żeby
fachowo wykonywać swoją pracę, że trudniej być nimi niż dyrektorem czy wójtem.
Jeśli ktoś taki, jak ja, tego
nie widzi i czuje się szczęśliwy, to technokratyczny świat znalazł swego
szczura, a szczur swój kołowrotek do biegania, na którym rzekomo się realizuje,
czyli ściga sam siebie!
Myśli o samorządzie zaczynają
opanowywać mnie niepostrzeżenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz